A to prawda, że te historie również powstają osobno?
W większości tak. W Źle urodzonych bardziej, niż w Wannie…, bo przy niej było trochę więcej pośpiechu. Ale tak, jeśli tylko mogę, to staram się nie zbierać tekstu z aparatem.
Z reguły reporter pracuje z fotografem – jest ich dwóch i mają dwie głowy. A ja mam tylko jedną i muszę to wszystko sobie poukładać, również emocjonalnie – wprowadzić się w odpowiedni stan, który powoduje, że mogę z kimś pogadać albo zrobić zdjęcie – a to są bardzo różne stany. Jeśli spojrzeć na przykład na materiały, które robiłem dla „Polityki”, to tam zawsze dobry był albo tekst, albo zdjęcia. Odbieranie rzeczywistości na poziomie reportera – obserwacji zachowań – to coś zupełnie innego, niż obserwowanie brył i płaszczyzn, które przemieszczają się w kadrze, i wciskania spustu migawki w odpowiednim momencie.
Wanna… skonstruowana jest w taki sposób, że na przemian irytuje, wprawia w melancholię i znów wkurza, a na zakończenie, posłowiem Andrzeja Stasiuka, zupełnie „rozwala” czytelnika, zostawia go z rozłożonymi rękoma i poczuciem, że na zmianę nie ma już nadziei. Nie ma jakiegoś światełka na końcu tunelu?
Nie ma światełka. Nie sądzę, żeby w Polsce za dziesięć lat było zupełnie inaczej niż teraz. Będzie może trochę lepiej, zniknie parę reklam, natomiast nie wierzę, żeby wydarzyła się jakaś rewolucja i żeby zrobiły się tu drugie Niemcy – jeśli chodzi o przestrzeń – i to nawet nie w tych aspektach estetycznych, ale w mądrości jej planowania.
Stasiuk rozumie to i „oswaja potwora” – nazywa go, głaszcze i próbuje się z nim zakumplować. Natomiast ja, póki co, zrozumiałem tylko, dlaczego tak się w Polsce dzieje, i dzięki temu nie chodzę już cały czas wkurzony. Ale nie umiem tego jeszcze pokochać tak jak Stasiuk i dostrzec w tym wartości.
Jest taki projekt profesora Marka Krajewskiego z Uniwersytetu w Poznaniu – „Niewidzialne miasto”, który analizuje wszystkie objawy takiej „paździerzowatej” aktywności ludzi w przestrzeni – jakieś kwietniki z opon i tym podobne. Jeśli to poczytać, to jest to nawet na swój sposób ujmujące… Twórcy projektu dostrzegli w tym wartość – ja nie mogę. Ale może tak musi być? Często ostatnio jestem pytany, w jaką stronę powinna iść ta polska przestrzeń: czy ona ma być taka jak w Skandynawii, czy jak we Włoszech? Ja zawsze mówię, że ona ma iść w polską stronę. I może właśnie idzie?
Dziękuję za rozmowę.