„Czy potrzebna jest wojna w malarstwie?”[1]. Tak postawionym pytaniem tekst do katalogu rozpoczyna Stach Szabłowski – przewodniczący jury tegorocznego, 23. Ogólnopolskiego Przeglądu Malarstwa Młodych Promocje. Pytanie niby retoryczne, lecz ważne – szczególnie w kontekście pojawiających się w ostatnim czasie krytycznych opinii na temat kondycji aktualnego, polskiego malarstwa.
Stosunkowo niedawno zakończyło się kilka ważnych konkursów dla młodych twórców – m.in. Konkurs Gepperta, Świeża Krew, Rybie Oko, Bielska Jesień oraz jeden z najstarszych przeglądów w Polsce – Promocje. Nagrody i wyróżnienia zostały rozdane, co jednak nie świadczy o tym, że udało się odkryć szczególnie wyróżniające się postawy czy też sprecyzować aktualne (nowatorskie) spojrzenie na sztukę. Dlaczego? Otóż większość z pojawiających się dyplomów posiada cechy wspólne – powszechne stało się poruszanie w obrębie bezpiecznych stylistyk z zachowawczą, acz doprowadzoną do perfekcji, techniką. Zaznacza się brak fakturowości, podejmowania poważniejszego tematu i fotograficzny wzorzec – który nota bene pozbawia obrazy emocji, a także charakterystycznej dla malarstwa aury. Jest zatem nudno. Śmiało więc można podążyć za cytowanym już Stachem Szabłowskim i tak jak on żałować, że w sztuce tej „nie ma więcej bezczelności i arogancji”[2] oraz czekać „na moment, w którym młodzi wyciągną wnioski z konstatacji, że problem formy jest niczym innym, jak problemem treści – kwestią tego, za czym człowiek się opowiada, przeciwko czemu się burzy, czego się boi i czego pożąda”[3]. Czyżby młode pokolenie malarzy nie miało siły na bunt?
Od kilku lat w malarstwie polskim nie dzieje się nic – a przynajmniej niewiele wartego odnotowania. Korzystając z wypracowanych już wzorców, młodzi twórcy usiłują budować autorski język wypowiedzi artystycznej, który na pierwszy rzut oka przeważnie się z czymś lub z kimś kojarzy. Niezależnie od tego czy jest to oklepana już stylistyka, temat, technika, szkoła malarska czy inny artysta, stosunkowo często można odnieść wrażenie, że prezentowany obraz już gdzieś się widziało. W przypadku legnickich Promocji było podobnie. Oglądając prace wyeksponowane w Galerii Miejskiej i Galerii Ring, tylko w kontakcie z nielicznymi odniosłam wrażenie, że są rzeczywiście ciekawe i stoi za nimi coś więcej, niż tylko doprowadzony do perfekcji warsztat. Tematyka obrazów oscylowała wokół zagadnień uniwersalnych, związanych głównie z przestrzenią i pejzażem miejskim, rzadziej z kontekstem aktualnych problemów czy człowiekiem i jego światem wewnętrznym. W widoczny sposób zarysowała się tendencja do czerpania z estetyki cyfrowej, ilustracyjnej i – co chyba najbardziej niepokojące – malowania z uprzednio zrobionych zdjęć. Według Anny Kani „młodzi malarze – co charakteryzuje obecne pokolenie – raczej nie buntują się, nie szukają skandalu, a swoją karierę budują na solidnym i bezpiecznym gruncie, co zapewniają uczelnie artystyczne”[4]. Czy tegoroczne Promocje potwierdziły tę tezę? Wydaje się, że tak.
Według Justyny Teodorczyk – rzecznika prasowego Galerii Sztuki w Legnicy – zauważalna jest „konstatacja jurorów, która trwa od kilku lat, że nie ma wyraźnej pokoleniowej zmiany. Nie ma młodej generacji, która przychodzi i mówi „nie”, krzyczy, niszczy i zmiata, wszystko co było, jak fala. Młodzi nie są niepokorni, są za to mniej odważni. Znacznie częściej projektują wewnętrzne światy, a rzadko odnoszą się do tego co na zewnątrz, nie dotykając palących problemów społecznych”[5]. Decyzją jury najwięcej nagród zebrała Katarzyna Piotrowicz. Do niej właśnie trafiły: Nagroda Marszałka Województwa Dolnośląskiego, Nagroda Galerii Sztuki w Legnicy oraz Nagroda Kwartalnika EXIT. Artystka zaprezentowała obrazy stylistycznie nawiązujące do estetyki cyfrowej, które charakteryzują się jaskrawym, neonowym, kontrastowym kolorytem, upodabniając się momentami do poddanych silnej obróbce komputerowej, prześwietlonych fotografii. Realizacje ciekawe, chociaż – co należy zaznaczyć – utrzymane w charakterystycznej ostatnio dla katowickiej ASP stylistyce. Nie pierwszy raz bowiem można spotkać absolwenta tamtejszej uczelni, który w malarstwie swym w bezpośredni sposób nawiązuje do estetyki cyfrowej i fotografii, a w tym do przejaskrawionych zdjęć, których tematykę można byłoby określić jako „scena rodzajowa” (np. Hanna Sitarz-Pietrzak). Mimo tego, nie można odmówić obrazom Pietrzykowskiej krzykliwości i minimalnej chociażby namiastki buntu. Zupełnie inne w odbiorze jest budzące zainteresowanie malarstwo Juliusza Kosina, który otrzymał Nagrodę Grad Prix Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Nagrodę Czasopisma Artystycznego FORMAT. Absolwent krakowskiej Akademii zaprezentował trzy podobne do siebie obrazy przedstawiające przestrzeń miejską ujętą kartograficznie, widzianą z lotu ptaka. Pod względem formalnym prace te przygotowane zostały z wielką dokładnością, co wskazuje na to, że twórca ten ma doskonale opanowany warsztat. Realistycznie potraktowana przestrzeń, na płótnach Kosina niejednokrotnie przybiera kształt abstrakcyjnej kompozycji, posiadając jednak realne odniesienie w świecie rzeczywistym. Ale to nie wszystko. Obrazy te cechuje spójna tematyka i konsekwentnie rozwijany program malarski, który świadczy o wzrastającej dojrzałości młodego twórcy. I być może to owa świadomość własnej twórczości przekonała jury, które uznało realizacje malarskie artysty za najciekawsze. Z krakowską uczelnią związany jest również Piotr Słota, laureat Nagrody Prezydenta Miasta Legnicy, który zaprezentował obrazy inspirowane nocnym pejzażem miejskim. Niby ciekawe, ale również, jakby gdzieś już widziane i to nie tylko na zdjęciach z długim czasem naświetlania. Analizując dostępne w sieci informacje na temat artysty, należy stwierdzić, że – podobnie jak Kosin – konsekwentnie realizuje on zamierzony przez siebie program artystyczny, który oscyluje wokół krajobrazu, ruchu i powstających w jego trakcie kompozycji barwnych. Jak mówi: „Inspirują mnie pejzaże miejskie, bo jest to przestrzeń, w której żyję, z którą nieustannie się stykam. Szczególnie interesuje mnie pejzaż nocny, może dlatego, że maluje go niewielu artystów. […] Na mój ostatni cykl wpłynęła obserwacja zjawiska zmienności w przestrzeni, dzięki której dostrzegam bogactwo koloru i światła z jego ulotnością i migotliwością”[6].
- Stach Szabłowski, Wojna, której nie było i przymierze, które zostało zawarte, [w:] Promocje 2013, katalog, Legnica 2013, s. 3.↵
- Tamże.↵
- Tamże.↵
- Anna Kania, Uwaga: „młode malarstwo” , [w:] Promocje 2013, katalog, Legnica 2013, s. 5.↵
- Wywiad autorski z Justyną Teodorczyk ( z dn. 22.11.2013).↵
- Małgorzata Stalmarska, Paweł Słota i jego pejzaże miejskie, Magazyn Czas na Wnętrze [online] na http://czasnawnetrze.pl/art-collection/sylwetki-artystow/13697-pawel-slota-i-jego-pejzaze-miejskie (stan z 26.11.2013).↵
1 comment
Jacy krytycy, takie malarstwo. Zaprezentowany w powyższym tekście poziom wiedzy krytyków wyjaśnia, dlaczego promowane prace są tak słabe, a polskie malarstwo, tak często odbiega od przyzwoitego poziomu europejskiego. Opinia na temat fotorealizu poprostu nierzetelna. Co do nagrodzonej pracy, zwyczajnie słaba. Czy rzeczwyiście autorka zajęła się człowiekiem, czy tylko “ufarbowała sobie włosy” na zielono, po to, aby odróżnić się od innych. I czy rzeczywiście “fotorealizm” z góry sakazany jest na niepowodzenie w konkunikacji pomiedzy artystą a odbiorcą jego dzieła? MG
Comments are closed.