W 1970 roku Morvay przenosi się – bez bagaży – do Hiszpanii, gdzie zamieszkuje w leżącym niedaleko Barcelony uroczym miasteczku malarzy Sabadell (w domu rodziny Balsachów), a potem także w samej Barcelonie. Na sześć lat Katalonia staje się dlań główną siedzibą. Tylko czasami wyprawia się stamtąd do Włoch (Rzym, nadmorskie miasteczko Camogli we wschodniej Ligurii). Na półwyspie Iberyjskim Morvay znów eksperymentuje. Z zaprzyjaźnionym malarzem Antoniem Taulé maluje obrazy na cztery ręce, zatytułowane Serie d’Olo(1971) – wizyjne, wypełnione przez dziwne zwierzęta i duchy. Podobnie jak wcześniej w formach abstrakcyjnych, tak i w pracach wizyjnych dociera do granic malarstwa. Jednakże otaczający świat przyciąga go z nową siłą, niczym objawienie. Dla wszystkiego, co widoczne, poszukuje najodpowiedniejszej formy, by oddać życie w całej jego prostocie, choć i dynamice – w pełni wyrazu. Maluje twarze, martwe natury, opuszczony ogród, ulice i alejki gotyckiej dzielnicy le Ramblas w Barcelonie, morze i tereny nadmorskie. Podczas pobytu w Katalonii odwiedza go (w Boże Narodzenie 1974 roku) ojciec Kazimierz – też artysta plastyk, po II wojnie światowej konserwator Akademii Sztuk Pięknych, po przejściu na emeryturę zaś konserwator Muzeum Narodowego w Warszawie. Było to ich jedyne spotkanie w trakcie całego trzydziestoletniego emigracyjnego życia Gabriela.
W 1976 roku Morvay pojawia się w Paryżu, gdzie przygotowuje indywidualną wystawę swoich prac (otwartą tego roku w Café d’Edgar) i gdzie – praktycznie nie wychodząc ze swego pokoju – pisze opowiadania, zebrane i wydane później w książce La Chambre de Pauline (Sabadell, 1998). W 1976 roku Morvay ponownie zmienia miejsce pobytu. Z Paryża udaje się do Włoch i osiada w Lombardii – początkowo w Cremonie, następnie zaś na dłużej w Casalmaggiore, gdzie za siedzibę obiera sobie pensjonat Il Bersagliere, opłacając pokój obrazami. Właściciel największej kolekcji jego dzieł – miejscowy adwokat Emilio Azzini – tam właśnie poznał malarza. Jak wspomina Azzini, spacerujący ulicami Casalmaggiore Morvay wzbudzał respekt, a nawet strach. Wyglądał na otyłego, ogromnej postury, z wyraźnymi cechami urody słowiańskiej. Pomimo tego wydawał się być Cyganem. Usta (brakowało mu kilku zębów) robiły się ogromne, kiedy śmiał się głośno. Niemniej jednak zachowywał delikatność, szczodrość i subtelną ironię, choć także złość wobec głupoty ludzkiej. We Włoszech maluje Morvay wizje miejskie, bez popadania w słodką malowniczość, oraz wciąż na nowo przedstawia rzekę Pad – „wolną i powściągliwą”, płynącą przez całą północnowłoską nizinę. Na płótnach tego okresu zanikają oznaki dawnego radykalizmu malarskiego, prace stają się dziełami pełnymi liryzmu. Świetne autoportrety z początków lat osiemdziesiątych ukazują twarz i spojrzenie malarza na wygnaniu, patrzącego na świat z ogromnym dystansem i jednocześnie z ogromnym smutkiem. Po kłótni z właścicielką Il Bersagliere (w 1982 roku) Morvay zniknął z Casalmaggiore i ślad po nim zaginął. Dostrzeżono go przypadkowo na ekranie telewizji włoskiej, w programie poświęconym kloszardom, którzy spędzali święto Wniebowzięcia Matki Boskiej (15 sierpnia) w pomieszczeniach dobroczynnej organizacji Caritas w Rzymie. Po tym incydencie schorowany Morvay powrócił do Casalmaggiore, gdzie operowano go w miejscowym szpitalu. W 1986 roku artysta znów niespodziewanie pojawił się w stolicy Francji, w domu wspomnianego już malarza Antonia Taulé. Wycieńczony i wynędzniały miał zamiar namalować serię obrazów z życia paryskich ulic. Bezskutecznie. Jeden z członków zaprzyjaźnionej rodziny Balsachów, podróżując po Europie, spotkał bezdomnego Morvayego w Paryżu i zabrał go – bez dokumentów – do Katalonii. W okolicach Barcelony Morvay jeszcze raz zbiera siły i przenosi na płótno ulubione tematy: krajobrazy przemysłowe, jakieś ulice, brzegi rzeki Ripoll; pojawiają się też wspomnienia i sceny fantazyjne. Te ostatnie to dzieła bliskie atmosferze tekstów literackich, które tworzył nieco wcześniej w Paryżu. Większość owych płócien niestety zaginęła lub – być może – spoczywa zapomniana w którymś z hoteli. Pomimo pracy i pomocy ludzi dobrej woli Gabriel Stanisław Morvay stopniowo gasł. Przyjaciele z Sabadell przyjęli go do swojego domu latem 1988 roku, aby opiekować się nim w chorobie, o której Morvay wiedział, że jest nieuleczalna. Zmarł tam, w tym mieście, 16 września. W 2011 roku polski krytyk sztuki – Jacek Zieliński – napisał o nim: Gabriel Morvay przypomina te rzadkie kwiaty, które rozkwitają tylko jednej nocy w roku, na parę godzin. Zauważalne jest u niego obsesyjne pragnienie wolności, które zamieniło się w samozagładę. To nieliczenie się z żadnymi wymogami świata jest jednak imponujące, choć nie daje się tak żyć. Znakomite obrazy Morvayego w stylu informel są naprawdę świetne, głęboko autentyczne, choć malowane były w manierze, którą nie on wymyślił. Jeszcze raz widać, że prawda nie bierze się ze stylu, tylko z osoby artysty.
*
Zarys twórczości francuskiej oraz włoskiej Gabriela Morvayego dały mi dwie poświęcone mu ekspozycje w Tarnowie i dwie podobne w Budapeszcie. Znam także prace malarskie Morvayego powstałe w Katalonii. Jestem przekonany, że warto zorganizować jeszcze jedną, tym razem pełną, retrospektywną prezentację jego dzieł powstałych w krajach Europy Zachodniej. Powinna ona odbyć się zarówno w miejscu jego urodzenia i młodości – w Polsce, jak też w jego drugiej ojczyźnie, po ojcu – na Węgrzech. Niezbędny byłby oczywiście spory wysiłek organizacyjny i finansowy, któremu podołać można chyba tylko dzięki szczodrości jakiegoś mecenasa bądź w wyniku wspólnych starań polsko-węgierskich. Taka ekspozycja pozwoliłaby jednak na prawdziwy, pośmiertny powrót artysty na ziemie, które zmuszony był opuścić, ale których nie przestał kochać. Budapeszt, 2012 r.
1 comment
Szkoda ,ze nie mozna udostepnic Waszych ciekawych artykulow na fb
Nie wszyscy tu zagladaja .
Comments are closed.