Katarzyna Kowalska: Wiemy, że sam pomysł na tematykę wystawy „W tym samym mieście, pod tym samym niebem…” w Galerii Arsenał w Białymstoku narodził się podczas Pani pobytu rezydencyjnego w Szwecji. Skąd pojawiła się więc koncepcja, aby wydobyć na światło dzienne problem kobiet emigrantek i uciekinierek z Bliskiego Wschodu?
Anna Konik: Szwecja kojarzy się przede wszystkim z krajem społecznym, z wypracowanymi modelami socjalnymi. Wiara w państwo opiekuńcze dominuje wśród Szwedów, dlatego w ich przekonaniu, to państwo powinno rozwiązywać wszelkie problemy. Jest to jeden z tropów do rozwikłania powodu powstania tego projektu. Zwiedzając Sztokholm zdałam sobie także sprawę, iż poruszam się po mieście, które nigdy nie było zniszczone przez wojnę. W starą tkankę miejską włączono m.in. architekturę modernistyczną. Czuje się w niej także wiarę w państwo oraz równość społeczną, ład i porządek.
W tej otoczce zabrakło mi jednak „Obcego” i od jego poszukiwania powstał mój nowy projekt „W tym samym mieście, pod tym samym niebem…”. Nie planowałam, że będzie to projekt o kobietach emigrantkach i uciekinierkach z Bliskiego Wschodu, ale kiedy dotarłam do jednej z dzielnic Sztokholmu – Rinkeby, odkryłam inny świat. Nie tak daleko od T-Centralen w Sztokholmie pod koniec niebieskiej linii, gdzie położone są dzielnice Rinkeby i Tensta, zwróciła moją uwagę brama z napisem „Rinkeby Torg”. Zobaczyłam za bramą innych ludzi, a za niewidzialnym murem odkryłam inne miasto, które jest niewidoczne, ale które istnieje na mapie, które żyje innymi problemami, porozumiewa się innym językiem, inaczej się ubiera, ma inny kolor włosów i oczu. Z Rinkeby przejechałam do stacji Tensta, której ściany ozdobione są hasłem „Solidarność” w różnych wersjach językowych. Niestety brzmi ono tam, jak sarkastyczny chichot losu. W Tensta spotkałam swoje bohaterki, kobiety z Iraku, Somali, Turcji, Syrii, Afganistanu, Kurdystanu. Ta dzielnica, to odbicie pokrętnej współczesnej idei czystości i segregacji rasy, naszych współczesnych okropności o czym pisał też Maciej Zaremba w „Higienistach”. Nie jest to jednak problem tylko Sztokholmu. Wykluczenia „Obcego” możemy doświadczyć w Białymstoku, czy Izraelu, gdzie chciałabym nakręcić kolejną część, ale także w Paryżu, w Londynie…
Niestety niewidzialne bariery: polityczne, kulturowe, światopoglądowe, językowe, które spotyka się na co dzień wszędzie, rosną niezależnie od głoszonych oficjalnie demokratycznych poglądów. Istnieją nieprzerwanie, ponieważ są w naszych głowach, dzielą nasze ciała. „W tym samym mieście, pod tym samym niebem…” ma obecnie dwie części – szwedzką i polską. Projekt aktualnie składa się z 14 historii uciekinierek z Syrii, Iraku, Somalii, Turcji, Kurdystanu, Afganistanu, Czeczenii i Inguszetii oraz serii rysunków wielkoformatowych „Communicating Disaster” i fragmentów mojego archiwum.
Czego najbardziej się Pani obawiała zanim realizacja projektu „W tym samym mieście, pod tym samym niebem…” doszła do skutku?
Nie miałam żadnych obaw przy realizacji tego projektu. Sam proces dochodzenia i analizy był tak długi i przepracowany przeze mnie, że miałam dużą pewność, co do samej koncepcji, struktury i wszystkich etapów jego powstawania. Jedyną obawę mogły wzbudzić przeżycia, o których miałam usłyszeć.
W Sztokholmie poznałam siedem kobiet, wszystkie opowiedziały swoje historie o ucieczce, śmierci, tęsknocie, miłości i bólu, potwierdzając, iż zamierzenia jednostki są bezsilne wobec praw rządzących społeczeństwem. Mieszkają w wyizolowanym przedmieściu czy w domu dla uchodźców, tzw. „Budowlańcu”, za niewidzialnym murem, bo czują się akceptowane tylko między swoimi. Miasto ich nie rozumie i w efekcie dokonuje segregacji. Te miejsca są etnicznymi gettami. „W tym samym mieście, pod tym samym niebem…” spróbowałam połączyć dwie różne rzeczywistości: zaprosiłam do projektu siedem kobiet szwedzkich, a w Polsce siedem Polek. Łączyłam wykluczonych z centrum. W swoich mieszkaniach do kamery opowiedziały wcześniej przeze mnie nagrane i spisane historie nieznanych sobie emigrantek mieszkających w muzułmańskiej enklawie Sztokholmu oraz białostockim „Budowlańcu”, próbując zrozumieć los tamtej „Innej”. Te, które nigdy nie miały doświadczenia wojny, społecznego wykluczenia, w filmie mówią historie tych, które tego boleśnie doświadczyły. Te kobiety z centrum, użyczają swojego głosu, poprawnego języka szwedzkiego czy polskiego, swych mieszkań. Pozwoliły na zaistnienie tej drugiej, na głośne opowiedzenie swojej historii.
A w jaki sposób rodowite Szwedki – kobiety z centrum wypowiadały się o kobietach z marginesu społecznego, których nie znały osobiście?
Wszystkie kobiety, które wzięły udział w projekcie (Szwedki i Polki) odpowiedziały na ogłoszenie wcześniej umieszczone w gazecie. Poszukiwałam kobiet, które były w tym samym wieku. Oczywiście doświadczenie i sytuacja życiowa ostatecznie były diametralnie odmienne. Szwedki nigdy nie były w Tensta, a Polki nie miały styczności z uchodźcami, mimo że mieszkają w tych samych miastach. Zależało mi, aby kobiety które będą dawały swoją twarz, głos, poprawną wymowę i intonacje języka, których mieszkania staną się metaforą marzeń tych innych – bo one przede wszystkim pragną spokojnego domu, szczęśliwej rodziny – od początku rozumiały znaczenie i siłę tej wymiany.
Projekt ma charakter komparatystyczny na wielu poziomach, od początku ważna była akceptacja i konfrontacja z cudzym losem. To bardzo trudny proces, bo wnikający w tkankę osobistych przeżyć i emocji. Nie polegał on na wyuczeniu kilku zdań, ale na analizie i empatii, na przełamaniu niepewności, zagrożenia i niezrozumienia, na odkryciu uprzedzeń. Empatia w pracy nad tym projektem była bardzo istotna, ale to „sztuczność”, którą pewnie odczuwa się przy oglądaniu i słuchaniu historii, powoduje, że konfrontowani jesteśmy z okrutną prawdą o nas samych, jako ludzie i jako społeczeństwo. Chodzi o sztuczność, która uwydatnia jeszcze mocniej kwestię izolacji, jest personifikacją zatarć pomiędzy obcymi rzeczywistościami – „My” / „Wy”.
Czy po doświadczeniach zdobytych podczas pierwszej części projektu, miała Pani jakieś szczególne oczekiwania związane z rozmowami z Polkami?
Zarówno w Sztokholmie jak i w Białymstoku spotkania i rozmowy były bardzo istotne. Białostoczanki, które wzięły udział w projekcie były bardzo świadome problemu, choć wiele z nich nigdy nie miała bezpośredniej styczności z uchodźcami z Czeczenii i Inguszetii. Białystok, woj. Podlaskie jest newralgicznym miejscem na mapie Polski, choć pewnie w wielu innych miastach sami jesteśmy świadkami podobnych ataków. Było tam kilka incydentów o charakterze rasistowskim i nacjonalistycznym. Mogliśmy obserwować przerażające akty: częste ataki na Czeczenów, podpalenie drzwi polsko-pakistańskiej rodziny, zniszczenie Gwiazdy Dawida w miejscu upamiętnienia żydowskiego cmentarza… .
Powód przyjazdu tych ludzi jest ciągle ten sam – ucieczka przed wojną, reżimem, przed reperkusjami politycznymi. Zdecydowali się przyjechać do Polski czy Szwecji by ratować życie swoich dzieci, mężów. W Białymstoku miałam kontakt z kobietami, z których część mieszka w domu dla uchodźców, a druga po otrzymaniu pozwolenia już w mieście, wynajmując mieszkania. Obie sytuacje są przerażające: warunki w domu dla uchodźców są poniżające, a możliwość utrzymania się w mieście, znalezienia oficjalnej pracy jest prawie zerowa. W domu dla uchodźców wieloosobowe rodziny mieszkają w jedno lub dwupokojowym „mieszkaniu”: dorośli, dzieci – właściwie jeden na drugim, bez intymności. To bardzo trudna część.
Chęć podjęcia dialogu oraz wzruszenie białostocczanek w filmie jest autentyczne, bo w tych historiach możemy zobaczyć odbicie nas samych. Jednak zbyt szybko zapominamy o własnym doświadczeniu emigracji, przez co stajemy się obojętni i łatwiej stwarzamy piekło innym.
Jak rozmowy na temat uciekinierek z Bliskiego Wschodu wyglądały w Polsce?
Jest to temat bardzo drażliwy, bo mamy jakąś awersje do Obcego a różnica, z którą jesteśmy konfrontowani obnaża nasze ideały czystości narodowej, rodzinnej, rasowej czy kulturowej, jako fanatyzm czy rasizm. Ludziom tym zarzuca się głównie, że zabierają pracę, że żyją za nasze pieniądze. Sytuacja Czeczenów, Inguszy nie jest łatwa, są atakowani, wyzywani od Cyganów. Anda Rottenberg podczas panelu dyskusyjnego, który towarzyszył wystawie słusznie zauważyła, iż „Społeczeństwo będzie uważało, że jest w porządku tak długo, jak długo nie będzie presji prawa na wykluczenie wszelkich gestów lekceważenia w stosunku do osób stanowiących mniejszość”. Zależy więc wiele od porządku, w którym kształtuje się nasze życie i od tego, jak go zmienić, bo wraz z jego zmianą, powinna zmienić się sytuacja „Obcego”.