Ruch dysydencki w ZSRR pojawił się pół wieku temu – nagle i jakby znikąd, wprawiając w zdumienie nie tylko sowieckie władze, ale także zachodnich sowietologów. Do tej chwili nikt nie ośmielał się nawet myśleć, że możliwe jest w Związku Radzieckim jawne działanie w obronie praw człowieka czy zakładanie niezależnych stowarzyszeń. Społeczność dysydencką stanowiła głównie inteligencja twórcza, która podjęła próbę poszerzenia granic wolności społecznej, światopoglądowej, wybierając „trzecią drogę”: nie przeciwko władzy ani nie w jej imieniu, lecz – niezależnie od niej.
Inaczej do tego środowiska dołączył Anatolij Marczenko – urodzony w rodzinie kolejarza, niewykształcony robotnik. Niesłusznie oskarżony, trafił do więzienia i odtąd stał się zdecydowanym przeciwnikiem reżimu i służącej mu ideologii. Znalazł się w środowisku moskiewskiej inteligencji za pośrednictwem dysydentów, z którymi się zaprzyjaźnił, odbywając karę w łagrach mordwińskich. Z czasem stał się jedną z ważniejszych postaci tego kręgu.
Przedstawiamy Anatolija Marczenkę poprzez fragment jego wspomnień, a także zapisy dwóch dysydentek – Ludmiły Aleksiejewej (historyka, współzałożycielki Moskiewskiej Grupy Helsińskiej) oraz Flory Litwinowej. (Red.)
Żyj jak wszyscy – Anatolij Marczenko
[W łagrze mordwińskim, jesienią 1966] Chodziłem na rozładunek, ciągałem belki, przerzucałem łopatą węgiel i cement. Stawiałem się na nocne apele, szedłem razem ze wszystkimi na dyżur, czekałem na konwojentów. Tak samo jak wcześniej, miałem ciągłe zawroty głowy, ale już nie odmawiałem wychodzenia do pracy. Nie miałem ochoty przesiedzieć ostatnich dni w karcerze, chciałem spędzić je z przyjaciółmi.Każdą wolną chwilę spędzaliśmy razem. Rozmawialiśmy tylko o jednym: dokąd mam pojechać, gdzie i jak urządzić się na wolności. Kierownik naszej jednostki już dawno poinformował mnie, że zgodnie z obowiązkiem meldunkowym mam zakaz osiedlania się w obwodzie moskiewskim i leningradzkim, w miastach portowych, w okręgach granicznych. Oprócz tego są miasta reżimowe, w których też mnie nie zameldują.
− A co to są te miasta reżimowe? Które to?
− Gdzie nie zameldują, tam – znaczy się – są reżimowe.
− No dobra, a gdzie mogę mieszkać?
− Dowiecie się na wolności, a na razie dokąd mam wam wystawić zaświadczenie i bilet?
− No, do obwodu kalinińskiego, chyba.
Major uśmiechnął się.
− W kalinińskim nie zameldują.
− To niech będzie kurski.
− Mogę dać wam zaświadczenie ze skierowaniem do Kurska. Ale, Marczenko, powiem wprost: lepiej jedźcie ze zorganizowanego naboru na północ czy na Syberię, żeby niepotrzebnie się nie wałęsać.
− Z jednego łagru do drugiego i to takiego samego, tylko bez drutu? Dziękuję, ale nie. A z moim stanem zdrowia i tak mnie nie wezmą.
− Jak chcecie, to wasza sprawa. Ale jeśli zaczniecie czegoś się domagać, znowu traficie do nas. Bez żadnego ociągania zameldujemy was w mordwińskich łagrach na pięć do siedmiu lat.
Przyjaciele najbardziej martwili się o to, czy uda mi się od razu dostać na wizytę do dobrego laryngologa. Budowali też bardziej odległe plany mojej przyszłości. Walerij upierał się przy tym, że koniecznie muszę się uczyć.
− Kończ szkołę wieczorową i idź na studia. Jeszcze nie jest za późno.
− Walerka, ale co ze mnie za uczeń? Przecież z matmy jestem ciemny jak noc.
Walerij zaczynał tłumaczyć, że niezdolnych nie ma, z wyjątkiem chyba klinicznych idiotów. Po prostu matematyki zwykle źle uczą.
− Jak będziesz chciał, to dasz radę.
− Przecież głuchy jestem, nic nie usłyszę na lekcji.
Julij [1] powiedział, że w Moskwie można kupić aparat słuchowy.
− Trzeba będzie trochę wydać. Ale dziewczyny nie zauważą, że jesteś głuchy. Tylko włosy będziesz musiał zapuścić, żeby go schować.
Dyskutowano o wszystkim, łącznie z najdrobniejszymi szczegółami: jakie cywilne ubrania założę, gdzie i co trzeba będzie kupić, żeby było i tanio, i dobrze. Jechać trzeba będzie w łagrowym buszłacie. Tak się stało, że z własnych rzeczy zostały mi tylko stary kombinezon narciarski i buty. Żeby jak najszybciej zrzucić z siebie buszłat, który tak mi obrzydł! Chłopaki poprzynosili mi wycinki z jakichś czasopism: modne męskie stroje, porady, jaki krawat dobrać do jakiego garnituru. Można pomyśleć, że zaopatrzę się w co najmniej trzy garnitury i ciągle będę kursował między salą koncertową a przyjęciami dyplomatycznymi.
Ostatnie dni w łagrze są szczególnie męczące – ciągną się w nieskończoność. Trudno jest uwierzyć, że ten dzień – dzień zwolnienia – rzeczywiście nastąpi i nie wiesz, czego oczekiwać później.
Jeszcze poprzedniego dnia oddałem wszystkie sprzęty więzienne i odzież ochronną. Wczesnym rankiem 2 listopada [1966] przyszli się pożegnać przyjaciele i znajomi, którzy mieli odbyć pierwszą zmianę; zaraz ich zabiorą i już nigdy się nie zobaczymy. Przyszli Burow, dwóch Walerijów z Leningradu – Ronkin i Smolkin, ich współoskarżony Wadim, podeszli do mnie też inni, z którymi znałem się blisko. Wszyscy życzyli mi, żebym dobrze urządził się na wolności, dawali adresy swoich krewnych, prosili, bym wstąpił do nich, jeśli będę miał po drodze. Prosili też, aby o nich nie zapominać, o tych – którzy zostają w Mordowii, którzy siedzą we Władimirce [2]. Kiedy poszli do pracy, zostali najbliżsi przyjaciele: Walerij, Julij, Kola, Tolik Futman, Anton. Julij dał mi w prezencie książkę Lebiediewa o Czaadajewie – wiedział, że bardzo mi się spodobała. Na pustej stronie napisał:
„A w sumie niegłupi
Ten los otrzymałeś.
Bo tutaj ogłuchłeś
I tutaj przejrzałeś.
Bądź dumny, to sukces znaczny:
Nie każdy widzi, choć patrzy. [3]
Z szacunkiem i najlepszymi przyjacielskimi życzeniami
Toli Marczence od Julija Daniela”
Futman z Walerijem dali mi na pamiątkę Historię Manon Lescaut Prévosta [4] – najpewniej nie bez powodu.
- Julij Daniel (1925–1988) – rosyjski poeta, tłumacz, dysydent.↵
- Więzienie we Władimirze niedaleko Moskwy, w którym oprócz przestępców kryminalnych przebywali „szczególnie niebezpieczni przestępcy państwowi”. Od połowy lat 70. do 1978 roku jedyne więzienie polityczne w ZSRR. Warunki były tam szczególnie surowe.↵
- Tłum. Hałyna Dubyk.↵
- A.F. Prévost-Exiles, Historia Manon Lescaut i kawalera des Grieux (1731) – powieść o tragicznej w skutkach, naznaczonej piętnem fatalizmu miłości.↵