Od czasów trochę nieporadnych, radomskich akwarel i szkiców, obrazów z porzuconej krakowskiej Akademii, od pierwszych etiud, nakręconych w Filmówce, i na wpół socrealistycznego Pokolenia, minęło grubo ponad pół wieku, cała epoka. Powstało kilkadziesiąt filmów, często wybitnych, w tym kilka arcydzieł, rzadko jednak dzieł rewolucyjnych pod względem formalnym. To chyba nigdy Wajdy nie interesowało. Był i jest przede wszystkim „opowiadaczem historii” i tę sztukę doprowadził do mistrzostwa. Nic też dziwnego, że właśnie ów uniwersalizm jego filmów, uwypuklił w swoim przemówieniu Robert Rehme, prezydent Akademia Sztuki i Techniki Filmowej, przyznającej reżyserowi honorowego Oscara za całokształt dokonań w 2000: „Miłośnicy kina uważają go za jednego z najwybitniejszych reżyserów w historii filmu, twórcę, który wielokrotnie kierował uwagę świata w stronę kina europejskiego. Starając się pokazać najszlachetniejsze wzloty i najmroczniejsze zakamarki europejskiej duszy, inspirował nas wszystkich do zastanowienia się nad własnym człowieczeństwem. Wajda przynależy do Polski, lecz jego filmy stanowią część kulturalnego dziedzictwa ludzkości”[6].
Zamiast pisać o całej jego twórczości, napiszę słów kilka o jednym dziele. Popiół i diament to najważniejszy film Andrzeja Wajdy, jego największe arcydzieło. Nie waham się tego pisać, pomimo tego, że wiem, iż Wajda za swoje największe osiągniecie artystyczne uznaje Człowieka z marmuru. Ani tego, że współczesna ocena powieści Jerzego Andrzejewskiego, a tym samym wymowy politycznej filmu, wytyka obu dziełom oportunizm w przedstawianiu ówczesnej sytuacji społeczno-politycznej, a nawet uleganie oficjalnej propagandzie.
Oczywiście, ani powieści, ani filmu nie należy odrywać od realiów politycznych lat 40. i 50., wszak odnoszą się do najbardziej aktualnych problemów tamtych lat.
Gdyby jednak potraktować Popiół i diament jako czyste dzieło filmowe, pozbawione bezpośredniego kontekstu politycznego, gdyby też zapomnieć, że powstało w PRL-u, gdzie rządziły wytyczne politbiura i cenzura, gdyby spojrzeć na ten film jako dzieło reżysera np. francuskiego lub japońskiego, można by odnaleźć jego największą siłę, jako dzieła sztuki.
Myślę, że takie podejście nie jest zupełnie pozbawione sensu. Bowiem widzowie na całym świecie, którzy zachwycili się polską szkołą filmową, nie byli zbyt zorientowani, ani zainteresowani meandrami naszej historii, a tym bardziej niuansami walki politycznej pomiędzy frakcjami PZPR, dopuszczającymi produkcje jednego filmu, a drugiego nie.
Nie to było ważne, lecz nowy język, uniwersalizm, który przejawiał się w nowoczesnym opowiadaniu o skomplikowanych relacjach międzyludzkich na tle relacji politycznych i historycznych. Przeciętny widz w Wielkiej Brytanii, Francji czy Finlandii mniej (jeśli w ogóle) był zainteresowany kulisami wybuchu powstania warszawskiego czy wojny polsko-polskiej w drugiej połowie lat 40., niż samą opowieścią filmową: niezwykle atrakcyjną, dramatyczną, przepełnioną szlachetnymi uczuciami, aktami bohaterstwa i poświęcenia. Opowiedzianą zrozumiałym, uniwersalnym, ale i bardzo oryginalnym językiem filmowym.
To nam, w Polsce, wydawało się, że polska szkoła filmowa nade wszystko uczy świat naszej historii, w rzeczywistości fakty historyczne były tylko sztafażem, tłem dla nowych wartości artystycznych, nowych form wypowiedzi, które niosły ze sobą dzieła Wajdy czy Munka.
Nie oszukujmy się, że cały świat chce i musi zrozumieć nasze trudne dzieje, cierpienie i bohaterstwo, bo jesteśmy narodem wybranym i szczególnie doświadczonym przez los. Nie chce i nie musi.
Każdy naród ma swoją unikalną historię, którą chciałby zainteresować świat. I każdy próbuje to robić. Jesteśmy jednym z wielu. Bez większych szans na wyjątkowość i uprzywilejowane traktowanie.
Chyba, że pojawi się tak oryginalny i wszechstronny artysta, jak Andrzej Wajda. Wtedy jego dzieła mogą zwrócić uwagę świata na historie, które opowiadają jego filmy. Bardziej historie, niż historię. Nawet tak przesiąknięty historią Katyń (2007), nie obroniłby się jako opowieść i widowisko, czyli film, gdyby nie był ciągiem historii kilku oficerów i ich rodzin. I gdyby te historie nie były przekonujące i atrakcyjne, nic by nie przyszło z samego przedstawienia historii – suchych faktów, nawet najbardziej przerażających i wołających o pomstę do nieba.
I to dotyczy wszystkich filmów Andrzeja Wajdy o tematyce historycznej, nie tylko Katynia.
O Popiele i diamencie napisano tomy, to film znajdujący się w kanonie najważniejszych dzieł kina europejskiego i światowego po II wojnie.
Dziś to film wciąż o walce, obowiązku wobec ojczyzny, ale także – o miłości, co kiedyś było postrzegane jako wątek poboczny. Głównemu bohaterowi, Maćkowi Chełmickiemu udało się przeżyć okupację i powstanie warszawskie, gdzie zginęła większość jego przyjaciół, ale dziś, gdy ogłoszono koniec wojny on nade wszystko chciałby żyć. Pokochał dziewczynę, z którą chciałby rozpocząć nowe życie. Najpierw jednak musi wykonać ostatnie zadanie i zabić. W symbolicznym geście jego ofiara łączy się z nim w uścisku. Obaj są zakładnikami historii. Maciek przeżyje Szczukę tylko o kilka godzin. Rano napotka patrol ludowego wojska polskiego, który będzie chciał go wylegitymować. Ucieka, ginie. „Człowieku, człowieku, po coś uciekał?”[7] – lamentuje młody żołnierz, który go ścigał. Maciek nie miał innego wyjścia, umiera na śmietniku historii.
Siłą filmowego Maćka Chełmickiego nie jest to, czy dobrze wybrał w sytuacji niejasnej dla niego samego, której widz np. w Finlandii nie jest w stanie pojąć, lecz to, czy jest wiarygodny jako postać, bohater, człowiek. Jest. Jego śmierć, bez znajomości całokształtu sytuacji w Polsce AD 1945, jest po prostu prawdziwa i bezsensowna. I na dobrą sprawę nieważne, czy śmietnik, na którym umiera, jest umiejscowiony w Polsce, na przedmieściach Wrocławia, niedawnego niemieckiego Breslau. Najważniejsze, że czujemy, iż to śmierć bezsensowna w sensie uniwersalnym.
Dlatego, między innymi, filmy szkoły polskiej, z Popiołem i diamentem na czele, były tak ważne dla widzów na świecie.
Ostatnio w Polsce powstała znakomita i odpowiednio obszerna 462-stronicowa monografia tylko tego jednego filmu, autorstwa Krzysztofa Kornackiego[8], a zapowiedziane są jeszcze dwa następne tomy uzupełniające. Na pewno będą frapujące, bo mamy do czynienia z dziełem wybitnym, wymagającym dogłębnej i wszechstronnej analizy. Równie ważne jest, że film został poddany pieczołowitej rekonstrukcji cyfrowej przez renomowaną firmę Cyfrowe Repozytorium Filmowe z Warszawy w ramach projektu Kino RP. Dzięki takim działaniom – konserwatorskim, by tak rzec, stosując nomenklaturę z dziedziny sztuk pięknych, oraz historyczno-krytycznym opracowaniom, dzieło (nie tylko to, bo CRP dokonało już rekonstrukcji siedmiu klasycznych filmów Andrzeja Wajdy) najwyższej klasy, jakim jest Popiół i diament zyskuje nieprzemijane walory, oby jak najdłużej uznawane za ważne i cenne przez widzów w kraju i na całym świecie.