Następnym etapem naszego zadania było rzeźbiarskie “zilustrowanie” własnych doświadczeń z pierwszego etapu. Fascynacja wyniesieniem się ponad ziemię zdecydowała, że rzeźba będzie “lewitowała” w przestrzeni, bardziej lekka, ruchoma i wbrew naukom pobranym w ciągu trzech lat studiowania – byłam na czwartym roku studiów – podstaw zagadnień rzeźby, czyli figury jako ciężkiej bryły zajmującej pewną przestrzeń, oglądaną z zewnątrz (dookoła). Rzeźby najczęściej eksponowanej na piedestale tak aby była wygodna do oglądania przez widza – moja będzie wypełniała przestrzeń, jakby ją blokowała dla przemieszczania się człowieka w sposób wygodny. Dlaczego? Byłam arogancka, czy zbuntowana? Albo raczej potrzebowałam przekraczania i burzenia granic, granic przyzwyczajeń estetycznych i psychologicznych tak u widza, jak i u mnie samej. Moje przekraczanie granicy polegało i polega na próbach przechodzenia z tego obszaru, w którym już wszystko znam do tego, którego jeszcze nie doświadczyłam, nie poznałam.
Następnym dylematem była decyzja co do wyboru materiałów, z których wykonam ową “ilustrację” moich rozważań na temat równowagi. Dla uzyskania lekkości, myślałam o użyciu papieru ale po zastanowieniu się odrzuciłam papier. Jest to materia nasączona wieloma znaczeniami, produkt z wpisanym weń procesem technologicznym, dotykało go przede mną wielu ludzi, używało tysiące artystów przez wieki. Pomyślałam więc o drewnie. Materia stworzona przez naturę, lekka, ciepła, miła, z jej komórkową budową wewnętrzną. Można je (drewno) ciąć, rzeźbić, ociosywać ale ja wolałem nie tak postępować, jak to już inni rzeźbiarze robili, postanowiłam “wdmuchnąć w drewno powietrze” i zawiesić je w powietrzu aby było naprawdę lekkie. Dużo wiedziałam o drewnie, o drzewach. O drzewiej istocie wywodzącej się ze świata “obiektywnego” (świata Natury), istocie żywej, karmiącej się pokarmem ziemi, jak i kosmosu (fotosynteza), będącej formą pionową (Ziemia – Kosmos), wiedziałam, że można je rozciąć wzdłuż włókien i odsłaniać linie kształtowane jedynie przez naturę. Uwzględniałam też gatunek drzewa. I już wiedziałam, że właśnie drewna użyję w mojej wypowiedzi przestrzennej mającej pokazać moje rozważania na temat równowagi. Rozstrzępione włókna drewna zaczęłam łączyć za pomocą kleju kostnego u ich końców, tak aby zagarnąć/zarysować jak największy obszar/”bryłę” przestrzeni.
Zajmował mnie też problem równowagi i fenomen ciała ludzkiego/mechanizmu jako instrumentu poszukującego momentu równowagi – czyli moje chodzenie na szczudłach – i linia, następnie struktura zagarniająca przestrzeń, a wszystko poddane działaniu praw matematyki i fizyki; siły grawitacji były bardzo istotne w moim poszukiwaniu i wpłynęły na powstanie Przyrządów równoważnych. Odnosiły się one do struktury, granic czegoś, co jest jakby “pomiędzy”, na przykład między istnieniem i nieistnieniem, czegoś widzialnego i niewidzialnego, problemu sensu i absurdu, porządku/organizacji, na przykład geometrycznej, czy organizacji chaotycznej, ucieleśniały one też zagadnienie początku i nieskończoności.
Zrealizowała Pani wiele kolejnych wcieleń tej głównej linii w Pani pracy – Krystalizacji przestrzeni – tak w świecie, jak i ostatnio również w Polsce, tak w przestrzeni otwartej, jak i we wnętrzach. Co decyduje o osobliwości każdego z tych wcieleń owej ogólnej idei? Teraz, w lecie 2013 roku, przygotowuje Pani wystawę do wnętrz Galerii Muzalewska w Poznaniu. Czy może Pani już teraz, parę miesięcy przed inauguracją tego poznańskiego pokazu, powiedzieć coś na jego temat?
Tak jak to napisałam kiedyś w programie: “…w mojej kreacji – tak ogólnie – dopuszczam do głosu w równej mierze intelekt, sumę doświadczeń, intuicję, temperament oraz stan psychiczny, w którym się znajduję w danym czasie”. Przystępując do kolejnego projektu poddaję wnikliwej analizie “daną” mi przestrzeń. Staram się zobaczyć jej estetykę i fizyczność, czyli ukształtowanie terenu, architekturę, materiały, z jakich jest zbudowana, proporcje, wymiary etc. Studiuję historię miejsca i kontekst kulturowy widza – pracuję w wielu różnych krajach na świecie – więc chcę wiedzieć komu moje dzieło oferuję, chcę zastanowić się, jak do niego “dotrzeć” by mógł w pełni je odebrać. Ważne jest także by wiedzieć, jaką “dana” mi przestrzeń spełnia codzienną funkcję, aby domyśleć się kim będzie odbiorca. I kolejno:
ULICA jest przestrzenią publiczną, przez którą przemieszczający się ludzie mogą być jedynie zaskoczeni moją pracą. Być może będzie ich ona zatrzymywała, zmieniała aktualny proces myślenia, zrobi przerwę w ich “codziennym zorganizowanym przez innych biegu” i może da im pozytywną emocjonalnie chwilę, inną niż te, w których trwali do tej pory.
PLAC MIEJSKI funkcjonuje nieco podobnie jak ulica, z większą możliwością swobodnego zatrzymania się. Dzieło na ulicy, czy na placu miejskim (i podobnych im przestrzeniach publicznych), adresowane jest do wszystkich ludzi, którzy się tam znajdują, bez względu na to, na jakim są szczeblu inicjacji artystycznej. Sztuka w miejscach publicznych edukuje, oswaja, wtajemnicza nawet tych, którzy są od niej jeszcze daleko.
PEJZAŻ jest przestrzenią szczególną, inną. Tam najczęściej dla mnie najważniejszy jest kontekst estetyczny miejsca, z którym pracuję (eksperymentuję) w celu jego przedefiniowania, po to aby stwarzać nowe/inne rzeczywistości. Człowiek często bywa tu jedynie widzem, czasami tylko uczestnikiem zdarzenia.
GALERIA czy MUZEUM są miejscami, do których człowiek przychodzi specjalnie aby zobaczyć dzieło. Miejsca te są tylko dla niektórych ludzi, tylko dla tych, którzy zdecydują się tam pójść, zwykle będących wyżej na szczeblach drabiny inicjacji estetycznej. Miejsca te selekcjonują, natomiast dla mnie są to najlepsze miejsca (ze względu na zwolnienie tych przestrzeni z restrykcyjnych – często nielogicznych – praw ograniczających swobodę “wypowiedzi” artystycznej, jak to jest w przestrzeniach zewnętrznych), dla eksperymentowania (laboratorium) z emocją, wrażliwością człowieka, który nie ma szans pozostać jedynie widzem. Zwykle z dużym entuzjazmem przeistacza się on w uczestnika wydarzenia.
Samo miejsce i wszystko, co je tworzy nazwałam “energią zastaną”, która w połączeniu z “energią wprowadzoną”, czyli moim konceptem interwencji linią w przestrzeń, potęguje jej oddziaływanie na emocje człowieka. Oprócz powyżej opisanej analizy miejsca staram się też poczuć emocjonalnie daną mi przestrzeń, aby zdecydować o koncepcji interwencji, czyli wykrystalizowania takiej sytuacji, w której człowiek przeżyje specjalne chwile, będzie “wytrącony” ze stereotypów życia codziennego, przeżyje chwilę, która będzie jego własną, zrzuci maskę, rolę, którą ostatnio grał, gdyż zorganizowane przez innych jego życie tak mu nakazywało, ponadto przeżyje chwilę, w której być może poczuje się na nowo kimś indywidualnym, mającym prawo decyzji i wyboru? Pomoże mu to uświadomić, że jest CZŁOWIEKIEM wyposażonym w emocję wyższą, a nie jedynie trybikiem w maszynie społecznej.