Duży wpływ na koncept mają też różne uwarunkowania i zdarzenia związane z organizacją wydarzenia artystycznego. Tak jak moja rzeźba wynika z sytuacji przestrzennej miejsca, tak i ja zwykle staram się też zaadaptować do sytuacji i okoliczności, w jakich jest organizowana wystawa. Weźmy na przykład ostatnią moją pracę w Spoleto we Włoszech. Organizowali ją spontanicznie artyści i entuzjaści sztuki. Jednak w tej chwili we Włoszech występuje dotkliwy kryzys ekonomiczny, a Spoleto jest na krawędzi bankructwa. Obiecany wcześniej przez władze miasta budżet został mocno okrojony i niemożliwe było wynajęcie podnośnika, abym mogła zrealizować wielką (opisując językiem potocznym) zawisłą w przestrzeni klasztornego patio formę, która miała prowadzić dialog z inną formą – rozpylonej mgły wodnej – a związane z tym zjawiska świetlne miały zmieniać, krystalizować tę przestrzeń i oddziaływać na jeszcze inne niż wzrok zmysły człowieka. Czy w tej zmienionej sytuacji miałam powiedzieć: nie, trudno, nie mogę zrealizować projektu? Nie chciałam zawieść przyjaciół. Przeciwnie, w takich sytuacjach zwykle staram się pomóc i zaradzić złu. Zmieniłem więc projekt, dostosowując go do pracy wobec ograniczonych możliwości. W trakcie pierwszej mojej wizyty na miejscu, w tym zabytkowym monumencie, jakim jest Chiostro [Krużganki] San Nicolo w Spoleto, ktoś powiedział mi, że prawdopodobnie będę obserwowana przez okna (wychodzące na dziedziniec) mieszkającego na ostatnim piętrze budynku profesora historii sztuki i już w tym momencie wiedziałam, że koncept i kompozycja będzie tworzona dla jego oczu, czyli dla “patrzącego z góry” (taki też tytuł rzeźba przybrała), uwzględniając przy tym oczywiście wszystkie inne uwarunkowania estetyczne, prawne i ekonomiczne. Pracując po 9 godzin dziennie w temperaturze 35ºC, przez około 10 dni, zbudowałam rzeźbę, która spotkała się z dużym aplauzem – starszy Pan Profesor też ją pochwalił, ale ja wiem, że zabrakło mi czasu i rzeźba nie była dostatecznie nasycona – wyważona.
Aby zrealizować wrocławską pracę Zdziczała jabłoń I z cyklu Krystalizacja przestrzeni w BWA Awangarda w 1993 roku, dostałam jedną z przestrzeni, wielką przeszkloną witrynę (8m x 4m x 22m), która w opinii wszystkich była przestrzenią trudną. Nawet usłyszałam komentarz jednego z moich profesorów z ASP: “Lutka, nic ciekawego w tej witrynie nie zrobisz, to przecież gablota, a co w gablocie można… ?”. “Jak to nic ciekawego nie zrobię?” –odpowiedziałem, rzucając sobie wyzwanie. Innymi motywacjami, które miały wpływ na koncept, było zbulwersowanie, jakie przeżywałam w tamtym czasie w związku z problemem plagiatu mojej pracy (moich wynalazków przestrzenno-estetycznych) przez nieuczciwą koleżankę artystkę, która swoim postępowaniem bardzo mi szkodziła. Zmuszona byłam wystąpić przeciwko niej, co wywołało w środowisku wrocławskim wiele dyskusji, nie zawsze mi przychylnych i sprawiedliwych dla mnie. Plagiatorka była mocno “usytuowana”, więc moje wystąpienie przeciw temu lokalnemu porządkowi rzeczy było jakby W POPRZEK.
Zdecydowałam się by być też w poprzek witryny Galerii Awangarda we Wrocławiu.
A tę “ważną” galerię potraktowałam jak przedmiot będący jedną z części większej całości, to jest – mojej rzeźby. Wielki ostrosłup stojący na głównym rogu, stworzonym przez kąt prosty (90º), jedną swą ścianą przecinał po ukosie przestrzeń witryny, wychodząc jednym końcem przez szybę na zewnątrz, a drugim końcem trójkątnych ścian ostrosłupa przebijał ścianę dzielącą wnętrze galerii, kończąc się w przyległej sali. Linią, którą interweniowałam w przestrzeń, było rozstrzępione drewno drzewa – całego – starej, już nie owocującej, zdziczałej jabłoni, którą mój brat zdecydował się usunąć ze swojego sadu. Przygotowując drewno, czyli rozstrzępiając je, czułam i rozważałam życie jabłoni. Zasadzona była jeszcze w czasach przedwojennych, była więc świadkiem przemiany historii Dolnego Śląska – zasadzili ją Niemcy, przetrwała wojnę i potem jeszcze długo owocowała dziczejąc. Postanowiłam temu drzewu – przeistaczając je w rzeźbę – dać nowe życie, uhonorować je w tytule. Była to pierwsza edycja Zdziczałej jabłoni. Po zakończonej wystawie we Wrocławiu zachowałam drewno, z którego zbudowałam Zdziczałą jabłoń II w Zamku Ujazdowskim w Warszawie rok później.
W Galerii Muzalewska na pewno poddam ludzi i ich emocje “obróbce”. Będzie to laboratorium!
Latem 2013 roku © 2013 by Ludwika Ogorzelec & Jaromir Jedliński