W drugiej połowie XX wieku w polskiej sztuce było tylko pięciu radykalnych performerów, przekraczających konwencje artystyczne, nowatorskich, reagujących na aktualną rzeczywistość oraz w sposób zdecydowany czyniących własne ciało podmiotem działań artystycznych: Jerzy Bereś, Zbigniew Warpechowski, Krzysztof Zarębski, Zbyszko Trzeciakowski i Jerzy Truszkowski.
Oficjalną sztuką, lansowaną wówczas przez galerie i muzea, było malarstwo abstrakcyjne, nowa figuracja oraz konceptualizm, będący w istocie „koncepcjonizmem”, czyli podawaniem pomysłów zamiast realizacji. Na tym tle wymienieni artyści wyróżniali się wprowadzaniem ciała artysty w obszar sztuki. Czynili to nie w sposób zapośredniczony, lecz bezpośrednio, podczas performansów. Publiczność mogła na żywo obserwować zmagania tych artystów z samymi sobą podczas wystąpień, które czasem stawały się trudnymi, granicznymi wyzwaniami, szczególnie w wydaniu Zbyszka Trzeciakowskiego.
Bereś i Trzeciakowski już nie żyją, jak długo będą żyć pozostali – nie wiadomo, więc każda możliwość kontaktu z artystami radykalnymi z tego grona jest szczególnie cenna. Historycy sztuki i kuratorzy powinni zabiegać o to, by uzyskiwać od tej trójki jak najwięcej konsultacji dotyczących zarówno dziedzictwa polskiego performansu, jak i tego, jaki kształt powinny przybierać współczesne praktyki pokazywania tego dziedzictwa w salach wystawowych.
W trakcie performansów tych pięciu artystów osoby upoważnione przez nich fotografowały lub filmowały te działania. W takiej formie te unikatowe, wyjątkowe, niepowtarzalne dzieła istniały po ich przeprowadzeniu. Najpopularniejszym sposobem utrwalania tych wydarzeń było fotografowanie ich na negatywach czarno-białych lub diapozytywach, czyli slajdach. W ten sposób powstawały unikatowe dzieła, które nie były zwyczajnymi zdjęciami komponowanymi na spokojnie do oka kamery fotograficznej lub filmowej czy wideo. Były to wyjątkowo sprawnie uchwycone kluczowe dla tych performansów momenty. Status takich dzieł jest wyjątkowy, a wartość po prostu bezcenna, bo są to chwile wyjątkowe dla historii polskiej sztuki.
Podczas performansów Krzysztofa Zarębskiej zdjęcia na negatywach czarno-białych i slajdach wykonywał zawsze Leszek Fidusiewicz. Poznali się, gdy Zarębski był lekkoatletą (biegał w sztafecie 4 x 400m). Fidusiewicz był dziesięcioboistą i fotografował innych sportowców podczas zawodów. Wymagało to w tamtej epoce szczególnej inteligencji i sprawności fizycznej, gdyż ówczesne aparaty fotograficzne nie opierały się na automatyce, lecz na mechanice. Nie wykonywały automatycznie wielu zdjęć w serii, jak obecne. Po każdym zdjęciu trzeba było kciukiem prawej ręki przesunąć za pomocą dźwigni kliszę i naciągnąć migawkę. Długość czasu naświetlania i wielkość otworu przesłony w obiektywie należało ustawiać ręcznie według wskazań światłomierza lub na wyczucie według doświadczenia fotografa. Uchwycenie momentu, gdy w 1961 roku na mistrzostwach polski Zarębski w biegu przekazywał pałeczkę koledze ze sztafety wymagało mistrzowskich umiejętności fotografującego.
Takimi mistrzowskimi umiejętnościami wykazał się również Fidusiewicz w 1976 roku podczas jednego z performansów Zarębskiego, który ma kluczowe znaczenie dla dziejów polskiej sztuki. W Autohemo po raz pierwszy wprowadził do polskiej sztuki krew wydostającą się „na żywo” z ciała artysty, na oczach publiczności. Tytuł performansu pochodzi od dwóch słów greckich „autos” i „hemos” – „Sam” i „krew”. Zarębskiemu chodziło o użycie własnej krwi do leczenia wzroku modelki. W tamtych czasach slajdy były drogie, więc Fidusiewicz musiał trafnie wybrać właściwy moment – wykonał jedynie dwa bezcenne slajdy.
Po czterdziestu paru latach od tego momentu Łukasz Ronduda pisał książkę na temat polskiej awangardy lat 70. Wydawcą było CSW Zamek Ujazdowski, a autorem układu graficznego – Piotr Uklański, polski artysta mieszkający w Nowym Jorku. Zarębski również mieszka w Nowym Jorku od 1981 roku. Gdy Uklański po raz pierwszy leciał do Stanów Zjednoczonych w latach 90., Warpechowski dał mu telefon do Zarębskiego. Jak wspomina Zarębski, Uklański słodkim głosem poprosił o pomoc. Zarębski skontaktował go z jedną z galerii, z którą współpracował. Uklański zaczął robić tzw. karierę i więcej nie odzywał się do Zarębskiego.
Po wielu latach asystentka Uklańskiego zatelefonowała do Zarębskiego z prośbą o wypożyczenie dwóch slajdów do wykonania reprodukcji w książce Rondudy. Zarębski był tak biedny, że nie miał własnego skanera, więc w swojej naiwności wypożyczył oryginalne slajdy, wierząc, że odzyska je zgodnie z normalnym trybem postępowania wśród kulturalnych ludzi. Co się pożycza, to się oddaje, a w szczególności powinno to dotyczyć bezcennych slajdów wykonanych podczas performansu. Tak się jednak nie stało. Uklański odmawia oddania slajdów, które wypożyczył mu Zarębski. Uklański unika kontaktów z Zarębskim, Ronduda unika kontaktów z Uklańskim. Uklański zeskanował slajd i wykonał naświetlaną cyfrowo odbitkę fotograficzną. Wystawił ją jako własne dzieło zatytułowane Untitled (polska neowangarda Krzysztof Zarębski „Autochemo”). Zarębski szczególnie zwraca uwagę na to „chemo” zamiast „hemo”.
Ta odbitka wykonana bez wiedzy i zgody autora performansu i autora zdjęcia została pokazana na wystawie Uklańskiego w jednej z londyńskich galerii, a potem ta galeria wypożyczyła wystawę warszawskiej galerii Zachęta. Wszyscy widzieli, że wśród prac znajduje się dzieło Zarębskiego, a nikt z Zachęty nie zatelefonował do niego z pytaniem, w jaki sposób Uklański wszedł w jego posiadanie. Zapewne uważali, że to fajny dowcip, bo program wystaw galerii Zachęta opiera się głównie na robieniu fajnych dowcipów. Jest tam niesłychanie fajnie i wszyscy są bardzo fajnie zakolegowani, artystki i kuratorki. O wystawie w Londynie wypowiadało się z oburzeniem wielu artystów i wiele artystek, których prace Uklański powielił bez pytania autorów o zgodę. Pracownice galerii Zachęta musiały wiedzieć o tym, że zostały naruszone nie tylko w sposób rażący prawa autorskie i majątkowe, ale również osobiste, gdyż forma podpisów pod pracami sugerowała, że to Uklański jest ich autorem.
8 comments
Spodziewałam się burzliwych komentarzy po artykułem, a tu cisza. Nic dziwnego,że galerie i kuratorzy traktuja artystów jak naiwnych dzieciaków, skoro taką mają świadomość prawa autorskiego. (A że jest żenująco niska, wiem skądinąd, próbując od lat uświadamiać z marnym, jak widać, skutkiem.)
Szanowna Pani
Proszę cierpliwie poczekac “chwilkę”. Pracuję w tej chwili nad komentarzem. Obiecuję ciekawą lekturę. Jestem pod wrażeniem opisanej w liście sytuacji. Pod wrażeniem, niestety, jak najbardziej negatywnym.
Znamy się z Krzysiem Zarębskim i współpracujemy w mojej nowojorskiej galerii Emart od lat. Nigdy nie miałem problemu żeby z nim uzgodnić co jest czyje, może jesteśmy za mało nowocześni. O sprawie kradzieży jego prac przez Uklańskiego wiem od dawna i też (mimo zakazu) mam fotkę z Zachęty z Krzysia pracą na ścianie podczas wystawy z okazji 44 urodzin Uklańskiego. Niestety mocno wypromowany Uklański nie liczy się z czymś co moralnie wykracza poza normy bo wie że będzie go trudno za to wsadzić. Pracowałem jeszcze kiedyś w polonijnym nowym dzienniku gdzie nie udała mi się próba opisania kradzieży przez Uklańskiego prac polskich “szopkarzy krakowskich” i orła Stanisława Szukalskiego. Uznanao że skoro Michnik był na otwarciu to nie może być antypolskie i że ja bredzę o kradzieży. Jednak spadkobiercy praw autorskich Szukalskiego żyją (niby podpis głosił że to wg/szukalskiego) i szopkarze szopek krakowskich to artyści a często grupy którzy nie są bezimienni. Nawet jeżeli Uklański dostaje jakieś zgody choćby ustne od właścicieli praw to gdzie tu “sztuka” jakaś się jawi. Czy doprawdy widz jest już tak wykształcony że nie widzi co jest czym, czy zabiegany w codzienności łata brak czasu tytułami z gazet i jest mu obojętne o co chodzi?
wszyscy ktorzy śledzą karierę Uklańskiego wiedzą ze to pseudoskandalista i dorobkiewicz teraz okazuje się że jest jeszcze pospolitym złodziejem ;-)
czekam na odpowiedz Ministra Kultury w tej sprawie
minister jest z grupy trzymającej władzę i pilnuje jej interesów tak więc czego można się spodziewać; powtórzy zapewnie za artworldem, że każde g..o jest dozwolone jeśli to jest nasze g..o; jeśli to nie jest nasze g..o to wtedy to jest rzeczywiście g..o.
widzenie to świadomość, jak twierdzi Władysław Strzemiński…. jaki zatem jest stan umysłów artystów wizualnych, którzy kradną i urzedników sztuki trudniących się paserstwem … Pozwalam sobie zacytować fragment wstępu z “Teorii widzenia ” :
“O zakresie naszego widzenia decyduje nie jakieś “przyrodzone”, “normalne” widzenie, lecz proces pracy zachodzącej we wzajemnym związku i wzajemnej zależności między widzeniem biologicznym a naszą myślą. (…) W procesie widzenia nie jest ważne, co mechanicznie chwyta oko, lecz to, co człowiek u ś w i a d a m i a sobie ze swojego widzenia. Wzrost świadomości wzrokowej jest wiec odbiciem procesu rozwoju ludzkiego. (…) Świadomość wzrokowa, ukształtowana przez realne warunki bytu, zdecydowała o zakresie ilości widzenia. Nie żadne “normalne” średnioarytmetyczne, wyabstrahowane widzenie, lecz widzenie ukształtowane przez byt i określane przez formację społeczno-historyczną”.
Zatem prośba do wszystkich, którzy tworzą współczesną narrację wizualną, aby swojego podstawowego organu-narzędzia pracy jakim jest wzrok, nie ograniczali wyłącznie do widzenia końca własnego , zadartego, nastawionego na karierrrę nocha …. Chciałabym wierzyć, że Pan Minister zareaguje na ten SKANDAL W KULTURZE ( * to tytuł wrocławskiej konferencji naukowej’2012), ale moim “świadomym” wzrokiem widzę to marnie.
To chyba nie powinno dziwić. Uklański to człowiek garściami “czerpiący” z dorobku innych.
Na przykład jego fotka z Zachęty
http://news.o.pl/2012/12/06/piotr-uklanski-czterdziesci-i-cztery-zacheta-warszawa/
to wierna kopia Philippe Halsmana
http://en.wikipedia.org/wiki/File:Dali_women_skull.jpg
Zdjęcie Ukańskiego Solidarność
http://www.obieg.pl/recenzje/4216
to kopia fotografii Arthura Mole z lat 20. XXw marynarzy w porcie na nadbrzeżu ustawionych w napis Victoria . Niestety nie znalezłem linka ale jest w jakimś albumie.
Podobnie Jan Paweł II zrobionu przez niedo gdzieś w Brazylii to kopia
http://www.pinterest.com/noteforge/mole-thomas-photography/
I to by nie było na tyle, jak ktoś chce niech dopisze
ale g…; jaki jest niskie morale ludzi pracujących w tych galeriach dla których ewidentna kradzież nic nie znaczy;
co za upadek i oszukiwanie nie obeznanych z mechanizmami tzw. world artu;
Comments are closed.