Do muzyki podobnej eksperymentom z Tonym Conradem Cale wrócił raz jeszcze, na albumie Church of Anthrax, nagranym z Terrym Rileyem. Nie przypominało to już jednak wielogodzinnych sesji z Teatrem Wiecznej Muzyki, potrafiącym wypełnić każdą przestrzeń uduchowionym hałasem. Dla odmiany, Walijczyk zaczął pisać piosenki. Jego talent do kreowania hałasu rezonował wciąż na koncertach i okazjonalnie przejawiał się na płytach. Na przykład na kończącym HoboSapiens utworze Over Her Head. „Gotująca” się, klaustrofobiczna mieszanka dźwięków pianina, skrzypiec i trąbek, wybucha niespodziewanie galopadą bębnów i jazgotliwą solówką altówki. Cztery lata później drone powrócił. Koncert (Circus Live) zarejestrowany w Amsterdamskim Paradiso (2004 i 2006 rok), wiązał ze sobą kompozycje z różnych etapów kariery, spajając je świdrującymi dźwiękami rodem z nagrań Le Monte Younga w swoistą suitę (Amsterdam Suite). Podobne cykle, złożone z nowych, starych i z pożyczonych piosenek, Cale przedstawił publiczności jeszcze co najmniej dwa razy. W 1980 roku, patronem jednego z nich uczynił człowieka zamieszanego w aferę Watergate (The Nine Lives of Gordon Liddy). W 1995 roku, wiązankę trzech utworów pod tytułem Songs from the Shimmer zadedykował m.in. Salmanowi Rushdiemu. Podobne wiązanki usłyszeć można chyba na każdym z jego występów.
Cale jest znakomitym interpretatorem cudzego repertuaru, jednak również swój własny rzadko wykonuje w identyczny jak na płytach sposób. Na koncercie w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu, otwierającym zeszłoroczną edycję festiwalu Ars Cameralis, artysta promował najnowsze wydawnictwo Shifty Adventures in Nookie Wood, choć to poprzednie – wydaną rok wcześniej EP-kę Extra Playful – zagrał w całości, sprawiając słuchaczom uciechę (playfulness) a nawet coś ekstra. Pochodzący z niej Hey Ray, dedykowany twórcy mail artu Rayowi Johnsonowi, zyskał nieco cięższe akcenty w refrenie („Rosjanie nadchodzą!” – krzyczy chór; „Wcale, że nie” – odpowiada Cale, „Rosjanie nadchodzą” powtarza chór, „A gdzie tam” – ripostuje Cale). Tytułowy Nookie Wood rozkręcił się natomiast w grupową improwizację, nie pozostawiając wątpliwości co do seksualnej natury tytułowego gąszczu.
Jak urżnąć łeb występowi
Autointerpretacyjna zabawa stała się znakiem rozpoznawczym występów muzyka. Piosenki zyskują dodatkowe zwrotki, inne komentowane są w trakcie wykonywania. Do legendy przeszły koncertowe wersje Fear is a Man’s Best Friend. W trakcie występu w ramach programu Songwriters Circle z 1999 roku, muzycy na scenie bacznie obserwują jego pochyloną nad klawiszami sylwetkę. Nie mają pewności czy akompaniować, czy też zasłaniać twarz przed odłamkami. Reakcje pianisty są spontaniczne. Nim dotrze do drugiej zwrotki, Cale przechodzi do krótkiej improwizacji, zaś z tekstu piosenki czyni przerysowany monodram. To scena wycięta z kabaretu… albo filmu sensacyjnego… nie, jednak chyba z dreszczowca. „Umarliśmy już dawno temu / jeszcze nie spoczęliśmy w ziemi”. Fear.. to kompozycja do sabotowania na żywo, której struktura rozpada się w finałowym akcie. Bas, w drugiej połowie utworu nie trzyma już rytmu; również dźwięki fortepianu stają się coraz bardziej nerwowe, frenetyczne. W finale, utwór przeistacza się w to, o czym opowiada. Do historii przeszło też wykonanie Heartbreak Hotel z Croydon, które zainspirować musiało doom metalowych showmanów młodszego pokolenia do wielu infantylnych hołdów. W 1977 roku punkowcy dopiero uczyli się przekłuwać agrafkami uszy, a Alice Cooper tryskał w publikę sokiem pomidorowym. Cale, nie czekając na werble czy dramatyczną grę świateł, zniknął ze sceny na kilka sekund, po czym wrócił z kurą. Przykucnął. W dłoni tasak. Trach. Zwierzęciu odpada głowa. Wszystko, co do tej pory pisano o satanistycznych (a przynajmniej anarchistycznych) orgiach zwanych koncertami rockowymi, za sprawą jednego cięcia okazało się bujdą. Kurczak poszybował w tłum. Zniesmaczona publiczność pierzchła. Oburzeni muzycy zeszli ze sceny. W czasach studiów na Goldsmiths’ College w Londynie, Cale organizował koncerty, na których muzycy wydzierali się na rośliny tak długo, póki te nie uschły, zaś on sam wczołgiwał się pod klapę fortepianu nawet nie przerywając gry. Poprzeczka została podniesiona zbyt wysoko by przeskoczył ją jakiś nielot z Croydon. Performance wykonany dla rock’n’rollowej publiczności zmarnowałby się, gdyby nie dedykowana wegetarianom z zespołu piosenka (Chickenshit) i fanowska poczta pantoflowa. Kolejne pokolenia dziennikarzy muzycznych nie mogły nie spytać o historię z kurczakiem. „Czy to prawda, że zabił Pan kiedyś na scenie kurę?” – pyta reporterka. „Taaa… i to tasakiem!” – odpowiada muzyk, złowieszczo unosząc brwi niczym Vincent Price. Najwidoczniej rock, podobnie jak towarzyszący Cale’owi zespół, był w tamtym czasie jaroszem.
Lektury z Biblioteki Sił
Rozpisując się o incydencie z drobiem, interpretacji repertuaru i aurze koncertów, można by pomyśleć, że treść schodzi w przypadku autora Slow Dazzle na plan dalszy. Skoro w VU za teksty odpowiadał Lou Reed, także sposób ich „podania” nasuwa jednoznaczne skojarzenie z flegmatyczną dykcją twórcy Transformera. A jednak na drugim krążku VU Cale’a słychać dwukrotnie. Treść The Gift powstała wprawdzie jako ćwiczenie warsztatowe Reeda, przygotowane na zajęcia z literatury, jednak na płytach solowych pianisty znaleźć można podobne opowiadania – podawane beznamiętnym tonem instrukcji obsługi. The Jeweller kończy Slow Dazzle z 1974 roku i ma w sobie coś z grozy Edgara Allana Poe (w dużej mierze za sprawą syntezatorowej ilustracji Briana Eno). Podobna precyzja w doborze słów, podobne stopniowanie napięcia i zaskakujące zakończenie – przemiana oka w waginę. Strange Times in Casablanca z Honi Soit (1981) to już śpieszna narracja w stylu czarnego kryminału lub wieczornej publicystyki w telewizji. „Wina paraliżuje / Niczym trzaśnięcie drzwiami / A w drzwiach są drzwi są drzwi są drzwi są drzwi” – zasypuje nas swoją obsesyjno-kompulsywną narracją… szpieg, paranoik? Cale, w późnych latach 70., zaczął interesować się zagraniczną polityką, akcjami CIA i „zbrojeniowym outsourcingiem” USA, przeczuwając w konsekwencjach działań rządu nieuchronny kataklizm. Wydany w tamtym czasie album Sabotage/Live przepełniają więc czarne scenariusze Wzajemnie Zapewnionej Destrukcji (M.A.D.), kresu rokowań pokojowych i początku prorokowania zagłady. Zakres tematyczny Cale’a nie ogranicza się tylko do aktualnych wydarzeń. Większość z jego tekstów to rezultat pełnych erudycji polemik z postaciami historycznymi, pisarzami i postaciami, które wyszły z kart książek. W tekstach natrafimy na opowieść o traumie Guerniki w twórczości Hemingway’a, oraz impresję na temat René Magritte’a. W E is Missing nie pada nazwisko Ezry Pounda, co tylko wzmacnia poczucie jego nieobecności w słownikach literatury – autora ważnego, ale „wyklętego” z powodu profaszystowskich sympatii. Cale z chęcią przedstawia rewersy „wypożyczonych książek”; tasuje nimi jak surrealista talią kart, aranżując przypadkowe spotkania postaci o zbieżnych nazwiskach. Po usłyszeniu Mr. Wilson, sam lider The Beach Boys nie był pewien czy utwór dedykowano jemu, czy też politykowi Haroldowi Wilsonowi. Osobne teksty Cale zadedykował bohaterce Ibsena i bohaterowi Szekspira. Osobiste przeżycia (Guts) skatalogowane są obok apeli ostrzegających przed nadciagającą wojną (Mercenaries (Ready for War), Sabotage). Hołd dla matki (Taking your life in your hands) tuż obok opowieści o matczynym okrucieństwie, parafrazującej Williama Blake’a (Sanities). Zimna wojna się skończyła, jednak autor Fear dalej zaczytuje się w teoriach spiskowych, aktualnych w czasach codziennej inwigilacji i obywatelskiego poczucia winy (Scotland Yard). Teksty Cale’a to niemal eseje, które podpierają się cytatami z Machiawelliego, Cage’a, bądź Robbe’a-Grillet. Polemizują z nimi, uaktualniając ich treść. Muzyk wydaje się zamieszkiwać jakieś sąsiednie, tekstualne uniwersum, co zresztą zdążyło obrosnąć wieloma branżowymi anegdotami. Po występach na wspólnej trasie z Motörhead, hotel dzielony był na dwa przeciwne obozy. Jedno skrzydło, w którym stacjonował oddział Lemmy’ego, przypominało pola Verdun, z krajobrazem powyłamywanych drzwi, rozrzuconych butelek i roznegliżowanych „Lazaretanek”. Po drugiej stronie hotelu – cisza i spokój. Brakowało jedynie szyldu: „uprasza się o zachowanie ciszy w bibliotece”. O drapieżności literatury, metaforycznym polu bitewnym, Cale śpiewa w ostatnim z utworów na Music for a New Society: „Książki schodzą z półek / Czytają się same / Czytają na Ciebie / w Bibliotece Mocy”.