Ewa Zielińska: Jakie wydarzenie w ciągu ostatnich lat najsilniej wpłynęło na obraz polskiej kultury?
Tomasz Bagiński: O, gruby kaliber na początek… To pytanie wymaga dobrej znajomości polskiej kultury, a ja muszę się przyznać, że nie do końca rozdzielam świat kultury polskiej od świata kultury europejskiej czy światowej – staram się poznawać rzeczy z całego świata. Ograniczenie do samej polskiej kultury wymagałoby, wydaje mi się, dużo większej wiedzy. To z mojej strony próba odbicia piłeczki, ale naprawdę nie czuję się na siłach, by odpowiedzieć.
A gdybyśmy spróbowali zawęzić to pytanie do kinematografii?
Myślę, że najważniejsze dla polskiej kinematografii wydarzenia są dopiero przed nią. Wydaje mi się, że ostatnie piętnaście lat to ciągłe, bardzo powolne dojrzewanie. Mam wielką nadzieję, że wchodzący na rynek coraz młodsi filmowcy, którzy mają trochę inne doświadczenia niż ludzie, którzy kształtowali naszą kulturę i kinematografię przez ostatnie kilkadziesiąt lat, wreszcie dojdą do głosu i dopiero te najbliższe lata przyniosą coś bardzo, bardzo ciekawego.
Kto, według Pana, odegrał znaczącą rolę w polskim kinie?
Mam wrażenie, że te ostatnie piętnaście lat nie zaowocowało czymś, co mógłbym wskazać – jednym filmowcem czy filmem, który wstrząsnął polską kinematografią tak, że echo tego wstrząsu poszło przez Polskę i przez świat. Oczywiście, mieliśmy trochę sukcesów światowych, ale ciągle wydaje mi się (nie chcę zabrzmieć zbyt ostro), że to były wydarzenia „z poprzedniej epoki”, wydarzenia, które jeszcze nie uwzględniały tego, co działo się w kulturze w ciągu ostatnich dwudziestu lat – rewolucji spowodowanej Internetem, pojawieniem się nowych technologii. I nie mówię tego wyłącznie w kontekście dziedzin, którymi ja się zajmuję – czyli technologii związanych z robieniem filmów i efektów specjalnych przy animacji – ale ogólnie: na przykład demokratyzacji robienia filmów. Żeby robić film, już nie trzeba mieć kamery filmowej (za wypożyczenie której na jeden dzień płaci się kolosalne sumy) czy kliszy filmowej – to wszystko jest dostępne dla znacznie większej grupy ludzi.
W każdym razie uważam, że moment prawdziwego uderzenia polskiego kina jeszcze nie nastąpił. Powiedzmy sobie otwarcie: jest trochę produkcji, które – używając terminologii sportowej – zasługują na srebro czy na brąz, ale nie ma nic, co zasługiwałoby na złoto.
Co wyróżnia naszą kinematografię na tle innych krajów? Z jakich osiągnięć w tej dziedzinie możemy być dumni?
Oczywiście chciałbym, żeby kultura polska miała większe znaczenie w ramach kultury światowej, ale myślenie, że ona jest czymś od kultury światowej odmiennym, jest moim zdaniem ograniczające. Wydaje mi się, że należy od razu myśleć w kontekście świata. Światowe sukcesy w kulturze, również w kinematografii, są już całkowicie dostępne dla filmowców z Polski. Udowodnili to chociażby ludzie związani z grami komputerowymi. Mamy w Polsce pięć studiów zajmujących się ich produkcją, a z tego dwa czy trzy studia produkują gry klasy AAA, czyli mające budżety liczone w dziesiątkach milionów dolarów! To jest przecież coś niesamowitego, a dzieje się w Warszawie, Krakowie – normalnych polskich miastach. Te gry są robione przez polskie zespoły kreatywne, polskich artystów, a funkcjonują w ramach rynku światowego.
W kinematografii jeszcze mi tego trochę brakuje. Czuję inercję rynku kinematografii, który był jednak bardzo mocno osadzony w poprzedniej epoce. Z tego powodu „wychodzenie do świata” zachodzi dużo wolniej, ale – prędzej czy później – nastąpi.
Postępujący w ostatnich dwóch dekadach rozwój nowych technologii to rewolucja w dostępie informacji. Jaką rolę odgrywają media w kształtowaniu kinematografii?
Jedną ze zmian, które przyniósł Internet, jest totalne zmniejszenie świata, zbliżenie do siebie rynków kinowych. Proszę zobaczyć, co się wydarzyło w ostatnich dziesięciu latach z premierami kinowymi: kiedyś czekało się na nie miesiącami, a teraz dystrybutorzy muszą uwzględniać fakt, że w dniu premiery w Stanach Zjednoczonych film, takimi czy innymi drogami, dociera wszędzie. W związku z tym zdarzają się sytuacje, że duże premiery odbywają się wcześniej w Europie niż w Stanach Zjednoczonych, albo – co jest coraz częstsze – premiera następuje jednocześnie na całym świecie. To wszystko bardzo przyspieszyło, dostęp do kultury jest łatwiejszy.
Rozwój nowych technologii to także istotne zmiany w podejściu artystów do sztuki czy filmowców do kinematografii. Pan z nowymi technologiami ma ciągłą styczność, ale czy dostrzega Pan owe zmiany w swojej pracy?
Moja praca w tej chwili polega na reagowaniu na zmiany – one są jej istotą. Jedną z fascynujących rzeczy, która wiąże się z moją pracą (jak zresztą z wszystkimi zabawami kreatywnymi) jest fakt, że nie można się zatrzymać w rozwoju: cały czas trzeba zmieniać narzędzia, myśleć o tym, co będzie następne. Zmiany są dla mnie normalnością; nie powodują tego, że nagle muszę wywrócić do góry nogami swoje życie – w pewnym sensie wywracanie do góry nogami tego, co robię, należy do moich obowiązków.
Wracając do nowych technologii, wydaje mi się, że mają większy wpływ na kwestię, o której mówiłem wcześniej, to znaczy na bardzo mocne „skurczenie świata” – na przykład na to, że ludzie mają bezpośredni kontakt z artystami; że taki człowiek jak ja ma kontakt właściwie z całym światem – z producentami, z ludźmi zajmującymi się największymi markami rozrywkowymi na Ziemi. I przy odrobinie samozaparcia, ale też szczęścia (bo szczęście też tutaj ma znaczenie), mogę walczyć o projekty, na które prawdopodobnie dziesięć–piętnaście lat temu ani ja, ani nikt z tej części Europy nie miałby szans. W najśmielszych snach nie można się było przebić do tych producentów, do tych ludzi, z którymi teraz można rozmawiać przez Skype’a lub skontaktować się za pomocą jednego maila.
Prędkość i zacieśnienie kontaktu, które umożliwia Internet, niesamowicie zmieniły środowisko pracy. Już nie mówię o pracy zdalnej – że można zorganizować zespół, w którym każdy pracuje w innym kraju i zajmuje się innymi rzeczami – bo to w zawodach kreatywnych nie zawsze się do końca sprawdza (czasem trzeba się po prostu spotkać i posiedzieć w tym samym pomieszczeniu, żeby urodziło się coś ciekawego), ale na poziomie organizacyjnym – poziomie walki o projekty – Internet umożliwił nam granie w lidze światowej. Cała reszta to już wisienka na torcie.
Czemu służy dziś film? Jaka jest jego największa wartość dla współczesnego człowieka?
Zawsze uważałem, że kino to przede wszystkim rozrywka i nigdy nie traktowałem go jako bardzo wysublimowanej formy sztuki (choć oczywiście dopuszczam istnienie filmów, które mogą być odbierane jako dzieła sztuki). Co roku pojawiają się setki filmów rozrywkowych, których celem jest wciągnięcie widza w świat filmu, wywołanie emocji, spowodowanie reakcji. I to jest istota kina od ponad stu lat. Tutaj nic się nie zmienia i myślę, że się nie zmieni.
Kino oczywiście ewoluuje, nie tylko jeśli chodzi o język techniczny, ale też formalny: pewne rozwiązania, które teraz są na porządku dziennym, jeszcze dwadzieścia czy trzydzieści lat temu były rozwiązaniami awangardowymi. Pewne sposoby montażu czy opowiadania historii, które dziś są zupełnie normalne nawet w serialach telewizyjnych, kiedyś były uważane za eksperymenty wariatów. Ale wydaje mi się, że istota nie uległa zmianie – chodzi o rozrywkę. Gros filmów, myślę, że 99 procent, tak naprawdę służy rozrywce.
Czego w dzisiejszych czasach najbardziej potrzebuje polska kinematografia?
Chciałbym, żeby polska kinematografia wyszła z takiego sposobu myślenia i podziału na kinematografię polską i światową. Wydaje mi się, że ten podział jest ciągle wykorzystywany, żeby w jakiś sposób usprawiedliwiać wpadki, błędy techniczne, niedołęstwo realizacyjne. Wciąż czasem mówi się, że „to świetny film, ale jak na Polskę”. Dla mnie to jest żenujące, bo chciałbym zobaczyć świetny polski film, którego nie trzeba w żaden sposób usprawiedliwiać.
Na szczęście polscy filmowcy zaczynają rozumieć, że świat na naszych granicach się nie kończy, że można trochę zaszaleć i za te granice wyjść. Wszystko się demokratyzuje i myślę, że najbliższe lata dadzą nam kilka naprawdę ciekawych przykładów filmów – może od młodszych filmowców, a może od filmowców, o których jeszcze nie słyszeliśmy. Te projekty siedzą gdzieś w głowach ludzi i w końcu ujrzą światło dzienne.
Dziękuję za rozmowę.