O Marilyn Monroe napisano i powiedziano wszystko, albo prawie wszystko. W dalszym ciągu jej biografię wypełniają luki i tajemnice, oddziałujące na zbiorową wyobraźnię na tyle mocno, że legenda tej niezwykłej blondynki na stałe przeniknęła do najgłębszych struktur kultury, a także i sztuki. Nie wiadomo, ile w niezliczonych książkach i dokumentach o Marilyn jest prawdy, a ile fałszu. Do tej pory owiane są tajemnicą okoliczności jej śmierci. Czy została zamordowana? Czy popełniła samobójstwo? Teorii na ten temat powstało sporo, choć nigdy tak naprawdę nie udzielono jednoznacznej odpowiedzi, co wydarzyło się 5 sierpnia 1962 roku, kiedy znalezioną ją martwą, trzymającą w ręku telefoniczną słuchawkę. Jaka była prawdziwa Marilyn, do której przypięto wizerunkową łatkę „głupiutkiej blondynki”? Histeryczna, nadwrażliwa? A może po prostu nieszczęśliwa? Tą zagadkę starał się rozwiązać Ed Feingersh, który rejestrował na swoich fotografiach aktorkę bez retuszu, masek czy udawanych póz. Część jego artystycznego, albo może bardziej fotoreporterskiego dorobku, można właśnie oglądać w Centrum Kultury Katowice podczas trwającej w dalszym ciągu wystawy „Do DNA Marilyn”.
Prezentowane na ekspozycji zdjęcia to efekt spotkania Monroe z Feingershem w Nowym Jorku. Fotografie powstawały w czasie, kiedy Marilyn postanowiła skupić się na swoim własnym rozwoju i podjąć studia w słynnej szkole Lee Strasberga. Feingersh przyłapywał swoim aparatem aktorkę podczas codziennych czynności, przygotowań do spektaklu, wędrówek do restauracji czy salonu piękności albo kiedy spała, wycieńczona po całym dniu intensywnej pracy lub śmiała się do rozpuku, rozbawiona jakimś niewybrednym żartem. Są to zdjęcia przede wszystkim dokumentalne, starające się uchwycić Marilyn w najbardziej naturalny, a co za tym idzie, intymny sposób, pokazujące jej prawdziwą osobowość. Monroe na fotografiach Feingersha odsłania swoje subtelne rozedrganie, zarejestrowane aparatem artysty pomiędzy kolejnymi, monochromatycznymi ujęciami. Jego zdjęcia oprawione są lekką nutką nostalgii i przytłaczającej melancholii. Marilyn na realizacjach Feingersha bywa miejscami zamyślona, odległa, niedostępna, nie spogląda w obiektyw. Pogrąża się we własnych myślach i doświadczeniach, które trawiły ją od środka tak mocno, że docierały aż do krwioobiegu, prowokując jej irracjonalne zachowania, z których była znana za swojego życia. Widz prześlizgujący się pomiędzy jedną fotografią a drugą, zauważa cały wachlarz chwiejnych nastrojów aktorki, chętnie eksponującej swoje ciało, jak i zarazem ukrywającej się przed spojrzeniami świata w grubym, mało kobiecym szlafroku. Największe wrażenie robi kadr, w którym Monroe błogo zasypia w fotelu. Sceneria tej niezwykłej fotografii nasuwa skojarzenia z bajkową postacią Królewny Śnieżki. Blada skóra Marilyn i bezwład śniącego ciała sprawia, że jej postać przybiera formę nieskazitelnej martwoty, spowodowanej zjedzeniem zatrutego jabłka.
Podskórnie odczuwana emocjonalna sprzeczność towarzyszy widzowi podczas oglądania całej ekspozycji, której uzupełnieniem staje się także czarno-biały film, pokazujący Monroe podczas jej publicznych wystąpień ze sztucznie przyklejonym uśmiechem. Stanowi on przeciwwagę do realistycznych ujęć reportera nowojorskiego życia Marilyn.
Niezwykły urok zdjęć Feingersha tkwi w podobieństwie charakterów, jaki łączył fotografa i najsławniejszą blondynkę świata. Tak jak Henri’ego Cartier-Bressona, w fotografii Eda interesowała autentyczność, a nie iluzja. Ten artystyczny zabieg, jak i pokrewieństwo dusz, widoczne są w milczącym porozumieniu pomiędzy Monroe a Feingershem, przed którym aktorka odsłaniała najbardziej osobisty świat własnych przeżyć. Ed doskonale przemycił go w swoich fotografiach. Oboje byli piekielnie wrażliwi na otaczającą rzeczywistość, która doprowadziła Marilyn, jak i fotografa do przedwczesnego zgonu. Przy czym Feingersh umarł w zapomnieniu i bez grosza przy duszy. Fakt, że fotografie stały się sławne po jego śmierci, zawdzięcza się przypadkowi – w jednym z archiwów nowojorskich magazynów kobiecych odnaleziono wyjątkowy dorobek reportera. A miało to miejsce w 1987 roku. Wykupione odbitki przez Michaela Ochsa, zostały opublikowane po raz pierwszy po koniec lat 80. w słynnym katalogu „Marilyn 1955”.
O niesłabnącym zainteresowaniu legendą Monroe świadczy wysoka frekwencja widzów odwiedzających katowicką wystawę. Zafascynowani jej osobowością, starają się tak jak Feingersh, uchwycić tajemnicę trudnej do jednoznacznego zdefiniowania osobowości aktorki, która najbardziej prywatną i głęboką przestrzeń swojej świadomości do końca życia zostawiła najprawdopodobniej tylko dla siebie. Feingersh fotografuje pewien fragment, wycinek z bogatego życia Monroe, w którym starała się odnaleźć jakiś bezpieczny punkt odniesienia. Reporter rejestruje jej zmagania ze sobą i światem. Dociera do granicy emocjonalnej intymności, na którą zgodziła się świadomie Monroe, pokazując się tym samym światu bez przysłowiowej, aktorskiej skóry, pozwalając przenikać ludzkim spojrzeniom najgłębiej, jak tylko to możliwe. Aż do krwi.