Alma Hal’er to reżyserka kontrastów i specjalistka od mocnych historii, która w swoich działaniach skutecznie zaciera granice pomiędzy rzeczywistością a fantazją. Burza pięknych, rudych loków, słabość do tańca i baletu, a także inteligentnych, wizualnych prowokacji to cechy charakterystyczne Hal’er, która z wprawną elegancją konstruuje niepokojące obrazy, zestawiając melancholię i samotność z niczym nieskrępowanym hedonizmem oraz szczęściem. Każda jej realizacja, z pozoru niewinna i eteryczna, stanowi spójną narrację pełną napięcia, przyprawiającego widza o gęsią skórkę. Tej wyjątkowej, izraelskiej artystce, największy rozgłos przyniósł film dokumentalny „Bombay Beach”, który zdobył główną nagrodę na Tribeca Film Festival w 2011 roku, choć znana jest także ze swoich niezwykłych teledysków dla zespołu Beirut.
„Bombay Beach” snuje oniryczną historię o jednej z najbiedniejszych gmin w południowej Kalifornii. Kiedyś stanowiła ona miejsce wypoczynku dla uprzywilejowanych grup społecznych, teraz straszy basenami z martwymi rybami i przeraźliwą biedą. Nie jest to zatem kolejny obraz z cyklu wyświechtanego do granic możliwości American dream. Hal’er postanawia opowiedzieć historię trzech bohaterów zamieszkujących to dziwne miejsce, tworząc pewnego rodzaju tryptyk męskości, złożony z różnych pokoleń[1]. Pierwszym z nich jest Benny Parrish, chłopiec cierpiący na zaburzenia dwubiegunowe afektywne, o niezwykle żywej wyobraźni, która staje się lekiem na wszelkie bolączki istnienia. Kolejnym jest czarny nastolatek, CeeJay Thompson, aspirujący piłkarz, szukający schronienia w Bombay Beach, chcąc uniknąć losu swego kuzyna, który został zamordowany przez młodociany gang w Los Angeles [2]. Ostatnim z nich jest pracownik pola naftowego, żyjący w oparach whisky i nigdy niegasnących papierosów, czerpiący niezwykłą przyjemność życia, pomimo niesprzyjających warunków socjalnych.
Każda z tych narracji jest inna, oglądana z trzech różnych perspektyw i życiowych doświadczeń. Trochę w nich smutku, trochę tęsknoty i bezradności, ale bez wątpienia każdy z bohaterów, bez względu na wiek, stara się z nadzieją spoglądać w przyszłość, której podskórnie się obawia. Pomimo różnicy pokoleń, bohaterów łączy jedna, wyjątkowa cecha – umiejętność dostrzegania niezwykłości istnienia w każdej, nawet najbardziej ponurej chwili życia. Hal’er tworzy tym samym hipnotyczny, ale i zarazem prowokacyjny zapis ludzkiej kondycji we wszystkich jej odcieniach. Obraz niewątpliwie prowokuje pytania czy pokazany przez reżyserkę świat jest wytworem jej wyobraźni, czy narratorów „Bombay Beach”. Niemniej jednak całość tworzy zgrabną, niezwykle sensualną opowieść, która trzyma do końca w napięciu wszystkie zmysły. A wszystko to okraszone zostało doskonałą muzyką Boba Dylana i zespołu Beirut.
Pomimo słabości do filmów dokumentalnych, zasadniczym trzonem jej twórczości są bez wątpienia wideoklipy. Wystarczy przypomnieć teledysk „Elephant Gun” (2007), nakręcony dla grupy Beirut. Pojawiły się w nim upodobane przez artystkę elementy taneczne, które w przypadku tej realizacji przypominają ekstatyczny, upojny, niemal pijany ruch ciał. To prawdziwa pochwała życia i młodości. Nie brak także refleksyjnych, nadmorskich kadrów, które artystka intuicyjnie wplata w barwny krajobraz swojego teledysku, sugerujących niemal namacalną obecność śmierci, którą można zatrzymać jedynie poprzez nieustanny ruch. Jak podkreśla w jednym ze swoich wywiadów, w tym obrazie starała się uchwycić kontrast pomiędzy niekończącym się apetytem na życie a wewnętrzną melancholią, która pojawia się podczas obcowania z podnieconym tłumem[3]. Trzeba przyznać, że ta trudna sztuka udała się Hal’er znakomicie.
W zupełnie innym tonie utrzymana jest kolejna realizacja artystki, powstała po raz kolejny pod szyldem grupy Beirut, „Postcards from Italy” (2008). Klimatem przypomina ona luźne wspomnienia z wakacji, dzieciństwa, młodości – lekko rozmyte i pozbawione ostrych szczegółów, zdeformowane przez niedoskonałą pamięć, ale wypełnione po brzegi zapachami, emocjami i rozedrganym powietrzem. Obraz ujawnia fascynacje Har’el romantycznymi cechami wizualnymi filmu Super 8. Film został stworzony z rodzinnych migawek filmowych znalezionych na ebayu i materiału nakręconego na przydomowym podwórku artystki z wokalistą zespołu Beirut i jego dziewczyną. Całość tworzy poruszający, dziwaczny i zarazem niezwykle osobisty dokument, oddający młodzieńcze wspomnienia, przesiąknięte nieostrymi i jaskrawymi kolorami[4].