Wydaje się jednak, że tym, co najmocniej spaja wszystkie dzieła Myśliwskiego, nie tylko te trzy najnowsze, jest wyobrażenie na temat kategorii absolutnie fundamentalnej, jaką jest pojęcie ludzkiego losu.
Już w pierwszej powieści, przed prawie pół wiekiem, ten problem pojawia się z całą jaskrawością. Jej bohater, wykształcony chłopski syn, sam wydaje się sobie w całości kreacją ojcowską, jakby jego życie i usytuowanie w świecie zostało w pełni zaplanowane, jakby został przez ojca bez reszty „opowiedziany” (Byłem tylko takim, jakim mnie zmyślił – stwierdza nawet w pewnym momencie). Jego namysł nad pojęciem ludzkiego losu prowadziłby zatem do poczucia obezwładniającej bezradności, gdyby nie fakt, że przecież człowiek jest jedyną istotą obdarzoną zdolnością autorefleksji: Toteż mogę powiedzieć, że przyszedłem na gotowy już los. I właściwie nic mi innego nie pozostało oprócz wyrozumienia. (…) Jeśli nawet na los swój człowiek może nie mieć wpływu, to przynajmniej może mu wyrozumiałość okazać, dzięki czemu z ofiary staje się ofiarodawcą (…)[5].
To w tym sensie człowiek jest usytuowany ponad swoim losem (niezależnie od tego, jak bardzo zdeterminowanym przez okoliczności), w tym sensie ma możliwość panowania nad nim: podejmując próbę „wyrozumienia”, przestaje być dla losu igraszką.
W następnych powieściach teza ta została rozwinięta. Chodzi o możliwość stworzenia swoistej autodefinicji, formułowanej przez człowieka wyłącznie na własną odpowiedzialność, w decydującym stopniu zależnej – jak każda definicja – od sposobu użycia słowa. W Widnokręgu podkreślił to pisarz bardzo dobitnie: Ceną słów jest nasz los[6].
W najnowszej książce wokół tej kwestii tworzy się jedno z centralnych ognisk refleksji. Dla odpowiedzi na pytanie, kim jesteśmy, mniejsze znaczenie ma to, czego doświadczyliśmy, przez jakie radości, troski, rozpacze przeszliśmy, przez jakie marzenia, pragnienia, niespełnienia, rozczarowania, zawody. Znacznie ważniejsze jest, na ile to wszystko przybliżyło nas do zrozumienia, czym jest nasz los. Los nie jest nam bowiem dany z tytułu urodzenia, dane nam jest tylko życie. Los natomiast to zdolność wyobrażenia sobie naszego życia w wymiarach przeznaczenia. A to bardzo trudne i może nie każdego na to stać (ss. 29-30).
Jak istotny to problem dla bohatera Ostatniego rozdania przekonujemy się, gdy porządkując swój notes adresowy, po raz kolejny wraca do tego problemu w innym, odległym miejscu opowieści: Ten notes więcej wie o twoim życiu, niż ty o nim wiesz. To nic, że to bezładna zbieranina imion, nazwisk, adresów, telefonów, ale jedynie z nich możesz ułożyć swój los, a tylko los nadaje kształt istnieniu człowieka, tylko los nas potwierdza. Naturalnie, jeśli stać nas na los. Życie jest bowiem zaledwie materiałem na los, podobnie jak materiał na garnitur. Powinieneś to wiedzieć, uczyłeś się na krawca. Los jest czymś w rodzaju układu z życiem, można rzec, to kontrakt zawarty z samym sobą, tylko że wymaga odwagi wobec siebie (s. 227).
Bohater Ostatniego rozdania (poza tym, że przez pewien czas studiował w akademii sztuk pięknych i terminował u krawca) pracował w spółdzielni studenckiej (sprzątał mieszkania, opiekował się dziećmi), przez rok był nauczycielem rysunków i gimnastyki, na zlecenie zajmował się porządkowaniem księgozbioru, był boyem hotelowym, cinkciarzem, pokerzystą, prowadził skup i sprzedaż antyków, handlował nieruchomościami (działki rekreacyjne, mieszkania), sprzedawał kryształy i krasnale ogrodowe, został wreszcie właścicielem zakładu odzieżowego. Nawet z takiego, prozaicznego, „zawodowego” punktu widzenia ogarnięcie własnego losu nie jest dla niego sprawą prostą. Czy stać go zatem na wyobrażenie sobie własnego życia „w wymiarach przeznaczenia”? W jego kreacji poznajemy postać najbardziej „zdezintegrowaną” spośród głównych bohaterów prozy Myśliwskiego.
Myliłby się jednak ktoś, kto w Ostatnim rozdaniu dostrzeże tylko kontynuację i spotęgowanie dotychczasowych właściwości światopoglądowych i warsztatowych pisarstwa autora Kamienia na kamieniu. Nie ma racji Dariusz Nowacki, gdy pisze: „Ostatnie rozdanie” jest bliźniaczo podobne do wydanego przed siedmioma laty „Traktatu o łuskaniu fasoli”. To kolejny rozciągnięty na całą powieść monolog bezimiennego bohatera wypowiadany u schyłku życia, będący próbą obrachunku z własną biografią, motywowany chęcią całościowego „wypowiedzenia samego siebie”[7].
W Ostatnim rozdaniu pisarz, wyraźniej niż w poprzednich utworach, próbuje pytać o metafizyczny wymiar ludzkiego losu, ukazując zarówno ponadczasową moc miłości jako siły scalającej ludzkie życie, jak i bezsilność człowieka nieumiejącego wziąć odpowiedzialności za nadanie życiu sensu poprzez akceptację wielkiego uczucia.
A pamiętajmy, że jeszcze Traktat o łuskaniu fasoli czytać można było jako powieść o najnowszej historii Polski, od czasów wojny po czas transformacji ustrojowej z początku lat dziewięćdziesiątych. Kolejne rozdziały precyzyjnie odzwierciedlają najważniejsze fazy tej historii: wojna, która uczyniła bohatera sierotą i mocno zraniła go psychicznie, czasy stalinowskiej indoktrynacji i zglajszachtowania, wielkie budowy socjalizmu, pierwsze wyjazdy „na saksy” (możliwe już w czasach gierkowskich), nowobogacka obyczajowość i burzliwe małe inwestycje po usunięciu ekonomicznych blokad gospodarki… Bez odniesień do historii najnowszej trudno byłoby w całej pełni odczytać Pałac, Kamień na kamieniu czy Widnokrąg. Wiesław Myśliwski tak operuje w tych powieściach losem jednostki, żeby pokazać los społeczności[8].
Tymczasem Ostatnie rozdanie to pierwsza powieść Myśliwskiego, która już samą swoją konstrukcją (łącznie z wiodącym motywem notesu adresowego) w sposób tak sugestywny ujawnia przekonanie, że nie warto mówić o jednostce „na tle społeczeństwa” albo „na tle zbiorowości”, że historię pojedynczego człowieka rozpatrywać można tylko poprzez jego relacje z innymi pojedynczymi, konkretnymi ludźmi. To zasadnicza zmiana perspektywy, tym bardziej zaskakująca, że przeprowadzona przez niemłodego już pisarza, który – okazuje się – w niejednym może nas jeszcze zaskoczyć, jak to się zdarzało „po osiemdziesiątce” Miłoszowi czy Różewiczowi.
*
Wiele przesłanek do interpretacji najnowszej książki i miejsca, jakie zajmuje ona w całym światoobrazie Wiesława Myśliwskiego, a także do zrozumienia różnych właściwości jego pisarskiego warsztatu, odsłoniły dwa znakomicie poprowadzone wywiady: Danuty Subbotko w „Gazecie Wyborczej”[9] i Justyny Sobolewskiej w „Polityce”[10]. Autor zdecydowanie unika publicznej interpretacji własnych dzieł, ale w innych kwestiach wypowiada się bardzo przekonująco – doświadczyli tego czytelnicy na spotkaniach, które po premierze Ostatniego rozdania zorganizowano w Krakowie, Warszawie i Lublinie – o tym ostatnim, w lubelskim Teatrze Starym, pisaliśmy w poprzednim numerze „Akcentu”. Wybór Lublina obok Krakowa i Warszawy nie był przypadkowy. To tu autor, wraz z żoną Wacławą, studiował w latach 50. polonistykę na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. W maju 2006 r. – „w dowód uznania dla imponującego dorobku twórczego” – otrzymał w Lublinie Medal Wschodniej Fundacji Kultury. Chętnie wraca do miasta studenckiej młodości – w styczniu 2009 r. odbyła się w lubelskim Teatrze Osterwy prapremiera teatralnej adaptacji Widnokręgu przygotowanej przez Bogdana Toszę; dramaty Drzewo i Requiem dla gospodyni wystawiano w Nadrzeczu, pisarz był też gościem Letniej Akademii Filmowej w Zwierzyńcu.
- Wiesław Myśliwski: Nagi sad…, dz. cyt., ss. 48-49.↵
- Wiesław Myśliwski: Widnokrąg. De Agostini, Warszawa 2003, s. 84.↵
- Dariusz Nowacki: Nowa powieść Myśliwskiego. Czy znów arcydzieło? „Gazeta Wyborcza”, 10.09. 2013 r. (Notabene trudno się oprzeć wrażeniu, że w tym tekście autor jakby „odreagował” z opóźnieniem po swej niezwykle entuzjastycznej recenzji Traktatu o łuskaniu fasoli w „Newsweeku” z 30.04. 2006 r.)↵
- Mistrzostwo w tej dziedzinie osiągnęło kilku dwudziestowiecznych pisarzy. Gdy Marta Cuber, recenzując Traktat… („Dziennik”, 18.05.2006 r.), omyłkowo napisała, że bohater ocalał z pogromu wsi w czasie wojny, bo schował się na kartoflisku (w rzeczywistości schował się w piwnicy), nasunęło mi się skojarzenie z Blaszanym bębenkiem Güntera Grassa, gdzie bohater, Koljaczek, uciekając przed pogonią, właśnie na kartoflisku schował się pod spódnicami protoplastki rodu. Niezwykła historia małego Oskara jest u Grassa opowieścią o losie zbiorowym – o ważnym rozdziale z historii Gdańska, o wojnie i o skomplikowanych relacjach polsko-niemieckich. Najnowsza powieść Myśliwskiego, w moim przekonaniu potencjalnego polskiego kandydata do Nobla, już nie dzięki lapsusowi kojarzy mi się z dziełem niemieckiego noblisty: jedna z kluczowych scen Blaszanego bębenka to moment groteskowej karcianej rozgrywki (wprawdzie nie w pokera, lecz w skata), jaką toczą pod niemieckim ostrzałem obrońcy Poczty Polskiej w Gdańsku – jeden z nich, Kobiela, wcześniej śmiertelnie ranny, umiera w trakcie gry. Ale nie ma tam metafizycznego wychylenia, jest gorzka ironia losu (G. Grass: Blaszany bębenek. Przeł. Sławomir Błaut, PIW, Warszawa 1983, ss. 244-250).↵
- Żyło się pod niebem bardziej. Co należy oddać, to życiu, co literaturze, to literaturze. „Gazeta Wyborcza”, 5-6. 10. 2013 r., ss. 26-29.↵
- Z książki muszę wyzdrowieć. Rozmowa z Wiesławem Myśliwskim o współczesnym człowieku, wykorzenionym i rozlepianym, oraz pisaniu jako eksperymencie na sobie. „Polityka” 2013 nr 51/52, ss. 116-119.↵