„Totalne pojęcie sztuki […] odnosi się do wszystkiego, do wszystkich form w świecie. Nie tylko do form artystycznych, lecz także do form społecznych lub prawnych, do tworzenia pieniądza, do problemów rolniczych bądź też kwestii tworzenia i wychowania. Wszystkie pytania człowieka mogą być tylko pytaniami dotyczącymi tworzenia – i to jest totalne pojęcie sztuki. Odnosi się ono do możliwości każdego, aby być istotą twórczą, i do kwestii społecznej całości”[1].
(A)arena
Kluczową postacią na wystawie Arena w toruńskim CSW jest Joseph Beuys – rewolucjonista, który głęboko wierzył, iż poprzez sztukę możliwa staje się zmiana świata. Dyskurs artystyczny stanowi ostre narzędzie, którym można ciąć rzeczywistość, zagłębiać się w trzewia opresyjnego potwora, wyrzynając z niego zarażoną tkankę. Beuys stał się bezwzględnym chirurgiem, który pragnie zniszczyć zło w jego najbardziej różnorodnych, perwersyjnych formach. Precyzyjnie namierza rozkładającą się tkankę, po czym w pełni świadomy konsekwencji, w okamgnieniu ją wyszarpuje. Artysta nie jest już demiurgiem, geniuszem odizolowanym od życia, który nie potrafi – ze względu na strach, ale częściej przez gnuśność i lenistwo – zmierzyć się z prawdą niezwykle bolesną i drażniącą. W przypadku postawy Beuysa, artysta staje się wojownikiem szczerzącym kły, głośno warczącym. Podgryza niebezpieczne ideologie, opresyjne systemy, które bez zmrużenia powieki łamią podstawowe prawa ludzi i zwierząt. Artysta nie godzi się na zamiatanie pod dywan baumanowskich „odprysków rzeczywistości”. On wyciąga je na zewnątrz i komentuje w mniej lub bardziej metaforyczny, ale zawsze krytyczny sposób.
Wielokontekstualne strategie Beuysa łączą teorię z praktyką – i jest to, wydaje się, najbardziej udany związek, który przynosi niezwykłe korzyści. Słowo ma ogromną moc i siłę, bo przecież „kto ma język ten ma władzę”, przywołując tezę Michela Foucaulta – postaci równie ważnej dla zrozumienia tła Areny jak Joseph Beuys. Ale spojrzenie jest równie mocne, nigdy obojętne, zawsze interesowne, pragnące zawładnąć obiektem, pożądliwie się w niego wpatrujące. W tym „dwupodziale” język przynależałby do porządku teoretycznego, budującego solidną bazę idei, myśli, dyskursów, zaś spojrzenie stanowiłoby punkt wyjścia do działania (praxis).
Arena z jednej strony jest figurą metaforyczną – symbolem/kluczem, szeroko interpretowanym, któremu nadaje się wiele znaczeń. Arena jest miejscem centralnym, koncentrującym rzeczywistość dookoła siebie, miejscem, na którym rozgrywa się pewna mniej lub bardziej prawdziwa/udawana historia. Jest swego rodzaju soczewką skupiającą zbiorowe doświadczenia czujących istot. Staje się duszącym punktem kulminacyjnym, w którym pojawiają się „obrazy nie do wyobrażenia”[2] – do tej pory stabilizowane, ukryte, transparentne. Na tej metaforycznej arenie „ufizyczniają się” one, przybierając określoną formę, rozpoznawalną przez widzów twarz. Zostały w pewien sposób okiełznane przez Prowadzącego, a widownia – zahipnotyzowana tym uwodzicielskim gestem. Ale na arenie również odbywa się pokaz siły – czasami ukrytej, czasami wręcz przeciwnie. Medyk ma władzę nad nieżywym ciałem, staje się Bogiem, który w imię nauki może coraz głębiej wgrzebywać się w ludzką i zwierzęcą tkankę. Bezwzględna dominacja, uprzedmiotawiająca innego/słabszego/ofiarę. Totalitarni przywódcy właśnie z areny oplątują tłumy siecią kłamstw, nawołując do przerażających czynów. W przeszłości, jak i teraz, rękami innych dokonuje się masowej eksterminacji – tłum się zgodził i przyjął taką misję, tłum tego pragnie.
Arena jest zawsze synonimem walki, upokorzenia, cierpienia, męki i w końcu śmierci. Nierzadko stanowi obraz zinstytucjonalizowanej przemocy.
Artysta
Artysta jest od tego, aby trzaskać sztuką tłum po twarzy. Artyście nie wolno milczeć, gdyż jego powinnością jest ciągły krzyk „szeptany” do ucha odbiorcy. Współczesna sztuka jest niesmaczna, dlatego, że świat jest niesmaczny, współczesna sztuka jest pełna przemocy, dlatego, że świat jest pełen przemocy.
Wystawa Arena jest projektem kuratorskim, który żyje i znajduje się w wartko płynącym strumieniu. Ta wieloaspektowa konstrukcja ulega ciągłej przebudowie, przy równoczesnym odbieraniu i dokładaniu niezwykle ważnych elementów inteligentnie dopełniających przekaz. Akcja opowiadanych historii przemieszana jest z tysiącem obrazów i jeszcze większą ilością słów oraz nieskończenie wieloma interpretacjami. Nadawanie znaczeń wciąż trwa. Artyści na (A)arenie są spadkobiercami idei głoszonych przez Josepha Beuysa. Żyją z traumami w przestrzeniach naznaczonych konfliktem na tle społecznym, ekonomicznym, religijnym czy światopoglądowym. Ich komentarz jest zawsze bolesny, czasami wypowiedziany z „udawanym” uśmiechem, częściej jednak z „prawdziwym” smutkiem. Bo kondycja ludzka jest w katastrofalnym stanie, naznaczona wyrzutami sumienia za czyny, które budzą nieprawdopodobny wstyd. Niestety, ludzkość nie uczy się na błędach i wciąż je powtarza od niemającego początku czasu. Homo sapiens jest zdolny do głębokiej empatii, ale również do okrucieństwa, które nie zna granic.
Artyści przedstawiają ten świat oddając diagnozę widzowi prowokując go do jakiegokolwiek działania. Na arenie możemy krzyczeć, że nie zgadzamy się z taką rzeczywistością, że nie zgadzamy się na bycie kodem kreskowym, który zawsze powinien przynosić zysk władzy. Arena jest miejscem walki o sprawiedliwość i równość, o zrozumienie, o swoje odczuwanie świata. O prawdę i o bycie widocznym. O akceptację i o swoją przestrzeń, o spokój i czas. Beuys jest przekonany, że kiedy będziemy wierzyć w wyżej wymienione idee, nadejdzie nowa epoka w dziejach ludzkości i narodzi się nowy człowiek. „Jeżeli nie pójdzie się tą drogą, to z pewnością dojdzie do katastrofy – nie tylko w muzeum, ale w ogóle w całym układzie”[3].
Aneks
W kontekście dynamicznej, walczącej Areny, milczenie Marcela Duchampa jest niedopuszczalne, a w świecie sztuki mocno przecenione. Czworo polskich artystów zdecydowanym gestem, niezwykle mocnym w wyrazie, pokazuje Duchampowi krytyczne stanowisko wobec jego wycofania się z konstruowania rzeźby społecznej[4]. Słowa-wytrychy, które definiują dyskurs w Aneksie to: wykluczenie, diagnoza, manipulacja, radykalizm, anarchizm, relacja, przetrwanie[5].
Obecnie prezentowana jest niezwykła wystawa Zbyszka Trzeciakowskiego – nieżyjącego artysty radykalnego, buntownika, performera, outsidera. Kurator w nieprawdopodobny sposób zsyntetyzował tę postać i tę twórczość, wyciskając samą esencję. Przepiękna aranżacja z inteligentnym wyborem prac artysty daje możliwość wejścia w fantazmaty Trzeciakowskiego – bolesne w dosłownym tego słowa znaczeniu, graniczne, zawstydzające.
Arena to twór artystyczno-kuratorski, który oddycha – czasami wolno, czasami bardzo szybko. Czy Joseph Beuys byłby zadowolony z Areny?