Biblioteczne półki uginają się pod tomami wspomnień spisanych przez ofiary i świadków Holocaustu. Stosunkowo niewielka część tych książek wytrzymała próbę czasu i pozostała znana jako prawdziwa, uniwersalna literatura; większość z nich ma raczej status świadectwa, mniej lub bardziej udanego literacko zapisu nieludzkich cierpień, jakie wiek XX zgotował swoim dzieciom. Po pióro sięgali nie tylko tacy wirtuozi, jak Primo Levi, Paul Celan czy Jean Améry, ale również całe rzesze amatorów, których tragiczne losy domagały się utrwalenia i zapamiętania. Większość ofiar nigdy nie zapisała jednak swoich przeżyć, szukając potwierdzenia własnych doświadczeń we wspomnieniach innych lub, po prostu, żyjąc sam na sam ze swoim milczeniem. Siedemdziesiąt lat po Zagładzie temat ten jest wciąż żywy, choć umierają już ostatni bezpośredni świadkowie. Dziś to dzieci i wnuki Ocalonych opowiadają, jaki wpływ Holocaust ma na tych, którzy przyszli na świat już po wojnie.
W ten nurt wpisuje się ostatnia książka Görana Rosenberga, Krótki przystanek w drodze z Auschwitz, wyróżniona w 2012 roku najważniejszą szwedzką nagrodą literacką, Augustpriset, w kategorii literatury pięknej. Rosenberg to ceniony dziennikarz i publicysta, znany u nas dzięki Krajowi utraconemu. Krótki przystanek…, jego najnowsze dzieło, to opowieść o ojcu autora, polskim Żydzie, który po likwidacji łódzkiego getta trafił do Oświęcimia, skąd w dwa tygodnie później zabrany został do obozu pracy w Brunszwiku. Ostatnie miesiące wojny Dawid Rozenberg spędził na morderczej tułaczce po niemieckim Archipelagu, by w 1947 wyjechać do Szwecji, gdzie miał nadzieję rozpocząć nowe życie.
„Ziemia obiecana” zawiodła jednak oczekiwania młodego robotnika. Udało mu się sprowadzić do kraju swoją przedwojenną sympatię, z którą będzie miał dwoje dzieci, lecz niewykształconemu spawaczowi bez znajomości języka trudno było odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Rozenberg zamienił nazistowskie obozy na inny rodzaj więzienia, jakim było mieszczańskie społeczeństwo, traktujące uchodźców z obojętnością, jeśli nie z wrogością, zwłaszcza, jeśli ci byli przybyszami z innego świata, świata przeszłości, którą chciałoby się zamieść pod dywan.
Inna laureatka Augustpriset, również dziennikarka, Elisabeth Åsbrink, powiedziała w jednym z wywiadów: „Szwecja jest cała za pokojem, ale najlepsze interesy robimy na zbrojeniach”. Książka Rosenberga to kolejne szkiełko w wielokolorowym witrażu ukazującym prawdziwy obraz tego kraju i odsłaniającym jego mroczne sekrety. Niechęć do rzetelnej polityki historycznej ukrywa silne pronazistowskie sympatie, a radosny katalog Ikei to tylko cienka maska, pod którą czają się ksenofobia i antysemityzm. Demitologizacja Skandynawii jako krainy otwartości i tolerancji zaczęła się stosunkowo niedawno, możemy więc być pewni, że w szafie ukryty jest jeszcze niejeden trup.
Choć znaczne fragmenty Krótkiego przystanku… poświęcone są właśnie ukazywaniu skrywanego oblicza szwedzkiej historii, to traktowanie tego dzieła jako kolejnego reportażu byłoby poważnym zubożeniem jego gatunkowej niejednoznaczności. Czym jest ta książka? Z jednej strony jest to dziennikarski tekst o warunkach pracy w niemieckich obozach, o życiu powojennych uchodźców i o nordyckim antysemityzmie, z drugiej jest to osobisty pamiętnik poświęcony dorastaniu w rodzinie żydowskich imigrantów na cichej prowincji w latach pięćdziesiątych. Archiwalne dokumenty przeplatają się ze wspomnieniami i cytatami z prywatnej korespondencji, a analizy danych statystycznych sąsiadują ze zdjęciami z rodzinnego albumu.