Skumbrie w tomacie i ozór na szaro
Pierwszy raz poważnie starli się po opublikowaniu w 1936 roku przez Gałczyńskiego Skumbrii w tomacie. Słynny wiersz o królu Władysławie, który widząc rosnącą w Polsce – świątek i piątek – zarazę, „…idzie na Polskę robić porządek. / (skumbrie w tomacie pstrąg)”, interpretowano bardzo różnie. Najczęściej jako przypomnienie przewrotu majowego 1926 roku [„Był tu już taki dziesięć lat temu. / (skumbrie w tomacie pstrąg) / Także szlachetny. Strzelał. Nie wyszło. / (skumbrie w tomacie skumbrie w tomacie) / Krew się polała, a potem wyschło. / (skumbrie w tomacie pstrąg)”]. Ale najbardziej zaważyło na odbiorze wiersza miejsce, w którym się ukazał. Nie było w Skumbriach… akcentów antysemickich, ale wydrukował go ocierający się o faszyzm endecki tygodnik „Prosto z mostu” i to wystarczyło. Tuwim odpowiedział w „Wiadomościach Literackich” parodią Ozór na szaro.
Raz do gazety „Hajże do czynu!”
(ozór na szaro ozór na szaro)
Przyszedł Konstanty, wlany ze spleenu.
(ozór na szaro chrzan).
Konstanty z wiersza Tuwima, który tyle co wypił butelkę czystej, trzy bomby piwa, rumu angielkę i whisky, chciał wiedzieć, czemu w Polsce taka nuda. Redaktor wyjaśnił, że wszystkiemu winni są Żydzi, wręczył Konstantemu scyzoryk i wezwał do czynu narodowego, czyli rozwiązania sprawy żydowskiej.
Poszedł Konstanty; co miał, to przepił,
(ozór na szaro ozór na szaro)
Wyrżnął gudłajów. Nic mu nie lepiej.
(ozór na szaro chrzan).
Tłumaczono wielokrotnie później, że Gałczyński wcale nie miał na myśli tego, co przypisywali mu polemiści, ale najwyraźniej Tuwim też go źle zrozumiał. Ozór na szaro dedykował jeszcze „autorowi znakomitego wiersza” i „kochanemu przyjacielowi”, ale Gałczyński oferowanej na łamach „Wiadomości” przyjaźni najwyraźniej nie przyjął. A później było już tylko gorzej. Po paru tygodniach okazało się, że Gałczyński ma już innych przyjaciół. Napisał o Tuwimie „gudłaj” i „szachraj”, Tuwim o nim po łacinie „potator” i „womitor”, czyli pijak i rzygacz.
Gudłajska sława przyjaciół prostego człowieka
Tuwim bywał atakowany przez prasę endecką często i brutalnie. Rzadko pozostawał dłużny. Odpowiadał równie ostro i złośliwie, a zwykle z większym talentem. Na zaczepki Gałczyńskiego reagował jednak zwykle zaskakująco łagodnie. Kiedy po ukazaniu się w Jarmarku rymów Gałczyński napisał w endeckim „ABC”, że poezja w Polsce będzie dopiero wtedy naprawdę polska, kiedy ostatni żydowski stragan zostanie spalony na jarmarku rymów, wybaczył. W sarkastycznym wierszu, w którym „Poeta zazdrości pewnemu literatowi imieniem Staś (chodziło o Stanisława Pieńkowskiego – MU), że jest Sarmatą, on zaś, nieszczęsny poeta Żydem jest parchatym” „Kostia Gałczyński z ryngrafem” występował wyłącznie jako ozdobnik.
Ale po opublikowaniu przez Gałczyńskiego listu Do przyjaciół z „Prosto z Mostu” (nr 21 z 1936) wydawało się, że ich przyjaźń musi skończyć się ostatecznie. Prawicowy tygodnik wydrukował list na stronie tytułowej. Gałczyński przeciwstawił swych nowych katolickich przyjaciół – gudłajom, szachrajom, alfonsom, sutenerom, obwąchującym się pieskom, wszom i trupom z „Wiadomości Literackich”, czyli przede wszystkim Tuwimowi i Słonimskiemu. Nie wymieniał nazwisk, „…bo nie warto. Za parę lat i tak nikt już dźwięku tych nazwisk pamiętać nie będzie”. Wellsistom, scientyfistom, przyjaciołom prostego człowieka i zsiadłego mleka, w których każdy mógł domyślić się Słonimskiego i Tuwima (autora wiersza Do prostego człowieka), zarzucał wyszachrowaną po gudłajsku, a nie krwią poświęcenia zdobytą sławę, która trwa krótko, tak jak krótko trwa proceder szalbierza. Przyjaciele z „Prosto z mostu” byli dla odmiany uprzejmi, dobrzy, czyści, katoliccy, rozjaśniani światłem Ewangelii.
Po wojnie, gdy obaj rozpoczęli współpracę z komunistyczną władzą, treść listu starannie ukrywano. W wydanych w 1979 roku przez Czytelnika Dziełach Gałczyńskiego, wśród dziesiątków okolicznościowych i banalnych czasem notek Listu do przyjaciół… nie było.
Smorgoński Savonarola
Zaatakowany Tuwim w pierwszej chwili zareagował na list bardzo ostro. Napisał artykuł zatytułowany Humorystyczniak o K. Ild. Gałczyńskim – Smorgoński Savonarola, który miał ukazać się w „Wiadomościach Literackich”. Nie ukazał się, w dodatku przez ponad pół wieku uważano artykuł za zaginiony. W końcu trafił do zbiorów dra Tomasza Niewodniczańskiego, kolekcjonera poloniców z Bitburga. Opublikowany został w 1999 roku w zbiorze Utwory nieznane.
Tuwim próbował zrozumieć powody nagłego ataku Gałczyńskiego: „Pomyślałem sobie, że cuchnąca rzyganina bardzo utalentowanego poety wynikła z jakiegoś gruntowniejszego pijaństwa i że wszystkie nikczemności, zawarte w jego pełnym objawień kazaniu i egzorcyzmie, napłynęły podczas kolejnej trzydniówki…”. Potem próbował szukać dobrych stron, osłaniać wybryk talentem poety: „…takiego majstersztyku bezkarnej łobuzerki, tak wspaniale brzmiącego bełkotu bez czci i wiary, sensu i precedensu, żaden grafoman nie stworzy”. Ale w końcu nie wytrzymał: „…pure merde” (czyste gówno) – napisał.
Wypomniał Gałczyńskiemu wszystko. Pomoc w wydaniu przez Przeworskiego („żydowską firmę”) tomu wierszy, wykupywanie z rąk kelnerów i wykidajłów, ofertę wspólnego wydawania pisma satyrycznego („…ten geszeft proponował mi oceaniczny chrześcijanin, po pijanemu gramolący się na scenę narodową”), deklaracje przyjaźni i miłości wsparte nawet któregoś razu ofiarowywaną Tuwimowi ślubną obrączką. Cytował listy Gałczyńskiego do siebie. „Trudna jest do wyrażenia prawda serca w przyjaźni… prąd Twej poezji pienisty i spławny …Huknąć by mi tam u Ciebie albo zapłakać, albo w jedynych, niewyrażalnych dziwnościach razem z Tobą rozgałęziony, nagle z jakąś książką w ręku podejść ku Tobie i jedno słowo powiedzieć: – Bliski. Wypomniał dedykacje: To the Serenissimo Mixer of the Polish word as a humble token of friendship” (Najjaśniejszemu barmanowi polskiego słowa jako skromny dowód przyjaźni). A na deser zacytował wcześniejsze utwory Gałczyńskiego, drwiące z kleru, religii, endecji, a więc że wszystkiego, co było święte dla „Prosto z mostu” i miało – wedle deklaracji – być odtąd święte także dla Gałczyńskiego.
W końcu jednak kolejny raz uległ sentymentowi do marnotrawnego syna. Gałczyński to Napewno-Poeta, Bezwarunkowo-Poeta, Zcałąstuprocentowąpewnością-Poeta – pisał, nie powinien tylko wspinać się na ambonę, by stamtąd nauczać, bo tak „rozchełstana moralnie” postać jak on, bluźnierca, anarchista, pijak i awanturnik takiego prawa nie ma.
Smorgoński Savonarola nie ukazał się, choć prace w redakcji były zaawansowane; w zbiorach Niewodniczańskiego zachowały się wydruki tzw. szczotek artykułu. „…skłonny byłbym sądzić, że o wstrzymaniu publikacji decydował sam Tuwim” – napisał Tadeusz Januszewski, badacz i znawca twórczości poety. I taka była chyba prawda. Tuwim nie zdecydował się na opublikowanie tekstu nawet wtedy, gdy Gałczyński w wierszu Polska wybuchła w roku 1937 zagroził skamandrytom „nocą długich noży”. Choć brzmiało to złowróżbnie, trzy lata wcześniej tak właśnie nazwano wymordowanie przez Hitlera przeciwników. „…po napisaniu jednego z takich właśnie „politycznych” – najgorszego zresztą wiersza – Gałczyński upił się i poszedł błagać Tuwima o przebaczenie” – wspominał Jerzy Putrament.
Gałczyńskiemu wyraźnie było wolno więcej, choć innych Tuwim nie oszczędzał.
Jadem i pianą z pyska
Pluje, parska i pryska
Pisze, że jestem rzeźnikiem
Gudłajem i bolszewikiem
Judikokiem, bakcylem
Pawianem i skamandrylem
Że sprzedaję ojczyznę,
Że koślawię polszczyznę
I diabli wiedzą co jeszcze
– drwił z endeckich publicystów piszących, że jego wiersze poczęły się z mściwego ducha Talmudu.