W kontekście natury
Program dwudniowego festiwalu był intensywny, najpierw odbywały się performances a potem pokaz wideo, który kończył się późno w nocy. Dzięki temu można było dostrzec zmienne podejście do obszaru, jakim jest sztuka performance. Zaczęło się statycznie. Leah Rafaela Ceriello realizowała swój performance przez kilka godzin. Sytuacja toczyła się monotonnie, zaś zmiany zachodziły niemal niezauważalnie – duża dziewczyna siedziała przy stole, na którym usypana została góra piasku. Stopniowo zdmuchiwała na ziemię złoty piaskowy pył. Leah Ceriello naszkicowała sytuację niezwykle ascetyczną i sugestywną, w której wyraźny był ciężar materii i statyka. Artystka zbudowała kuszący wizualnie obraz bazując na napięciu pomiędzy ciężkością – swojego ciała, góry piasku oraz lekkością i płynnością ruchu wydmuchiwanego z płuc powietrza. Usytuowała swoje działanie na marginesie zdarzeń. Jej działanie toczyło się swoim rytmem, w międzyczasie w dużej sali obok odbywały się kolejne performances. Ceriello sprowadziła element natury do galerii, natomiast Ksenia Telepova wyszła na zewnątrz, by się z nią zmierzyć. Jej konfrontacja z naturą była bardzo fizyczna. Przy użyciu kilofa i łopaty zaczęła wytyczać szlak wśród liści i kopać ścieżkę. Początkowo ścieżka wyznaczona przez artystkę wydawała się intuicyjna i przypadkowa, potem wyraźniejszy stał się fakt, iż jest ona dokładnym odwzorowaniem kształtu jasnej gałęzi leżącej nieopodal. Po kilku godzinach artystka zakończyła pracę, umieszczając konar w wykopanej wnęce. Była ona negatywem fragmentu drzewa. Działanie Telepovej działało na zmysły poprzez otoczenie – wieczór, deszcz, jaskrawo oświetlone jesienne liście.
Wędrówki po kulturach
W jaki sposób kultura, w jakiej żyjemy czy przebywamy przez chwilę, wzbogaca naszą tożsamość, jak wpływa na proces tworzenia? Kilkoro artystów wskazało na różne sposoby oddziaływania miejsc. Reinel Aicardo Arango Muñoz zabrał widzów w nocną podróż. Działał w wyciemnionej sali. Na ścianach powyżej linii wzroku znajdowały się prostokątne kształty o świecących krawędziach. Gdy wzrok przyzwyczaił się do ciemności, można było dostrzec grupę osób, stojących parami w rzędach w drewnianej ramie łóżka. W czarnych prostokątach wyświetlanych na ścianach stopniowo zaczęły pojawiać się obrazy. Pokazywały one lubelskie uliczki nocą i postać, która je przemierza ciągnąc za sobą łóżko – to samo, które stało w sali. Głośny dźwięk z głośników coraz bardziej atakował zmysły. Kiedy postaci opuściły ramę łóżka, artysta zaczął nim przesuwać po całej sali. Drewniany obiekt szurał po posadzce, artysta poruszał się z nim coraz agresywniej, aż do całkowitej destrukcji łóżka. Performance oscylował od całkowitej ciszy i pustki nocnych, miejskich uliczek do gwałtownego, nieznośnego hałasu. Od prywatnej przestrzeni łóżka do obcej, nieznanej przestrzeni publicznej. Od tego, co wewnętrzne i utajone do agresywnego zewnętrza. Artysta snuł opowieść o nocnym mieście – zidentyfikowałam Lublin, ale może nie tylko Lublin pojawiał się w mappingu na ścianach? Reinel Muñoz mówi, iż ciemność w każdym mieście jest inna, może być to równie dobrze opowieść o Bogocie w Kolumbii czy Monterrey w Meksyku.
Zejing Liu zrealizowała przedziwny wykład, mówiła cicho i nieprzerwanie w stronę małych, drewnianych laleczek w niezrozumiałym języku (może chińskim? A może autorską miksturą języków?). Co jakiś czas w swój wywód wplatała znajomo brzmiące słowo w języku angielskim. Na kartkach, które trzymała przed sobą znajdowała się lista angielskich słów, jednak trudno było wychwycić, czy wplata je w swój wykład według jakiegoś klucza. W pewnej chwili artystka wstała i zaczęła celować z kuszy do swoich niemych, małych „słuchaczy” na krzesłach. Strąciła dwie lalki. Uderzając rozbujała wiszący bukiet, kwiaty opadły na ziemię. Nakreślona przez nią sytuacja była dość czytelna i trafna, nawiązywała do sytuacji politycznej kraju, w którym jedyny słyszalny głos należy do władzy, zaś jej poddani są go pozbawieni. Co jakiś czas pojawiają się podprogowo angielskie komunikaty – sugerujący tajny kod, instrukcja, wpływ Zachodu na wschodnią politykę? Mimo iż performance miał swoją dramaturgię, był dość sztywno osadzony w teatralnej konwencji.
Marita Bullmann nawiązała do charakterystycznych dla wschodniego kręgu kulturowego motywów – kiszenia ogórków, przepastnej torby w kratę, znaku krzyża – które pozbawiła pierwotnego kontekstu i wypuściła na szerokie wody skojarzeń. Jej działanie było klarowne, czyste i sugestywne, miało w sobie lekkość mimo ciężaru znaczeniowego użytych obiektów. Artystka posługiwała się nimi na tyle umiejętnie i ze swadą, iż nie można było zarzucić jej manipulacji symbolami, można było jedynie odczuć, że opowiada historię znajomą, budzącą skojarzenia z czymś swojskim, lokalnym, typowym dla naszego obszaru.
Performance i pogranicza
jamie lewis hadley w swoich działaniach łączy fascynację sztuką performance i swoje doświadczanie jako byłego zapaśnika. Sztukę walki i sztukę akcji spaja w jego odczuciu skupienie się na ruchu człowieka, jego sekwencyjności, reaktywności organizmu na określone bodźce. jamie lewis hadley uważa, że można postrzegać wrestling jako rodzaj specyficznej choreografii – naukę wyniesioną z ringu wykorzystuje w prowadzonych przez siebie zajęciach z tańca współczesnego. Performance i wrestling łączy zapewne jeszcze jeden fakt: otworzenie się na fizyczny ból. Sztuka performance często wiąże się z obnażeniem ego i ukazaniem głębokiej, pulsującej, wrażliwej warstwy ludzkiej natury. Docieranie do niej oznacza nieraz naruszenie fizycznych granic ciała. hadley w swoim performance potraktował swoje ciało jako narzędzie kreacji, ale i jako miejsce podatne na zranienia, otwierające się nieoczekiwanie na świat zewnętrzny. Artysta mówi: „Każde ciało krwawi, ale nikt nie krwawi w ten sam sposób”. Przypiął do swego ramienia kawałek białego płótna przy użyciu metalowego zszywacza. Uniósł ramię do góry, stojąc naprzeciwko wiatraka. Ruch powietrza sprawił, iż przypięty do ciała fragment materiału trzepotał na wietrze niczym flaga. Ludzka flaga to częsty motyw, wykorzystywany przez młodego twórcę. Inspirują go narodowe emblematy i symbole, obwarowane zakazami i nietykalne w przestrzeni publicznej. Człowiek-flaga jako jednorodny, zintegrowany byt jawi się jako przekroczenie bariery – artysta chciałby wykonać performance z żywą flagą na mostach w różnych miastach USA, ale jest to niemożliwe, gdyż zostałby tam natychmiast aresztowany. Flaga jest mocnym narodowym symbolem, chronionym przez prawo, jednocześnie odwołuje się do dominacji, panowania, władzy. Flaga zawieszona na ludzkim maszcie to zaprzeczenie hegemonii władzy i wyzwanie rzucone w jej stronę.
Przemysław Przepióra stał w dużej sali w kostiumie z pochyloną w dół głową, nad którą znajdował się siatkowy wór pełen kolorowych kul wełny. Kostium wykonał własnoręcznie, praca nad nim trwała trzy miesiące. Garnitur tworzyły sprasowane fragmenty wełny w różnych kolorach, które sprawiały wrażenie rozmytej palety malarskiej kolorystów. I to właśnie paleta i nachodzące na siebie barwy stały się punktem wyjścia do działań z wełną. Płaska barwa nabrała trójwymiarowego kształtu, miękkości, z rozproszonej włóczki artysta uformował różne wielkości kule. Stały się one jego znakiem rozpoznawczym, stałym elementem działań, które wykorzystuje w różny sposób. Podczas performance gwałtownie obracał się wokół własnej osi, siatka z wełnianymi kulkami wirowała w powietrzu, kolory mieszały się. W efekcie powstał dynamiczny, malarski obraz. Działanie zakończyło się w momencie, kiedy wór z kulkami spadł.
1 comment
No cóż, relacja dosyć powierzchowna, miejscami niezwykle naiwna, wręcz żenująca wobec np. znakomitego performance wykonanego przez Szuvarskiego 313.. – komentarz w stylu: “Monotonność działania zaciemniała jednak jego odbiór i sprawiała, że sytuacja stawała się nazbyt wystudiowana i teatralna.” to jakieś kompletne nieporozumienie..owa monotonność była tu własnie kluczem sytuacji , ale nie miała nic wspólnego z żadną “gombrowiczowską sytuacją walki z formą, wizerunkiem i rozrachunkiem z samym sobą.” , artysta nie zasłaniał twarzy tylko oczy, nie zakładał kaptur, lecz zrobił to tylko raz, na końcu w chwili pełnej identyfikacji z obecnymi. Autorka widocznie odebrała performance na prozaicznym poziomie, łapiąc się potocznych,schematycznych skojarzeń, poza tym zupełnie nie zwróciła uwagi na istotny element jakim były tu zwrócone w stronę publiczności lustra i znajdujące się na nich słowa: “principium identitatis indiscernibilium” (zasada identyczności przedmiotów nierozróżnialnych Leibniza) zwracające uwagę na całej akcji istotę..Był to raczej misterny rytuał odejścia od ‘ja’ w obszar doświadczenia samej sytuacji, o czym świadczy nawet sam tytuł performancu.. (metadystans) oraz jego zakończenie, które miało rozładować napięcie, zamiast (jak chce pani krytyk) je ‘wykorzystać’. Recenzja trywialna, nie tylko w kontekście tej interpretacji i pomijania faktów, co wobec znikomości relacji z całego wydarzenia i funkcji jaką autorka tutaj pełni.. tym bardziej groteskowe.. : /
Comments are closed.