3.
Pojęcie liberatury po raz pierwszy pojawiło się w tekście Zenona Fajfera Liberatura. Aneks do słownika terminów literackich[5]. W swoim manifeście autor postulował „ponowne zrewidowanie takich pojęć jak forma, czas i przestrzeń, dzieło literackie i książka”[6]. Efektem tego miało być stworzenie czwartego, obok epiki, liryki i dramatu, rodzaju literackiego, w skład którego wchodziłby gatunki i dzieła uwzględniające na równi z tekstem także materialność samego nośnika. Jak dopowiada nieco buńczucznie[7] Fajfer, cel liberatury to dzieło totalne, Księga, która obejmowałby całą księgę, „w której wszystkie elementy, nie tylko tekst – będą mieć znacznie”[8]. Po raz pierwszy Fajfer nazwał „liberaturą” utwór „Oka-leczenie”, autorstwa swojego i Katarzyny Bazarnik. Ten tom o trójdzielnej strukturze wydany został jako jedna książka. Zdaniem Bazarnik, która, podobnie jak Fajfer, jednocześnie współtworzy i opisuje zjawisko liberatury, Oka-leczenie jest niemalże archetypicznym przykładem dla tego rodzaju praktyki literackiej, wyznaczając tym samym kanon dla innych utworów liberackich. Bazarnik[9] wyprowadza z Oka-leczenia osiem najważniejszych cech liberackich. O części z nich była już mowa wcześniej, warto jednak dla porządku wymienić je wszystkie: 1) typograficzne i niewerbalne środki wyrazu (np. poemat-znak, układający się w słowo DENAT – Oka-leczenie opowiada historię śmierci i narodzin); 2) przestrzenna organizacja tekstu; 3) ikoniczność (struktura tekstu, która odpowiada strukturze świata przedstawionego); 4) autorefleksyjność (tekst jest świadomy tego, że jest drukiem); 5) hybrydyczność/polimedialność; 6) interaktywność (udział odbiorcy w formułowaniu sensu poprzez wybór strategii czytania); 7) materialność (znaczenie dla utworu ma tworzywo, z którego zrobiony jest jego nośnik, np. szkło albo kamień); 8) specyfika medium (dzieła liberackiego nie można przenieść na inne medium, np. zdigitalizować, aczkolwiek możliwa jest e-liberatura, jednakże, znów, utwory powstałe w medium elektronicznym nie mogą funkcjonować w formie analogowej). Nie każde dzieło liberackie musi posiadać wszystkie osiem cech – są to raczej kategorie, które, jeśli dominują w tekście, znacząco zakłócają samooczywistość istnienia i funkcjonowania takiego utworu w ramach klasycznej teorii tekstu i formy literackiej.
Liberatura, w swojej krótkiej historii (historii pojęcia, historia zjawiska, jak pokazuje praktyka wydawnicza linii Liberatura w Ha!arcie, jest znacznie dłuższa) doczekała się bardzo wielu definicji. Wynika to zapewne z owej autorefleksyjej cechy, o której była mowa. Najprostszą definicją (choć przez swoją enigmatyczność również kontrowersyjną), jest ta zaproponowana przez Wojciecha Kalagę, która mówi, że „książka nie zawiera utworu, nie przechowuje go ani nie nakrywa swym odzieniem – książka […] jest utworem”[10].
4.
W tak zarysowanym projekcie liberatury łatwo dostrzec pewną utopijność, z której zresztą zdaje sobie jego twórca, gdy mówi, że jego celem jest dzieło sztuki „niemożliwie doskonałe”[11]. Schodząc na nieco niższy poziom dyskursu, można powiedzieć, że tym co napędza dotychczasową twórczość liberacką jest jej wewnętrzna sprzeczność. Aby ją zobrazować, powróćmy do Susan Howe i problemów edytorskich z wydaniem Autobiografii Sheparda. Jakich kategorii użyć przy podejmowaniu decyzji o zawarciu w dziele 86 pustych kartek? W przypadku Rzutu kośćmi sytuacja pozornie wygląda prościej – mamy wyraźnie zaznaczoną intencję autora. Co jednak w przypadku, gdy wola twórcy w żaden sposób nie została wyartykułowana? Nawet jeżeli została, skąd mamy pewność czy autor całkowicie zapanował nad materialnością swojego dzieła (możemy spokojnie założyć, że pełna kontrola nie jest możliwa)? Co jest intencjonalne, a co nie? Czy sposób stawiania liter na papierze ma znaczenie? Jeśli tak, to czy plama atramentu też? Zagięcie rogu kartki? Przetarcie papieru? Ten łańcuch pytań może ciągnąć się w nieskończoność, nieubłaganie kierując nas ku idiomatycznej i pozbawionej znaczenia materialności (w rozumieniu de Mana). Bo skoro wszystko może być intencjonalne, to nic takie nie jest. Jeżeli wszystko może znaczyć, to znaczenie w ogóle nie istniej. Dlatego też dzieło liberackie, jak każde dzieło totalne, musi pozostać nieskończone, gdyż
CHOĆBY NAWET WYSŁANY W OKOLICZNOŚCIACH WIECZNYCH
Z DNA MORSKIEJ KATASTROFY
RZUT KOŚĆMI
NIGDY
NIE ZNIESIE
PRZYPADKU
- Zob. Z. Fajfer, Liberatura. Aneks do słownika terminów literackich, [w:] Tenże, Liberatura czyli literatura totalna, dz. cyt., s. 22-28. Pierwodruk miał miejsce na łamach „Dekady Literackiej” nr 5-6/1999.↵
- Tamże, s. 24.↵
- Tekst ten ma charakter manifestu założycielskiego, toteż język w nim użyty rządzi się swoją specyfiką. W późniejszych tekstach teoretycznych i programowych Fajfer łagodzi swoje postulaty, zmienia też język mówienia o liberaturze na mniej zanurzony w metafizyce.↵
- Tamże, s. 28.↵
- K. Bazarnik, Liberatura czyli o powstawaniu gatunków (literackich), [w:] Z. Fajfer, Liberatura czyli literatura totalna, dz. cyt., s. 160-161.↵
- W. Kalaga, Liberatura: słowo, ikona, przestrzeń, [w:] Tamże, s. 9.↵
- Z. Fajfer, Liberum veto? Odautorski komentarz do tekstu „Liberatura. Aneks do słownika terminów literackich, [w:] Tamże, s. 114.↵