Niezaprzeczalnie. Czy jednak nie uważa Pan, że z perspektywy przeciętnego odbiorcy projekt Art+Science stanowi dość duże wyzwanie?
Tak, ale jednocześnie mamy tutaj do czynienia z użyciem w niekonwencjonalny sposób technologii, która jest dosyć powszechna i codzienna. Zatem tego rodzaju sztuka może przemówić do odbiorcy właśnie dlatego, że niekoniecznie trzeba ją lokować w kontekście historii sztuki, niekoniecznie trzeba znać reguły kompozycji, umieć odróżnić walory formalne od nieładu, a więc jest bliższa doświadczeniom wielu ludzi, którzy ze sztuką za dużo wspólnego nie mają, ale którzy potrafią doświadczyć czegoś, co jest trochę odmienne.
Nie ulega wątpliwości, iż jesteśmy coraz bardziej globalnym społeczeństwem, a co za tym idzie coraz bardziej wewnętrznie zróżnicowanym. Technologie telekomunikacyjne sprawiają, że rozproszeni po całym świecie, stajemy się w pewnym sensie jakąś komunikacyjną jednością. A staje się to, zanim zbliżyliśmy się do siebie na płaszczyznach kulturowych, na poziomie wartości, które wyznajemy, wzorców, które chcemy realizować. Jesteśmy skomunikowani, ale coraz bardziej dostrzegamy swoją odmienność. I w tej różności w gruncie rzeczy możemy żyć, tworzyć i pracować.
W pewnym sensie można powiedzieć, że awangardy XX-wieczne przygotowały odbiorców do tej współczesnej sytuacji. Bo przecież ulubiona definicja Bretona mówiła o tym, że coś jest piękne jak przypadkowe spotkanie na stole sekcyjnym maszyny do szycia i parasola. Dla kogoś, kto widzi sztukę i naukę jako dziedziny zupełnie odległe, ich połączenie może być takim właśnie przedziwnym pięknem. Ale z drugiej strony Stefan Morawski zauważył, że bardzo wiele dokonań awangard artystycznych z początku wieku nie zostało jeszcze przyswojonych przez publiczność. Że wiele form i sposobów uprawiania sztuki, które po raz pierwszy wprowadzono w życie w drugiej czy trzeciej dekadzie XX wieku, dziś ciągle jeszcze wzbudza kontrowersje, jest kwestionowane jako metoda pracy artystycznej. Nie zmieniło się to bardzo do dzisiaj, co tylko potwierdza fakt, że funkcjonujemy w różnych układach, w różnych środowiskach, które się budują wokół pewnych wspólnie wyznawanych w danej społeczności wartości, przekonań. Jedni widzą świat jako pole eksperymentu, inni jako pole powtarzających się wzorców. Ci drudzy źle się poczują w miejscu, w którym dostrzegą, że wszystko to, co jest dla nich ważne zostało zastąpione przez coś innego. Ci pierwsi poczują się źle kiedy stwierdzą, że stabilizacja jest podstawowym wyznacznikiem miejsca, w którym się znaleźli. Teraz z kolei powinienem przywołać Zygmunta Baumana, który mówił, że nowym zadaniem dla intelektualistów jest nie dopuścić, aby różnicujące się środowiska otoczyły się murami i przestały się nawzajem rozpoznawać. To jest to, o czym C. P. Snow mówił już w 1956 roku, że powinniśmy stworzyć trzecią kulturę, w której kultura humanistyczna i kultura nauki stworzą syntetyczną konstrukcję.
Wróćmy na chwilę do tegorocznej edycji projektu Art+Science, która jest pod znakiem robotów…
Moje zaproszenie przyjęli: Ken Feingold, który dotarł do nas z Nowego Jorku, Stelarc, który przyleciał z Australii i Bill Vorn, mieszkający na co dzień w Montrealu w Kanadzie. To są artyści cieszący się ogromną renomą i zainteresowaniem krytyki i publiczności, pokazujący swoje prace w najważniejszych instytucjach na świecie, m.in. w nowojorskim MoMA czy paryskim Centre Georges Pompidou. Spotykają się niejako w tym samym czasie w Gdańsku, dlatego, że to, czym się zajmują, w bardzo ciekawy sposób koresponduje ze sobą. Powiedziała Pani: roboty. Rzeczywiście w jakimś sensie można powiedzieć, że pojawiają się tam wszędzie jakieś formy robotyczne. Ale Ken Feingold swoje formy buduje w kontekście refleksji nad sztuczną inteligencją, prowadząc nas w stronę pytań o naszą własną inteligencję. Bill Vorn tworzy w kontekście refleksji nad sztucznym życiem, odnosząc się do naszej gotowości i naszych postaw wobec kwestii rozwijających się technologii. I wreszcie Stelarc, który chyba najsilniej przemawia do odbiorców, ponieważ mówi o czymś najbliższym – o ciele, o tym że ciało w kontekście świata, który stworzyliśmy, staje się coraz bardziej ułomne. Że wzmacniamy, przeobrażamy, udoskonalamy wszystko z wyjątkiem ciała, które zaczyna w tej nowej rzeczywistości sprawiać złe wrażenie, będąc źle do niej przystosowanym. Tu warto powiedzieć, że koncepcja „obsolete body” („niepotrzebnego ciała”), którą głosi Stelarc, nie oznacza, że jest on zwolennikiem wizji, w której powinniśmy uwolnić się od ciała jako inteligencje czy duchy i bytować w sieciach. On jedynie zwraca uwagę na to, że ciało nie nadąża za przeobrażeniami świata, co oznacza, że nie powinniśmy myśleć o nim jako o nieuchronnie, stale i niezmiennie obecnym aspekcie naszego życia, ale jako o czymś co się konstruuje, co się przeobraża, czemu się nadaje nowy wymiar. A przy tym wszyscy trzej tworzą sztukę prowadzącą w kierunku refleksji o świecie, w którym ewolucja biologiczna splata się z ewolucją technologiczną, budując nową wizję, w której zapewne (o tym piszą na razie pisarze cyberpunkowi) przyszłość człowieka to postczłowiek, czyli forma która ma z człowiekiem wspólną historię, ale która już się od niego bardzo wyraźnie różni, m.in. ze względu na różne możliwości i potencjały które posiada, a których nie posiada człowiek. W gruncie rzeczy ta sztuka – sięgająca po roboty, po oprogramowanie sztucznej inteligencji, sztucznego życia, a zarazem pytająca o przyszłość rodzaju ludzkiego, skłaniająca do refleksji nad możliwymi scenariuszami przyszłości, nad procesami ewolucyjnymi – jest bardzo humanistyczna. Można używać robotów jako medium sztuki i zajmować się problematyką należącą do refleksji humanistycznej. Aczkolwiek gdyby ktoś powiedział, że to już jest raczej posthumanizm, to też bym się zgodził, ponieważ nie porzuca on humanizmu jako paradygmatu poznawczego, a jedynie stwierdza, że zadania, cele i pytania, jakie sobie stawiano w kontekście paradygmatu humanistycznego, są już niedostosowane do nowej rzeczywistości, bo trzeba ją pytać o coś innego, bo ona zaczyna coraz mniej przypominać tę, w której mówiono, że człowiekiem jestem i nic ludzkiego nie jest mi obce. Tu to nie wystarcza.
W komentarzu kuratorskim do Art+Science pisze Pan o odpowiedzialności sztuki za zachodzące w świecie procesy ewolucyjne oraz tworzące się w rezultacie nowe porządki…
Sztuka może podejmować odpowiedzialność na wiele rozmaitych sposobów, czy to odnosząc się krytycznie do pewnych procesów, które wyrastając z naukowych laboratoriów, stają się powoli pewnymi wzorcami dla organizowania życia społeczności i przyszłych form życia, czy to uczestnicząc w tych procesach przez dawanie pewnych alternatywnych możliwości, budowanie wrażliwości na pewne procesy, oswajanie nauki, która dla kogoś nie zajmującego się nią, odrzuca hermetycznością języka i niezrozumiałością pojęć. Kiedy artysta podejmuje te same problemy, może się okazać, że coś niezrozumiałego wtedy, kiedy mówi o tym naukowiec, staje się jasne, kiedy przemawia artysta. Więc na te różne sposoby sztuka może otwierać przed nami świat. Świat, w którym to różne technologie, różne wynalazki naukowe, różne naukowe procesy będą budować rzeczywistość, w której będą żyć przyszłe pokolenia. Dobrze byłoby po pierwsze wiedzieć, co to może być; po drugie zastanowić się, czy chcemy takiego świata; po trzecie zastanowić się, jaki mamy wpływ na wybór pomiędzy różnymi scenariuszami; po czwarte, jaką mamy siłę, żeby móc próbować monitorować sytuację i starać się pomóc we wprowadzeniu tych, a nie innych scenariuszy. Pojawia się w tym kontekście także pytanie, w jakim stopniu sztuka może uzupełnić naukę w procesach tworzenia wiedzy. Jest tu wiele kwestii, które mogą być podjęte i którym trzeba się uważnie przyglądać.
Dotychczasowe odsłony Art+Science przyciągały fenomenalnymi nazwiskami z całego świata. Czy jest szansa na polskich artystów w kolejnych edycjach projektu?
Oczywiście, że tak. Na przykład w Gdańskiej Galerii Miejskiej jesienią wystawi artysta, który znakomicie wpisuje się w ten paradygmat. Myślę tutaj o projekcie Jarosława Czarneckiego Symbiotyczność tworzenia. Jest on właśnie tym polskim przykładem twórczości, która nie zamyka się w ramach estetycznych i zmierza w innych kierunkach, stawiając interesujące pytania i nie przestając być sztuką, bowiem w tej pracy wyraźnie splatają się wymiary estetyczne i poznawcze. Kolejną ciekawą artystką jest Joanna Hoffmann, która od jakiegoś czasu uprawia sztukę tego rodzaju, a także cała grupa młodych artystów – często jeszcze studentów (także moich studentów z ASP w Łodzi). Na wystawach w Łaźni przyjąłem sobie trochę inne zadania, biorąc pod uwagę dość niewielki udział i niewielką obecność tego typu projektów artystycznych w programach polskich uczelni artystycznych, uznałem, że chyba ważniejsze jest zapraszać różnych liczących się artystów ze świata, których nie można zlekceważyć, a którzy pokazują inne sposoby uprawiania sztuki. To może być pewną zachętą dla tych młodych artystów w Polsce, którzy poszukują dla siebie nowych, interesujących ich zagadnień, żeby wzięli pod uwagę również tego typu możliwości. A gdy im się to uda, wtedy także pojawią się w programie Art+Science Meeting.
Bardzo dziękuję za rozmowę.