Obecną wystawą trzech tuzów w dziedzinie kreacji z pogranicza sztuki i nauki: Billa Vorna, Stelarca i Kena Feingolda, projekt Art+Science Meeting, realizowany przez gdańskie CSW Łaźnia, wkroczył w czwarty rok cyklu wystaw, spotkań, konferencji i warsztatów, których fundamentalnym celem jest stworzenie platformy wymiany zainteresowań oraz sprzyjania realizacji wspólnych projektów pomiędzy artystami, naukowcami i badaczami zarówno historii sztuki, jak i nauki oraz technologii. Z kuratorem projektu – profesorem Ryszardem W. Kluszczyńskim – miałam przyjemność porozmawiać o genezie Art+Science, jego kolejnych edycjach, a także planach na przyszłość.
Marta Wróblewska: Cofnijmy się zatem do początku – do źródeł idei kuratorskiej oraz fenomenu eksploatowania wątku sztuki połączonej z nauką w kontekście kreacji artystycznej, rozwoju i obiegu tego rodzaju sztuki.
Ryszard W. Kluszczyński: Należy pamiętać, że tego typu praktyki, w ramach paradygmatu nowych mediów, zainicjował jeszcze w latach 40. i 50. XX wieku, m.in. w postaci niszowego czasopisma „Leonardo”, Frank Malina – artysta-naukowiec, który zainteresował się sztuką i zaczął uprawiać sztukę, przenosząc do swoich praktyk artystycznych część swoich kwalifikacji i zainteresowań naukowych. Z drugiej strony był György Kepes, artysta, który trafiwszy w środowisko naukowe, zaczął tworzyć sztukę opartą na dialogu z tym środowiskiem, dialogu z nauką. Wraz z nastaniem nowego stulecia zaczęło pojawiać się coraz więcej prac, które w interesujący sposób przekraczały granice, wyznaczane nawet przez te swobodnie definiowane pola sztuki w końcu XX wieku, jakimi były pluralizm procesów artystycznych, transmedialność, a co za tym idzie, przełamywanie dominujących kodów i paradygmatów określających pole praktyk artystycznych. Właśnie w wyniku tego procesu demontażu granic najpierw wewnątrzartystycznych, potem zewnątrzartystycznych, sztuka z ogromną łatwością zanurzyła się w krąg problematyki społecznej, politycznej już w latach 80. ubiegłego wieku. Uprawiało się sztukę nie po to, żeby tworzyć piękne formy, ale po to, żeby skłonić kogoś do zmiany sposobu myślenia. Związki pomiędzy sztuką i nauką w gruncie rzeczy są rozwinięciem tej postawy.
Z początkiem lat dwutysięcznych tego typu praktyki zaczęły nabierać rozpędu, ponieważ artystów pracujących w ten sposób było coraz więcej i rodziło się mnóstwo potrzeb badawczych. Okazało się wówczas, że istnieje spora grupa ludzi, która dostrzegała ten fakt i chciała swoimi badaniami oraz zainteresowaniami poznawczymi zmierzyć się z tego rodzaju wyzwaniami. Do takiego pierwszego spotkania doszło przy okazji festiwalu Ars Electronica w Linzu, a następnie na uniwersytecie w Krems, gdzie dyskutowaliśmy o możliwościach zorganizowania jakiegoś paradygmatu badawczego, wymiany wyników badań w skali światowej. Pomyśleliśmy, że warto byłoby powołać do istnienia nowy cykl konferencji międzynarodowych, sympozjów, które dawałyby możliwość wymiany obserwacji i budowania wspólnej płaszczyzny badaczom sztuki, naukowcom i historykom nauki, inżynierom i badaczom technologii. I tak w roku 2004 we Włoszech powołaliśmy program Międzynarodowych Konferencji Historii Sztuk Medialnych, Nauk i Technologii, w ramach którego co dwa lata – począwszy od 2005 roku – odbywają się konferencje poświęcone tematyce korelacji sztuki, technologii i nauki.
W 2010 roku, jako jeden z kuratorów poznańskiego Mediations Biennale 2010, zaprosiłem do udziału w wystawie Beyond Mediations sporą grupę artystów poruszających się w tym polu, byli to m.in. Eduardo Kac, Zbigniew Oksiuta, czy właśnie Ken Feingold. Po zakończeniu biennale zacząłem współpracę z CSW Łaźnia nad projektem Art+Science, skupiającym się na problematyce relacji sztuki i nauki, którą postrzegam jako niezwykle ważną dla współczesnego oblicza sztuki. Tej sztuki radykalnej, progresywnej, która nie chce tworzyć pięknych przedmiotów, nie ma na celu ozdobienia świata, ale raczej interesuje się procesami, które ten świat dziś stanowią, które przeobrażają i które prawdopodobnie będą fundamentalne dla przyszłości naszego otoczenia.
Co piękna nie wyklucza. I mieliśmy okazję się o tym przekonać na przykładzie wielu prezentowanych podczas wystaw Art+Science realizacji.
Tak, ale proszę zwrócić uwagę, że jest to jakby inna postać piękna, wyłaniająca się nie dlatego, że ktoś chciał stworzyć piękny obiekt, tylko dlatego, że miał zamiar zrobić coś innego, a przy okazji zrobił to w piękny sposób. Piękno przestaje być tutaj celem zainteresowania. Nie ku niemu się zmierza, ani w procesie twórczym, ani w procesie odbiorczym. Gdyby ktoś przyszedł na wystawę Stelarca, Vorna czy Feingolda po to, żeby szukać w nich piękna, to pewnie by je znalazł. Tyle tylko, że gdyby na tym pięknie poprzestał, to nie zauważyłby tego, co w tej wystawie jest szczególnie ważne.
Istotnie, każda edycja projektu kładzie nacisk na nieco inne pola styczności sztuki i nauk ścisłych. Czy mógłby Pan podsumować główne wątki dotychczasowych edycji Art& Science?
Proponuję przyglądanie się różnym obszarom, w których dochodzi do dialogu między sztuką i nauką. Pierwszy rok był po to, żeby pokazać z jednej strony początki (czyli artystów takich, jak Frank Malina czy György Kepes), a z drugiej strony coś, co pewnie jest szczególnie ważne w perspektywie przyszłości, czyli nanotechnologie i sztukę skierowaną ku tym zagadnieniom oraz informatyczne środowiska cyfrowe, stanowiące istotny komponent nastawienia nowomedialnego w sztuce. A więc to, że żyjemy w świecie baz danych, że nasze otoczenie coraz bardziej nasycone jest informacją niż materią. Że w większym stopniu otaczają nas bity niż atomy. Że w coraz większym stopniu myślimy o sobie jako o formach informatycznych. W kolejnych edycjach Art+Science odsłaniamy coraz to nowe obszary, jak choćby, w roku 2012, bioart, biotech art. W roku 2013 organizowaliśmy raczej warsztaty niż wystawy, w ramach przygotowań do kolejnych edycji. W tym roku zaś mamy połączenie, a właściwie ukazanie stosunku sztuki wobec robotyki, sztuki wobec sztucznej inteligencji, sztuki wobec sztucznego życia, na dowód, że świat jest zorganizowany według reguł naukowych.