W okresie intensywnych rozważań na temat gender, które wywołują stan nadzwyczajnej czujności i podniecenia graniczącego z agresją, można zauważyć, że to „magiczne” słowo, odmieniane przez niemal wszystkie przypadki, staje się elementem sprytnej manipulacji społecznej. Sylvain Timsit, opisując strategie wpływania na ludzi, trafnie zauważył, że apelowanie do emocji to klasyczna technika mająca na celu obejście racjonalnej analizy i zdrowego rozsądku jednostki[1]. „Co więcej, użycie mowy nacechowanej emocjonalnie otwiera drzwi do podświadomego zaszczepienia danych idei, pragnień, lęków i niepokojów, impulsów i wywołania określonych zachowań” – podkreślał Timsit[2]. Tak właśnie dzieje się w przypadku pojęcia gender. Zupełnie niepotrzebnie – nadmiar emocji nigdy nie wpływa pozytywnie na jakość społecznych dyskusji. Zamieszanie i rozgłos, będące cechą omawianego zjawiska, mają jednak znaczenie dla rosnącego zainteresowania ideą męskości, która zmienia się pod wpływem szybko następujących zmian kulturowych.
W tę problematykę idealnie wpisuje się najnowsza wystawa Bartka Jarmolińskiego Antyatlas, którą można oglądać w Centrum Kultury Katowice. Ekspozycja dotyczy re-definicji idei męskości, która aktualnie daleka jest od wizerunku kipiącego testosteronem macho, ukształtowanego przez heteronormatywną wykładnię. Antyatlas wyraźnie ukazuje rozmycie się pojęcia maskulinizmu we współczesnym świecie, w którym zaczyna dominować mężczyzna nie wstydzący się publicznego wyrażania swoich emocji i słabości, czy też zainteresowania własnym wyglądem. Nie jest to zresztą pierwsza wystawa, która porusza tę problematykę. Wystarczy przypomnieć ekspozycję Boys w krakowskim Bunkrze Sztuki (2005), badającą problem kryzysu męskości i tożsamości. Tymczasem Antyatlas jest próbą dostosowania się, jak można przeczytać w tekście towarzyszącym wydarzeniu, „do wymogów dzisiejszej kultury, która akcentuje aspekt zmienności w odniesieniu zarówno do kobiety, jak i mężczyzny”. Jarmoliński na szczęście ucieka od prostych klisz, które raz na zawsze mają określić status współczesnego mężczyzny. Stąd też zaskakujący tytuł jego wystawy, który nie ma nic wspólnego z klasycznym atlasem, zwierającym ilustracje, katalogującym wybrane zagadnienie. Aranżacja ekspozycji tworzy zgrabną narrację w formie przewodnika po zakamarkach męskiej psychiki, obciążonej emocjonalnymi kosztami przystosowania się do wymogów kultury. Ale nie tylko – to także próba nawiązania kontaktu ze swoim „miękkim” ego. Zatem ci widzowie, którzy spodziewali się wystawy ociekającej seksem, potem i obfitującej w nadmuchane po sterydach mięśnie, mogą się poczuć srodze rozczarowani.
Na tytułowy Antyatlas składa się między innymi cykl czarno-białych odbitek, na których ciała zostały sfotografowane w pozycji embrionalnej. Skuleni w pudłach mężczyźni przypominają dzieci, pragnące za wszelką cenę wrócić do łona matki, w którym czuli się bezpiecznie, ponieważ otaczająca rzeczywistość zaczyna ich przerastać. Dla artysty chęć spełnienia społecznych i kulturowych oczekiwań niemal zawsze kojarzy się z traumą, stąd też zdjęcia Jarmolińskiego prezentują gesty bezsilności, strachu i osamotnienia, a co najciekawsze – wywołują one równocześnie chęć opieki nad porzuconymi w pudłach, niczym szczenięta, mężczyznami. Przeciwwagą dla fotografii stają się umieszczone naprzeciw kadrów obrazy z cyklu Organika (2013/2014), które badają anatomiczne struktury męskiego ciała. Jarmoliński ostrymi pociągnięciami pędzla podkreśla wybrane elementy, takie jak kręgosłup, serce czy płuca. A wszystko to podane jest w wizualnie lekkostrawnej formie, wzbudzającej empatię, dalekiej od etykietowania i niezdrowej fascynacji. W podobnym tonie utrzymany jest film Wstyd (2011), w którym artysta poddaje się zniewalającemu uczuciu kompromitacji. Widz nie dowiaduje się, w jakiej sytuacji został przyłapany Jarmoliński. Obserwuje narastające uczucie bezwładu, kryjące się w subtelnie załzawionych oczach artysty, który nagle znika z kadru. Tymczasem w obrazie Wartości prawdziwego mężczyzny (2010) Jarmoliński pyta o to, co powinien w swoim życiu osiągnąć każdy osobnik płci męskiej. Bohaterami tego filmu stali się przypadkowi mężczyźni w różnym wieku, którzy jednym tchem wymieniają stereotypową wiązankę: zbudować dom, spłodzić syna, posadzić drzewo. Uczestnicy tej artystycznej sondy kpią sobie z tych narzuconych kulturowo wymogów. Niektórzy z nich z dumą opowiadają, że mają córki, nie wybudowali domu, ale dorobili się mieszkania, a co najciekawsze, niemal na każdym kroku podkreślali rolę współczesnych kobiet, które stały się wymagające i bardziej zaradne od mężczyzn. Nie czują się oni przez to zażenowani czy wykastrowani z własnego poczucia męskości. Okazało się również, że nie wszyscy przepytywani mają priorytet zakładania rodziny i bycia jej głową. Młodsi bohaterowie filmu wolą od tego wędrówki po górach albo napisanie książki. Sam obraz, pomimo poważnego wydźwięku, utrzymany jest w bardzo zabawnej konwencji, która obnaża słabości społecznego systemu, kreującego role, jakie powinien w nim odgrywać mężczyzna i kobieta. Artysta podkreśla tym samym, że podział ten już dawno się rozmył i nie da się go ponownie ustalić. Zarówno idea męskości, jak i kobiecości, to towar kulturowo przereklamowany, ale podlegający nieustannej konsumpcji. Jarmoliński śmiało igra z tymi konwencjami, pozując w męskich i damskich butach w cyklu fotografii Twoje buty świadczą o tym, kim jesteś (2011), a w performensie Carte blanche (2013-2014) walczy ze stereotypami dotyczącymi płci i homoseksualizmu, brutalnie wyciskając obrzydliwą, mięsistą maź ze zwierzęcych kiszek.
Wystawa Barka Jarmolińskiego to artystyczne kompendium wiedzy z dziedziny męskości, które dalekie jest od wizerunków sztucznie wykreowanych przez media. Antyatlas stanowi także interesujący głos w kontekście rozważań na temat tożsamości, niemal w całości wchłoniętych przez refleksję feministyczną i sztukę kobiecą. Artysta nie boi się przekraczania jakichkolwiek granic, choć w przypadku idei męskości i kobiecości już dawno została ona zatarta, z czym, jak się okazuje w obliczu toczącej się teraz dyskusji o gender, trudno jest się pogodzić, a co najważniejsze – zaakceptować. Jarmoliński swoim Antyatlasem pokazuje błędne koło kultury, podgryzającej swój własny ogon, ale wciąż próbującej przypinać przeterminowane etykietki „kobiecości” i „męskości”. Jak pokazuje to w swoich realizacjach artysta, nie są już one nikomu potrzebne.
Miriam Hansen, która analizowała dzieła Waltera Benjamina, rozwinęła wprowadzone przez niego pojęcie innerwacji. Dotyczy ono procesu neuropsychicznego, odpowiedzialnego za zmysłowe doświadczenie, które sprawia, że ciało czuje[3]. Benjamin rozważa kierunek odwrotny, czyli przekazanie energii z wewnątrz ciała z powrotem do świata zewnętrznego. Nie rozwija tej refleksji szerzej, czyni to Miriam Hansen; „W ten sposób ciało nie tylko odbiera szokujące przeżycia – szokujące działania Erosa, czerpie również energię stając się porowatym interfejsem” – stwierdziła badaczka, reinterpretując definicję Benjamina[4]. Tym „porowatym interfejsem” stały się procesy przyzwyczajania społeczności do przeżyć seksualnych, które wcześniej uznawano za prywatne lub antyspołeczne. Linda Williams, która wzięła na warsztat przemyślenia Benjamina i Hansen, trafnie skonstatowała: „O ile kiedyś temat seksualnego podniecenia traktowano jako antytezę cywilizowanej kultury, o tyle obecnie nasze ciała wchodzą w podobny do szoku stan podniecenia i – w społecznie uznanym procesie – przyzwyczajają się i otwierają na zmieniające się środowisko”[5]. Czy stanie się tak w przypadku zjawiska gender? Czas pokaże.
1 comment
…myślę, że chodzi także o drugie znaczenie słowa Atlas, czyli dźwigającego na barkach swoich świat… a tu idzie o proces zdejmowania z siebie (przez mężczyznę)tego ciężaru; pozbywanie się poczucia, że odpowiedzialność za losy rodziny, grupy, świata spoczywa tylko na nim. Nawet jeśli wiązały się z tym podziw, splendor, władza, uzależnienie kobiet.
Comments are closed.