Ma 63 lata, a nagrodzony właśnie Złotą Palmą Dheepan to dopiero jego siódmy pełny metraż. Jacques Audiard okazał się niespodziewanym zwycięzcą 68. edycji najbardziej prestiżowego festiwalu filmowego w Cannes. Sytuacja przypomina nieco tę sprzed roku, kiedy to Nuri Bilge Ceylan zdobył główny canneński laur za film, który w ogólnej opinii nie został uznany za najwybitniejszy w jego dorobku. Audiard, którego mało kto wymieniał w roli faworytów do głównej nagrody, także kręcił już lepsze filmy – niemal powszechna jest opinia, że Dheepan nie zbliża się poziomem do nagrodzonego w Cannes Grand Prix w 2009 roku Proroka.
Przepadło w tym roku kilka mocnych tytułów, które w relacjach dziennikarzy i krytyków z całego świata jawiły się jako dzieła wybitne i niekonwencjonalne – dużo mówiło się o Młodości Paolo Sorrentino, The Tale of Tales Matteo Garrone czy Mojej matce Nanniego Morettiego, jednak żaden z tych filmów nie zdobył canneńskich laurów. Co ciekawe, wszystkie te tytuły wyszły spod rąk włoskich reżyserów – kino Italii w ostatnich latach przeżywa prawdziwy renesans i nadzieje Włochów na pierwszą od 14 lat Złotą Palmę (w 2001 roku za Pokój syna otrzymał ją Moretti) były całkowicie uzasadnione.
O ile jednak opinie na temat obrazów spadkobierców Felliniego i De Siki bywały różne, o tyle krytycy solidarnie wyróżnili obraz węgierskiego debiutanta László Nemesa. Syn Szawła to obraz okrzyknięty najbardziej wstrząsającym dziełem filmowym opowiadającym o Holocauście, a to – biorąc pod uwagę mnogość znakomitych tytułów zajmujących się tym tematem – mówi o nim bardzo wiele. Rzadko do konkursu głównego w Cannes trafiają debiutanci, jeszcze rzadziej – wyjeżdżają stamtąd z nagrodami. Nemesowi udała się rzecz niezwykła, bowiem swym pierwszym filmem pełnometrażowym zdobył Grand Prix, drugą co do ważności nagrodę canneńskiego festiwalu. Gutek Film, polski dystrybutor Syna Szawła, nie podał jeszcze daty premiery, ale kto wie, być może już tego lata bywalcy festiwalu będą mogli sprawdzić jakość debiutu Nemesa?
Jury, w tym roku dowodzone przez nieodgadnionych braci Coen, zaskoczyło także w kwestii nagród aktorskich – podczas gdy wszyscy obstawiali zwycięstwo Cate Blanchett za lesbijski dramat Carol Todda Haynesa, laur zgarnęła jej filmowa partnerka Rooney Mara, zaś zamiast faworyzowanego Toby’ego Jonesa tytuł najlepszego aktora otrzymał Vincent Lindon za główną rolę w dardenne’owskim z ducha dramacie La Loi du marché. Co ciekawe, za rolę kobiecą ex aequo nagrodzona została Emmanuelle Bercot (za rolę w Mon roi Maïwenn), która w Cannes pojawiła się w podwójnej roli – w sekcji Un Certain Regard wyświetlano bowiem jej kolejne pełnometrażowe dzieło Głowa do góry, które jednak nie zyskało uznania jurorów.
Tegoroczne Cannes było bardzo zróżnicowane, choć werdykty jury w konkursie głównym sugerują raczej stabilizację – nagrodę zdobył film raczej konwencjonalny formalnie, dorzucający swoją cegiełkę w dyskusji o problemie imigracji we Francji. Edycja nr 68 ukonstytuowała kilka prawd, znanych już od jakiegoś czasu – że Jacques Audiard to jeden z czołowych twórców współczesnego francuskiego kina, Gus Van Sant skończył się na Słoniu (jego The Sea of Trees zyska chyba niechlubny tytuł najgorzej ocenianego filmu w historii festiwalu w Cannes), a Włochy stają się na nowo jedną z czołowych sił światowego kina. Wisienką na tym arcysmacznym filmowym torcie niech będzie wyróżnienie dla naszego Bodo Koksa w konkursie ScripTeast za scenariusz do filmu Człowiek z magicznym pudełkiem. Niech to trwa!