5. ABSTRAKCJE I ANAMORFOZY
Pod koniec lat 70. Trzeciakowski malował duże obrazy abstrakcyjne. Pod koniec lat 80. powrócił do wielkoformatowego malarstwa rozwiązującego problemy postawione przez Malewicza. Obrazom o formacie kwadratu i trójkąta równobocznego towarzyszyły „wszechświaty” (jak nazywają je komputerowcy) konstruowane przez programy komputerowe. Skomplikowany system przestrzenno-kolorystyczny stworzony przez Trzeciakowskiego wymaga analizy w odrębnym tekście.
Innym zagadnieniem podejmowanym przez tego artystę w latach 90. i kontynuowanym obecnie są anamorfozy tworzone przy pomocy komputerów. Trzeciakowski opanował zasady programowania komputerowego i sam zajmował się pisaniem programów. Oprócz tego był konstruktorem aparatów fotograficznych do wykonywania fotografii anamorficznych. Prawdziwą sensacją 2. Biennale Fotografii w Galerii Miejskiej Arsenał w Poznaniu (kwiecień–maj 2000 roku) stało się pięć aparatów fotograficznych do wykonywania fotografii anamorficznej, będących konstrukcjami i opatentowanymi wynalazkami Trzeciakowskiego. Były to cztery konstrukcje optyczne i jedna konstrukcja mechaniczna. Poza tym Trzeciakowski pokazał prace komputerowe swych studentów, naśladujące manierystyczne rysunki anamorficzne, umożliwiające zobaczenie obrazu odbijającego się w metalowym walcu postawionym w centrum rysunku. Trzeciakowski kierował Pracownią Programowania Komputerowego Wydziału Fotografii Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu.
Na początku lat 2000 artysta pracował nad paroma nowymi projektami. Jeden z nich – zatytułowany Podróż na Słońce – stanowił rozwinięcie wczesnych dokonań artysty; inny związany był z budową olbrzymiej konstrukcji przestrzennej. Artysta pracował również dalej nad zagadnieniami koloru abstrakcyjnego w powiązaniu z programami komputerowymi. Później jednak, aby uniknąć „dotyku artysty”, zlecał wykonywanie malowideł na blachach w specjalistycznych zakładach lakierniczych. Prowadził również systematyczne badania paralaksy w widzeniu binokularnym. Fotografia stereoskopowa stanowiła bowiem dziedzinę, w której Trzeciakowski specjalizował się od wielu lat i w której przygotowywał realizacje charakteryzujące się silnym oddziaływaniem na widza.
Pomimo silnej obecności ciała artysty w dziełach Trzeciakowskiego jego twórczość charakteryzowała skrajna racjonalność. Świadomie usuwał element emocjonalny i ekspresywny ze swej twórczości. Klarowna postawa Trzeciakowskiego stanowiła bezcenny historyczny czynnik w polskiej sztuce krytycznej i radykalnej.
6. P.S.
Na wiosnę 2001 roku zmarł ów profesor zwalczający Trzeciakowskiego. Jak opowiadał mi wówczas Zbyszko, musiał zapłacić 3000 zł, by móc otworzyć po raz kolejny przewód na wyższy stopień. Jak relacjonował szczegółowo, w jednej z sal ASP w Poznaniu zgromadził cały swój dorobek. Zamknął salę na klucz. Gdy wrócił po jakimś czasie, zastał drzwi otwarte, a ze środka sali zniknęły wszystkie kasety wideo. Była wśród nich jedyna kopia rejestracji upadku na pędy bambusa z 1986 roku oraz jedyne egzemplarze realizacji z roku akademickiego 2000/2001. Portier stwierdził, że specjalna ekipa chodziła wymieniać zamki w drzwiach. Zbyszko dodawał z goryczą, że Rektorat ASP nie podjął żadnych wysiłków, by sprawę wyjaśnić i odnaleźć ukradzione dzieła.
Zbyszko Trzeciakowski zmarł w Poznaniu w 2006 roku.
7 comments
Byłem w jego pracowni, widziałem niektóre jego prace, ale trzeba dodać że był wspaniałym erudytą. Z wielką pasję opowiadał o sztuce, o podróżach i po prostu – życiu.
Nie milczą
Miałam przyjemność być studentką Zbyszka, tuż po skończeniu szkoły utrzymywaliśmy kontakt, odwiedzałam go w Rosnówku. Fantastyczny minimalista, sprawiający wrażenie niepoprawnego optymisty, całkiem inny, niż jego prace:)
Rozbawiła mnie Jego historia o integracji z chłopakami z Rosnówka – chodził z nimi na wiejskie potańcówki kończące się zazwyczaj bijatyką. Podczas jednej z nich stracił dwa (?) zęby, z którą to strata obnosił się dumnie po Rosnówku:)
Wiadomość o śmierci mnie zszokowała:(
Redakcja kwartalnika “Artluk” przekazała tekst mojego autorstwa bez mojej zgody do publikacji w “o.pl”. Moim celem była jedynie publikacja w formie papierowej, gdyż ani ja sam obecnie nie posługuję się Internetem (nie posiadam nawet sprawnego komputera), ani Zbyszko Trzeciakowski kiedyś nie posługiwał się Internetem. Zbyszko gardził Internetem i telefonami komórkowymi.
Proszę o usunięcie ilustracji z powyższego tekstu, gdyż Zbyszko dał mi swoje dzieła w formie slajdów, odbitek i skanów do tego, bym korzystał z nich w formie, jaką ja uznam za stosowną. Nie uważam Internetu, który jest szambem, w którym byle gówno pływa po wierzchu, za miejsce godne umieszczania w nim reprodukcji dzieł najwybitniejszego polskiego artysty drugiej połowy XX wieku, jakim był Zbyszko Trzeciakowski.
Po przeczytaniu mojego tekstu oraz komentarzy ktoś może mieć wrażenie, że Zbyszko żył sobie beztrosko i ekstrawagancko w Rosnówku. Niestety tak nie było. Opowiadał o aktach wyrażających zdecydowaną niechęć do niego, jako obcego. Z bezpośredniej agresji nie robił sobie wiele, ale zmartwiło go, gdy kiedyś złodzieje wyjęli z zawiasów metalową bramę i odjechali z nią. Rozdział o domku powinienem zatytułować przytaczając zdanie z jednej jego opowieści skierowanych do mnie: “Wtedy zaczęły się moje kłopoty”. Miał na myśli to, że kupił zniszczony domek bardzo tanio, więc Urząd Skarbowy wymierzył mu podatek od wzbogacenia się, wynikający z różnicy między ceną rynkową podobnych nieruchomości, a ceną, jaką zapłacił Zbyszko. Aby móc zapłacić tę sumę, Zbyszko pracował fizycznie kopiąc doły pod szamba w dzielnicach willowych. Zbyszko nie wyjeżdżał na stypendialne pobyty za granicą, jak wielu jego kolegów z poznańskiej uczelni, nie miał również innych etatów. Brał jakieś nadgodziny i stąd prawie codziennie biegł na stację Poznań Główny, by zdążyć na ostatnie połączenie kolejowe. Gdy nie zdążał, spał na squocie Rozbrat. Nie pozwalal sobie na luksusy, mozna go bylo widziec czesto jedzacego na sniadanie bulke z maslanka na murku na placu pod uczelnia.
Właściwie to jego studenci mogliby mu kiedyś pomóc w remoncie domku w ramach np. praktyki robotniczej (uważam, że każdy artysta powinien umieć wykonywać prace budowlane, instalacje sanitarne i elektryczne), ale mówił o nich, że właściwie się na nich zawodził, jeśli chodzi o ich postawy i ambicje. Wielokrotnie go pytałem, czy jest ktoś interesujący. Wymieniał tylko jedno nazwisko – Noniewicz. Mówił, że rozczarowany ich postawą zaczął stawiać oceny niedostateczne, czego początkowo z założenia nie robił.
Po wystawie prac jego studentów w 2000 roku w Galerii Miejskiej Arsenał żaden ze studentów nie zgłosił się do pomocy przy demontażu i transporcie. Zbyszko razem z Krzysztofem Kozakiewiczem (historykiem sztuki i szefem ekipy montażowej Galerii Arsenał) załadował ciężkie walce metalowe na drewniany wózek i targali ten wózek pod górę w stronę uczelni, a ja z tyłu pchałem tenże wózek.
Każdy ma jakieś osobiste wrażenia po pierwszym spotkaniu ze Zbyszko. Ja pamiętam, jak nad ranem stałem na ganku domu w Teofilowie we wrześniu 1983 roku, a od szosy szedł Zbyszko, który przyjechał pierwszym autobusem PKS. Zaczęliśmy rozmawiać i tak rozmawialiśmy przez parę godzin. Okazało się, że np. tak samo nie lubimy palenia papierosów. Po południu Zbyszko powiedział wśród paru osób, że gdy ktoś przy nim zapala papierosa, to on od razu wali w mordę. Na to stojący obok szczuplutki Janusz “Yasio” Rasiński natychmiast wyjął papierosa z paczki i zapalił. Zbyszko nie zareagował.
Zbyszko potrafił być dowcipny: “Ja brzydzę się wyzyskiem!” – krzyknął na otwarciu mojej wystawy pt. “Proletaryat” w 2000 roku w Klubie Kisielice w Poznaniu (nazwa klubu pochodzi od miejscowości, w której urodził się Krzysztof Kozakiewicz, współzałożyciel klubu).
Ceniłem tych ludzi w Poznaniu, których cenił Zbyszko. Tak było np. z Adamem Kalinowskim, z którym poznał mnie Zbyszko (który cenił sztukę Adama i malarstwo jego rodziców, a cenił tak naprawdę tylko jednego może jeszcze malarza). Po pogrzebie Zbyszka w listopadzie 2006 roku staliśmy z Adamem Kalinowskim i Wojciechem Stammem (faktycznym założycielem Klubu Polskich Nieudaczników w Berlinie w 2001 roku) pod pewnym budynkiem i piliśmy piwo i wódkę z dwoma kolegami znanymi w Poznaniu jako Koper i Śledź. Jeden z nich opowiadał, że w tym miejscu spotkał po raz ostatni Zbyszka w czerwcu 2006 roku. “Ale masz fajny rower! Rower by mi się teraz przydał, żeby dojeżdżać do stacji kolejowej.” – mówił Zbyszko do tego kolegi. “Lekarze nie wiedzą, co mi jest.” – odpowiedział na pytanie o zdrowie. “Nie wchodzę tutaj z powodów ideologicznych.” – odpowiedział koledze na pytanie, dlaczego nie chce wejść do środka.
Na pogrzebie było parę młodych osób, jedna dziewczyna płakała.
Za życia Zbyszka opublikowałem o nim za jego zgoda jeden tekst w miesięczniku ogólnopolskim “Arteon”, gdy prowadzili go jeszcze jego założyciele Jacek Kasprzycki i Paweł Łubowski (z nimi tez poznal mnie Zbyszko), jak również dwa duże rozdziały o Zbyszko w dwóch książkach mojego autorstwa (oraz duże ilustracje na wewnętrznych stronach okładek). Moje teksty i książki cieszyły się pewną popularnością, a jednak żadna galeria ani muzeum nie zainteresowały się ani dorobkiem Zbyszka, ani jego sytuacją finansową. Dopóki żył, zakup dzieł mógł mu pomóc.
Latem 2014 roku otrzymałem ustną propozycję zrobienia wystawy Zbyszka z pewnej dużej galerii publicznej. Po śmierci nic już Zbyszko nie pomoże, a na potencjalnej wystawie pośmiertnej (czy nawet takiej za życia artysty) zarobić zawsze chcą hieny – specjaliści od wykorzystywania dotacji ministerialnych na wystawy, czyli cwaniacy od “digitalizacji” albo spece od budowania horrendalnie drogich “scenografii” oraz innych nikomu nie potrzebnych tymczasowych ścianek działowych w salach wystawowych. Marnowanie czasu, pieniędzy, pracy i drogich materiałów budowlanych na takiej np. rozbuchanej wystawie pośmiertnej ze ściankami działowymi ulubionymi przez kuratorki i dyrektorki byłoby obraźliwe wobec wielu ludzi żyjących w Polsce w ubóstwie, jak i wobec skromnego i borykającego się z problemami remontowymi oraz finansowymi Zbyszko Trzeciakowskiego.
Zbyszko byl moim kuzynem.Nie znalam go wczesniej,nasze rodziny nie utrzymywaly kontaktow.Dopiero przy tworzeniu drzewa genealogicznego dowiedzialam sie jak bliskie pokrewienstwo nas laczylo.Naturalna koleja rzeczy bylo “przekopywanie” internetu w poszukiwaniu informacji o Zbyszku,bo przeciez nieczesto w rodzinie zdaza sie tak oryginalna i ciekawa postac:-)).Dziekuje za wszystkie komentarze,ktore pozwolaja mi lepiej poznac mojego kuzyna.Pozdrawiam serdecznie!Iwona
Zbyszko i ja chodzilismy do rownoleglych klas tego samego (IV) liceum na Swojskiej, on byl w klasie meskiej. To byl swietny sportowiec, koszykowka, dzudo, i twardziel, a przy tym bardzo sympatyczny i cieply jako czlowiek. Nieraz rozmawialismy na przerwach, czaem po lekcjach. Na studiach widywalem go w antykwariacie na Starym Rynku, byl tam dobrze znany. Zawsze cos ciekawego opowiedzial, np. o wizycie w USA, ktora byl zdruzgotany, bo w USA nie biora autostopowiczow. Bardzo mnie zasmucilo, gdy dowiedzialem sie ze nie zyje.
Parę razy rozmawiałem nt wystawy Zbyszko i i jego dziadka z prof Lechem Trzeciakowskim.Spotykalem Profesora w restauracji akademickiej.Mowil,ze ,,to trzeba z zona,,.Wystawa powinna postać,bezwzględnie.
Comments are closed.