Roman Opałka znany jest niemalże każdemu. Jego twórczość, a przede wszystkim „obrazy liczone”, eksponowane są w najważniejszych muzeach i galeriach na świecie, bijąc jednocześnie rekordy na prestiżowych, głównie zagranicznych aukcjach sztuki współczesnej. Popularność artysty nie przekłada się jednak na prezentację jego twórczości w Polsce, co – ku uciesze wielu – postanowiła nadrobić wrocławska Galeria Miejska, a wcześniej warszawska Galeria Stalowa we współpracy z Galerią 18a.
Już na wstępie warto jednak zaznaczyć, że kuratorowana przez Krzysztofa Stanisławskiego wystawa nie jest prezentacją realizacji najbardziej znanych, dlatego też wszyscy ci, którzy oczekują konfrontacji z Detalami, czy chociażby cyklami takimi jak Chronomy i Fonematy, mogą poczuć się nieco rozczarowani. Bo ekspozycja ta jest przede wszystkim pokazem działań wcześniejszych – figuratywnych szkiców, rysunków, gwaszy i plakatów, a także – w pewnym sensie – archiwaliów, które pod względem stylistycznym oraz ideowym niewiele mają wspólnego z dojrzałym, tym najbardziej znanym, okresem twórczości polskiego artysty. Nie zobaczymy tu więc prac, które są powszechnie znane. Nie zobaczymy nawet tych – z wyjątkiem jednego oleju z cyklu Alfabet grecki – które pozwalają śledzić formowanie się indywidualnego stylu artysty. W zamian Krzysztof Stanisławski proponuje nam spojrzenie na twórczość Opałki od strony zwykłego, codziennego życia, wczesnych prób malarskich, eksperymentów stylistyczno-formalnych oraz trudnych początków. Dlatego też idąc na wrocławską wystawę pt. Roman Opałka. Pierwsze 3 dekady twórczości, należy nastawić się przede wszystkim na proces poznawania, a może raczej zgłębiania tego, co nie do końca znane, na co dzień ukryte w kolekcjach prywatnych, jak również tego, co mało opracowane i w końcu przez wielu bagatelizowane, niedostrzegane.
Ale od początku. Na wystawie zaprezentowano przede wszystkim grupę realizacji rysunkowych, które uzupełnione zostały gwaszami, olejem, plakatami oraz pomniejszymi drukami. Ekspozycja nie jest duża, choć zaprezentowane w jej ramach prace całkowicie wypełniają przestrzeń galerii, która została zaaranżowana w sposób bardzo przystępny. Obiekty mają wystarczająco dużo miejsca, dzięki czemu nie kolidują ze sobą, czyniąc wystawę przejrzystą i dobrze zakomponowaną. Wnętrze galerii podzielone jest na dwie części, jedna z nich niemal w całości dedykowana została wczesnej twórczości Opałki, podczas gdy druga fotogramom autorstwa Czesława Czaplińskiego, które – będąc ciekawym uzupełnieniem całości – sprawiają wrażenie fragmentu niezależnej wystawy. Od strony odbioru nie stanowi to jednak problemu, gdyż prace te rzeczywiście są urokliwe.
Czesław Czapliński, wieloletni przyjaciel Opałki, wykonał szereg zdjęć rejestrujących zarówno życie codzienne, jak i proces twórczy artysty, co niewątpliwie stanowi dzisiaj nieoceniony materiał dokumentalny. Na potrzebę wystawy dokonana została selekcja zdjęć, na bazie których przygotowano limitowaną serię szesnastu sygnowanych fotogramów przedstawiających m.in. Opałkę przy pracy w swoim studio w Bazerec, studia portretowe artysty, uchwycone momenty z pobytu na Biennale w Wenecji w 1995 roku. Warto zaznaczyć, że widoczna jest tu spójność tematyczno-stylistyczna, fotografie odznaczają się niezwykłą lekkością oraz subtelnością, spokojem i harmonią kompozycji. Na zdjęciach tych widać, że od Opałki emanuje spokój, zaduma, mądrość, ale też pewność i zdecydowanie. Dominujące tu biele, wyważone kontrasty; statyczna kompozycja czy też wysmakowany kadr sprawiają, że oglądanie prac Czaplińskiego jest prawdziwą przyjemnością. Niewątpliwie też cykl ten – poprzez jego usytuowanie w ramach ekspozycji oraz odmienność medium – staje się w pewnym sensie konkurencją dla prezentowanych obok wczesnych prac Opałki, które na tle rewelacyjnych reportażowych zdjęć wypadają, niestety, słabiej. W kontekście fotografii warto wspomnieć również o tym, że oprócz fotogramów wykonanych ze zdjęć Czaplińskiego, na wystawie możemy oglądać prace fotograficzne autorstwa Witalisa Wolnego, który – jak mówi Jarek Wojtach – „był świadkiem powstawania pierwszych obrazów liczonych”, co też sukcesywnie utrwalał na swoich zdjęciach.
Wracając jednak do samego Opałki… Tuż po wejściu do galerii uwagę odbiorcy zwracają dwa wielkoformatowe gwasze z kolekcji Urszuli i Krzysztofa Strykierów, przedstawiające postać kobiety – w zielonej oraz w bordowej spódnicy. Obydwie prace powstały w tym samym okresie, a więc tuż po ukończeniu przez Opałkę warszawskiej ASP w 1956 roku. Utrzymane są w podobnym stylu, chociaż Portret kobiety w bordowej spódnicy zdradza pokrewieństwo z formizmem, momentami też kubizmem (widoczna jest tu geometryzacja kształtów, jak i pogłębiona ich syntetyzacja), podczas gdy Portret kobiety w niebieskiej spódnicy zdradza nawiązania do realistycznego sposobu obrazowania, z użyciem giętkiej, mniej surowej linii. Nie zmienia to jednak faktu, że obydwie realizacje pod wieloma względami są do siebie podobne – mowa tu przede wszystkim o motywie, kolorystyce, charakterystycznej, grubej, konturowej kresce – i dominują w tej części przestrzeni ekspozycyjnej.
Uwagę odbiorcy zwraca też liczna grupa niewielkich, szkicowych rysunków, które – będąc wyraźnym trzonem ekspozycji – odznaczają się zdecydowaną i wyrafinowaną kreską, syntetyzacją oraz geometryzacją kształtów, w wielu przypadkach też nawiązaniem do sztuki ludów pierwotnych, sztuki Afryki czy też twórczości ludowej. Widoczne są tu kubistyczne, formistyczne echa, czy też nieco Moore’owskie, ale też Le Corbusierowskie modelowanie rysunku postaci, które w wyraźny sposób można dostrzec w prezentowanych na niższym poziomie, realizowanych na zlecenie Ludowego Wojska Polskiego, plakatach.
W tym miejscu należy wspomnieć, że zdecydowana większość eksponowanych realizacji pochodzi z liczącej blisko dwieście obiektów kolekcji prywatnej Jarka Wojtacha, który sukcesywnie, od wielu lat, gromadzi prace Opałki – co warto zaznaczyć, nie tylko te najbardziej znane. Jak mówi: „To jest przedmiotem zainteresowania wszystkich domów aukcyjnych i kolekcjonerów na całym świecie, a nie to jest moim zdaniem najważniejsze. Interesuje mnie jego postawa twórcza, która stała się dla mnie i być może innych osób inspiracją do działania. To był naprawdę wybitny artysta, wszechstronnie uzdolniony – odnosił sukcesy zarówno w grafice, plakacie, medalierstwie i malarstwie… Odnosiłby je pewno dalej na wysokim poziomie polskiej sztuki współczesnej, gdyby nie wpadł na ten swój genialny pomysł, który kontynuował do końca życia. On sam całe życie szukał. Znalazł «to coś» jako dojrzały mężczyzna. Dla wielu jego kolegów był to już kres poszukiwań”[1].
Wobec tego wrocławska wystawa jest przede wszystkim prezentacją grupy realizacji, które z założenia mają pokazać nam zupełnie innego Opałkę – nie tego, którego znamy z międzynarodowych wystaw, a tego młodego, poszukującego jeszcze, tworzącego w Warszawie i pracującego na zlecenia. Ukazuje artystę, który będąc świeżo po studiach – podobnie, jak wielu młodych twórców – musiał stawić czoła smutnej, polskiej rzeczywistości, odnaleźć w niej swoje miejsce i określić drogę własnego rozwoju artystycznego. A poprzez charakter bardziej muzealny niż galeryjny, ekspozycja zyskuje też walor edukacyjno-badawczy. Archiwizuje, porządkuje, przypomina i uczy. Udostępnia nam pamiątki, archiwalia, szybkie szkice, druki ulotne, projekty i odlewy medali, które stanowią istotną część artystycznej spuścizny polskiego twórcy. Czy jednak wystawa ta umożliwia odbiorcy spojrzenie na trzy dekady twórczości artysty? Czy na podstawie zaprezentowanych obiektów jesteśmy w stanie prześledzić drogę rozwoju twórczego Opałki?
Po obejrzeniu wystawy dochodzę do wniosku, że niestety nie. Bowiem w ciągu tytułowych trzech dekad artystycznego życia malarza wydarzyło się zdecydowanie więcej, niż pokazuje nam to wystawa. W okresie trzydziestu lat Roman Opałka, oprócz wczesnych figuratywnych prób – jak pisała Małgorzata Kitowska-Łysiak – „[…] z dużym wyczuciem tworzył monochromatyczne kompozycje, których pobrużdżona faktura zachwycała wyrafinowaniem, a zarazem wyrazistością. W tym samym czasie powstawały abstrakcyjne rysunki mające charakter studiów kolorystycznych, gdzie Opałka stosował elementy monotypii i badał gradacje rozbielanych barw. Równocześnie wykonywał tuszem rysunki, których powierzchnię wypełniał kombinacjami figur geometrycznych i ich pochodnych: kratownic, form romboidalnych itp. Podczas gdy z prowadzenia doświadczeń fakturologicznych na dużą skalę artysta szybko zrezygnował, te ostatnie zdominowały jego twórczość i zaowocowały cyklami prac o wyraźnym rytmie (Chronomy„, 1961-63; utrzymane wyłącznie w tonacji szaro-czarnej Fonematy, 1963-64)”[2].
Dlatego też uważam, że prezentowana we wrocławskiej Galerii Miejskiej wystawa – chociaż z całą pewnością jest interesująca, przystępnie zaaranżowana i miła w odbiorze – nie jest kompletna, wyczerpująca. Pozwala oczywiście obcować z twórczością jednego z wybitniejszych polskich artystów współczesnych, od strony jego wczesnych zmagań artystycznych, co niestety – wbrew tytułowi wystawy – nie daje możliwości dokonania pełnej analizy trzech dekad jego twórczości. Z drugiej strony, ekspozycja ta – jak mówi Jarek Wojtach – „jest jednym elementem większego projektu, który rozpoczął się w warszawskiej galerii Stalowa i będzie kontynuowany w tym roku w postaci kolejnej ekspozycji w Galerii 18a”[3], co z pewnością będzie rozwinięciem – i niejako uzupełnieniem – zaproponowanej przez Krzysztofa Stanisławskiego koncepcji. Uważam więc, że warto poczekać i w późniejszym czasie dokonać całościowego podsumowania przedsięwzięcia, które – oprócz walorów czysto ekspozycyjnych i popularyzatorskich – z pewnością będzie miało istotny wpływ na powolny, acz wyjątkowo ważny z badawczego punktu widzenia, proces dokumentowania i opracowywania realizacji powstałych we wczesnym, głównie warszawskim, okresie twórczości Romana Opałki.
- Marta Mitek, Sztuka Romana Opałki [online], Entertheroom.pl, http://www.entertheroom.pl/wywiad-sztuka-romana-opalki-3732, dostęp: 10.02.2015 r.↵
- Małgorzata Kitowska-Łysiak, Roman Opałka [online], Culture.pl, http://culture.pl/pl/tworca/roman-opalka, dostęp: 12.02.2015 r.↵
- Wszystkie wypowiedzi Jarka Wojtacha pochodzą z prywatnej korespondencji i nie były publikowane.↵