Po liście albumów pora na swoisty bonus, czyli TOP 25 najatrakcyjniejszych zeszłorocznych polskich utworów – niektóre z niżej wymienionych oficjalnego statusu singla się nie doczekały. Głównym kryterium postanowiłem tu uczynić przebojowość, nastrojowość bądź oryginalność danych kawałków, rezygnując jednocześnie z dłuższych niż kilka minut kompozycji. Inna reguła jest taka, że od danego artysty na liście może pojawić się tylko jeden utwór. Miłego słuchania!
Ławka rezerwowych:
25. Daniel Spaleniak – My Name Is Wind
24. Hatti Vatti feat. Sara Brylewska – Struggle
23. Pablopavo i Ludziki – Dancingowa piosenka miłosna
22. Ten Typ Mes – W autobusie z cmentarza
21. Hv/Noon – Wilk
20. Kamp! – Early Days
19. Łona i Webber – Wyślij sobie pocztówkę
18. Gaba Kulka – Wielkie wrażenie
17. We Draw A – Reflect
16. Fair Weather Friends – Fill This Up
15. Last Blush – Stay Alive
Chyba najbardziej nostalgiczne z dotychczasowych nagrań krakowskiej grupy. Warto więc odpalić je sobie w jakiś deszczowy wieczór i wsłuchać się dokładniej w tworzące melancholijną zawiesinę przenikające się nieustannie płaszczyzny dźwiękowe, na których osadzony jest wokal Doroty Morawskiej. Tak mógłby brzmieć soundtrack do filmu Drive, gdyby była za niego odpowiedzialna Jonna Lee (iamamiwhoami). Swoją drogą, wyobraźcie sobie tylko, jak zgrabną alternatywę niniejszy utwór stanowiłby chociażby dla A Real Hero.
14. Crab Invasion – One Day
Jakub Sikora z zespołem jeszcze bardziej ostentacyjnie niż na zeszłorocznym, przebojowym albumie, stosują tu patenty, które śmiało można określić nielubianym przez niektórych przedrostkiem sophisti. Przejaskrawiony w swej sensualności teledysk ciekawie współgra więc z wydobywającymi się z każdej nutki pokładami wrażliwości, znajomymi choćby sympatykom takich grup, jak Steely Dan czy Prefab Sprout, a sam utwór, ozdobiony implementowanymi zewsząd łagodnymi ornamentami, ma w sobie coś, co powoduje, że naprawdę ciężko pozbyć się go z playlisty. Walentynkowy strzał w dziesiątkę.
13. Doda – Riotka
Nikogo z was wzrok nie myli – Dorota Rabczewska wreszcie doczekała się porządnie napisanego pod siebie kawałka. I choć utwór brzmi – co celnie wychwycił Kamil Babacz – jak swoisty mix niedawnego Sexylove Kylie Minogue z Love Me Harder Ariany Grande (nic dziwnego, skoro skomponowała go dla Dody Chelcee Grimes, która ze wspomnianą Australijką niegdyś współpracowała), zdecydowanie nadrabia to swoją przebojowością. W końcu można Rabczewskiej posłuchać bez skrępowania, ba, nawet z autentyczną frajdą.
12. SoundQ – In A Swoon
Gdyby wiodącymi mediami zawiadywali Damien Thorn, Freddy Krueger i Jason Voorhees, do utworów takich jak ten w wakacje tańczyłaby cała Polska. Hipnotyzujące syntezatorowe partie, zaszumione ozdobniki i niepokojąco przerobiony wokal składają się bowiem w przypadku In A Swoon na utwór stanowiący swoisty kompromis pomiędzy dźwiękami prominentów witch house’u i electropopowymi przebojami.
11. Pustki – Pokój
Choć w przypadku nowej płyty Pustek największy splendor spadł na Się wydawało i Tyle z życia, moim zdaniem na miano ewidentnego highlightu zasługuje Pokój. Posłuchajcie tylko, jak po pierwszych sześćdziesięciu sekundach (z już i tak ujmującym wokalem Barbary Wrońskiej i tekstem a la Katarzyna Nosowska) ta na pozór standardowa kompozycja rozkwita wraz z wejściem basu – niepokojące, niskie, rytmiczne szarpnięcia wchodzą wtedy w niespodziewany mariaż z ulokowanymi w tle, rwanymi, chóralnymi wręcz partiami wokalistki. By nie stracić tego i kolejnych ukrytych gdzieś na drugim planie smaczków, polecam wszystkim wsłuchać się dokładniej w niniejszy utwór na jakichś dobrych słuchawkach.
10. Król – Szczenię
Błażejowi Królowi po raz kolejny udało się wyartykułować przy pomocy poetyckiego tekstu i minimalistycznej melodyki swoją nadprzeciętną wrażliwość, ale że o fenomenie artysty pisałem już w podsumowaniu albumowym, nie będę się powtarzał. Miejsce #20.
9. Plastic – I Want U
Utwór pojawił się na pochodzącej jeszcze z 2013 roku płycie Living In The iWorld, ale że jako oficjalny singiel został wydany w roku ubiegłym, uznałem, że warto go do tego zestawienia dokooptować. Zmysł kompozycyjny, staranna produkcja i dopracowane video dają nam tutaj kolejny przebojowy kawałek, który przedstawiony dowolnej, niezbyt zorientowanej w polskich nagraniach osobie, wywołałby zapewne reakcję w stylu: „Wow, to my mamy u nas takie perełki?!”. Słuchając I Want You w głowie błyskawicznie pojawia się wizja mieniących się na kolorowo dyskotekowych kul rozświetlających parkiety pękające w szwach od roztańczonych ludzi. Dowcipne wstawki, na wzór tych pojawiających się od 0:17, wywołują zaś swobodne skojarzenia z twórczością Super Girl & Romantic Boys. Sama radość – zwieńczona naturalnie wpadającym w ucho refrenem.
8. Artur Rojek – Kot i pelikan
Wrażliwość Artura Rojka jest powszechnie znana i ceniona, dlatego dodam tylko, że Kot i pelikan to kolejny po, chociażby, Wieży melancholii niezwykle osobisty utwór artysty – tym razem traktujący o ojcowskiej miłości i wszystkich tych ulotnych, pięknych chwilach, których doświadczamy na co dzień, by za moment były już tylko mglistym wspomnieniem. I choć krystaliczną, albumową wersję można oczywiście znaleźć na spotify, bardziej przejmujące wydaje mi się tutaj dowolne z wykonań live. Choćby to, gdzie ex-wokalista Myslovitz samą mimiką obrazuje, jak bliski jest mu ten utwór. Swoją drogą, słuchając Kota i pelikana trudno pozbyć mi się skojarzeń z Tańcem lekkich goryli zespołu Bielizna. Polecam.
7. Natasza Urbańska – Rolowanie
Nienawistna recepcja tego utworu przez polską publiczność to dla mnie chyba największe nieporozumienie mijającego roku. Produkcyjnie jest on bowiem z pewnością jedną z najciekawszych rzeczy, jakie spotkały nasz pop w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy. Intrygująco wyeksponowana w miksie na plan pierwszy perkusja, trafiające w punkt dęciaki, bogate, ruchome tło oraz inteligentny rozkład napięć to tylko niektóre z walorów kawałka, który wywołuje swobodne skojarzenia z producenckim dorobkiem panów z The Neptunes. Jedyne, co trochę przeszkadza, to zaburzająca aranżacyjny flow solówka gitarowa rozbijająca finalną kulminację, ale kto by się tym przejmował przy takiej kreatywności. A jeśli ktoś wciąż ma wątpliwości, zachęcam do uważnego (wyzbytego uprzedzeń) wsłuchania się w to, co muzycznie dzieje się tutaj od 2:01 do 2:15 i od 2:30 do 2:45.
6. Die Flote – Civil War
Pojęcie olewczości projektowanej, jak ładnie określił styl grupy Jędrzej Szymanowski, przy odbiorze Civil War wydaje się całkiem zgrabnym słowem-kluczem. Krakowskiemu zespołowi, niczym Macowi Demarco w niedawnych Passing Out Pieces czy Chamber of Reflection, udaje się w tym utworze – inspirowanym amerykańskim indie, lo-fi i wszystkim, co najlepsze w niezależnym amerykańskim gitarowym graniu lat dziewięćdziesiątych – wywołać u słuchacza jednoczesny uśmiech, lawinę wakacyjnych retrospekcji, a do tego aprobatę dla własnej kompozycyjnej kreatywności. Chapeau bas.
5. Kristen – Music Will Soothe Me
Tak jak wspominałem w notce o płycie, gdyby ten utwór pojawił się na amerykańskim rynku muzycznym w okolicach lat siedemdziesiątych, z pewnością z miejsca zostałby okrzyknięty wielkim hitem i włączony do panteonu ówczesnych nagrań. Już dawno nikt w Polsce nie połączył funku, no wave’u, psychodelii, garażowego rocka, improwizacji, a nawet noise’u w aż tak przebojowy amalgamat jak Michał Biela i Łukasz oraz Mateusz Rychliccy w Music Will Soothe Me. Zresztą, co ja tu będę pisał, wsłuchajcie się tylko w te rzężące gitary w tle od 2:40 – majstersztyk.
4. Vox & Legendarne Melodie – Tęczowy most
Z pewnością najciekawszy z polskich stricte piosenkowych powrotów w ubiegłym roku. Wsłuchując się w ubarwiające tło arpeggiowane ozdobniki i śledząc jednocześnie podszyty chillwave’ową aurą teledysk, nietrudno o wrażenie, że kooperacja Witolda Paszta z Legendarnymi Melodiami złożyła się na modelowy kolaż tego, co klasyczne z tym co, nowoczesne. A, zresztą; naprawdę ciężko dodać coś jeszcze do traktującego o tym utworze świetnego tekstu Piotra Szweda. Gwoli ścisłości – pod entuzjazmem autora podpisuję się mniej więcej w osiemdziesięciu procentach.
3. Hanimal – Close The Valves
Chyba najdelikatniejszy polski utwór mijającego roku. Rozczulające harmonie wokalne i subtelne kontrapunkty swym urokiem przypominają tu wręcz momentami bazujące na analogicznym zabiegu Jane Fakes a Hug The Wrens, tyle że w żeńskim wydaniu. Jest tu też coś zarówno z melancholii Priscilli Ahn, jak i z ulotności tych wszystkich chwytających swym głosem za serce skandynawskich wokalistek – choćby Stiny Nordenstam. Naprzemienne puszczanie sobie Close The Valves i pochodzącego z tej samej płyty High Up There stanowi po prostu gwarant psychicznego katharsis – nawet po możliwie najcięższym dniu.
2. Rycerzyki – Hounds
Na miejscach 4. i 3. mieliśmy, odpowiednio, najciekawszy powrót i najdelikatniejszy kawałek, czas więc na najprzyjemniejsze piosenkowe zaskoczenie ubiegłego roku. Krakowskie Rycerzyki, w składzie Gosia Zielińska, Karol Jadach, Maciek Pitala, Michał Mierzwa, Agnieszka Grzegorczyk i Aleksander Margasiński, po bardzo obiecującym The Mating Season z 2013 roku wypuściły utwór, którego – wybaczcie – cholernie ciężko pozbyć się z playlisty, gdy już raz się tam zadomowi. Synthpopowe standardy mieszają się tu bowiem z odpryskami z twórczości Bjork czy Kate Bush, a ponadto zauważalne jest osłuchanie całego składu w ciekawej melodyjnie i produkcyjnie muzyce z ostatnich dekad. Samo video zaś – urocze w swym rozstrzeleniu pomiędzy eksperymentem i być może nieco nawet naiwną apoteozą młodości – to przepiękna laurka dla tego, jak magicznie i kolorowo niemal każdy z nas postrzegał świat, będąc nieco młodszym. Nie pozostaje więc nic innego niż czekać na debiutancki album zespołu, który pojawi się już w tym roku. A tymczasem, pora na miejsce pierwsze.
1. Julia Marcell – Manners – Julia Górniewicz ze swoim warsztatem, pomysłowością i niepodrabialną aparycją (zobaczcie tylko ten wyborny teledysk, tak silnie kojarzący się z angielskim kinem młodych gniewnych) wyrasta powoli (choć konsekwentnie) na jedną z najciekawszych postaci na światowej mapie artystycznego popu. „Popu” to nawet pewne nadużycie, gdyż w Manners, jak wspominałem w opisie albumu, artystka umiejętnie flirtuje również z garażowym rockiem, zatapiając łagodne, melodyjne tekstury w rzężących gitarowych szarpnięciach. Jeśli dodać do tego wirtuozerię wokalną, znakomite chórki i szereg niuansów, takich jak gwałtowne, imponujące przejścia piosenkarki z niższych do wyższych rejestrów, Manners z pewnością zasługuje na nagrodę w postaci pierwszego miejsca w niniejszym rankingu. Do tego utworu będzie się wracać przez lata.