Jest trup, jest opowieść. Tak w skrócie można by podsumować ideę kryminału. Zbrodnia jest chyba, obok miłości, najwdzięczniejszym tematem dla literatury. Morderstwo, tak samo jak romans, jest bowiem idealnym zawiązaniem fabuły, kondensacją luźnych wątków rzeczywistości, które w tym momencie łączą się i tworzą wspólną całość. Nic więc dziwnego, że zarówno kryminał, jak i romans należą do najpopularniejszych gatunków literatury popularnej, chociaż tzw. literatura „wysoka” także czerpie z nich pełnymi garściami. Kryminał jest prawdziwą kopalnią archetypów (walka dobra ze złem), klisz kulturowych (prywatny detektyw, famme fatale), ale także pretekstem do zgłębienia poważniejszych tematów: społecznych, politycznych, czy nawet metafizycznych.
Jeden z najbardziej znanych kryminałów – Zbrodnia i kara Dostojewskiego, nie jest na pewno brukową „literaturą stylu zerowego”, a patronat takiego mistrza nobilituje z pewnością gatunek do tego stopnia, że pisanie kryminałów nie jest obciachem. A na pewno nie jest obciachem w Polsce. Polski kryminał miewał swoje wzloty i upadki, ale zawsze posiadał niezagrożoną pozycję na krajowym rynku wydawniczym. Co więcej – o czym chyba nie muszę przekonywać, przeżywa obecnie swój renesans. Krajewski, Miłoszewski, Wroński – to nazwiska oczywiste. Ale co mają z nimi wspólnego Świetlicki, Tokarczuk, Dehnel? Też piszą kryminały. Bo dzisiaj pisanie kryminałów jest w bardzo dobrym stylu.
Trochę historii kryminału
O tym, że polski kryminał zawsze miał się dobrze, świadczyć mogą nazwiska twórców, którzy je popełniali. Granica Nałkowskiej jest klasykiem gatunku, podobnie opowiadania Gombrowicza ze zbioru Bakakaj, nie wspominając już o jego Kosmosie, który eksploatuje wątek tropienia zagadki kryminalnej od początku do końca powieści, również Zły Tyrmanda, czy powieści Joanny Chmielewskiej należą do kanonu.
Nic więc dziwnego, że popularność kryminału wykorzystana została także przez propagandę – w PRL-u powieści milicyjne miały za zadanie budowanie obrazu milicji obywatelskiej jako instytucji sprawnej, bez wyjątku skutecznej, walczącej z wrogami ludu i Polski. Niewiele miało to wspólnego z mrocznym kryminałem amerykańskim, w którym nie istniał ostry podział na dobrych i złych, a moralność detektywa była równie dyskusyjna, jak moralność mordercy (co do PRL-owskich standardów pasowałoby idealnie). W zgodzie z wymogami sztuki realnego socjalizmu, powieść milicyjna była odmianą tendencyjnej powieści produkcyjnej. Jednak w przeciwieństwie do tej ostatniej, niektóre utwory tego nurtu, np. powieści Zygmunta Zeydlera-Zborowskiego, czy seria opowiadań Ewa wzywa 07 (które stały się inspiracją do popularnego serialu 07 zgłoś się!) zyskiwały sporą, niekłamaną popularność i poczytność.
Dzisiaj
Również i współcześni twórcy nie wstydzą się kryminału. Po dwudziestu latach fascynacji Polaków zagranicznym – zwłaszcza amerykańskim i skandynawskim, kryminałem, w 1999 roku pojawiła się postać Eberharda Mocka, stworzona przez Marka Krajewskiego. Rok ten można uznać za datę graniczną – Krajewski przypomniał, że Polacy nie gęsi, też swój kryminał mają – i zapoczątkował renesans tego gatunku.
Sami byliśmy chyba zaskoczeni tym, że polskie kryminały mogą się podobać – również za granicą. Co więcej, okazało się, że nasza historia – zwłaszcza dwudziestolecie i powojenne losy Polaków, są idealnym materiałem powieściowym, a miasta takie jak Wrocław, Warszawa, Kraków, idealnymi sceneriami retrokryminałów. Za tym sukcesem stoi zapewne moda na retro, a także połączenie egzotyki, jaką dla zachodniego czytelnika, a także dla młodszych polskich czytelników, jest bez wątpienia skomplikowana polska historia (zagadkowy, nieistniejący już Breslau, czy niemniej tajemniczy okres PRL), z wyczuleniem na niejednoznaczność i relatywność postaw ludzkich. Tym razem bliżej jest tym powieściom do amerykańskiej szkoły kryminału, niż do wydelikaconych salonowych gier towarzyskich w szukanie mordercy, które stały się znakiem rozpoznawczym kryminałów Agaty Christie i jej naśladowców, czy do powieści milicyjnej tym bardziej. Nie da się ukryć, że z jednej strony jest to recepta dosyć uniwersalna, dzięki czemu kolejni twórcy mogli iść tą sama drogą, opowiadając zupełnie inne historie, tworząc swój własny styl, akcentując własne punkty centralne, ale z drugiej strony – szybko może się okazać, że nadmiar produkcji w tym stylu może doprowadzić do przesytu i znużenia.
Kryminalna mapa polski
Moda na retrokryminał jednak się przyjęła i, jak dotąd, nie ma mowy o przesycie. Po Krajewskim i jego przedwojennym Wrocławiu, przyszedł czas na powojenną Warszawę, Sandomierz i Olsztyn zobrazowane szczegółowo w powieściach Zygmunta Miłoszewskiego, przedwojenny Lublin w powieściach Marcina Wrońskiego. Kryminalną mapę Polski uzupełniają także współczesne kryminały Świetlickiego, których akcja toczy się w Krakowie, a już niebawem zobaczymy także jego historyczną oprawę w powieści-koprodukcji Tajemnica domu Helców Jacka Dehnela, Maryli Szymiczkowej i Piotra Tarczyńskiego (premiera już w lipcu!).
Nie można oprzeć się wrażeniu, że z tego punktu widzenia „Polska nierządem stoi”, a kraj nasz od zawsze był siedliskiem zbrodni, przemocy i niebezpiecznych intryg. Jak widać, charakterystyczną cechą rodzimego kryminału jest jego „geolokalizacja”. Sama kryminalna intryga, poszukiwanie rozwiązania kryminalnej zagadki są często tylko pretekstem do czegoś zupełnie innego – do spaceru po historii i topografii polskich miast, tych już nieistniejących w tamtym kształcie, jaki możemy zobaczyć w powieściach. To właśnie miasta są prawdziwymi bohaterami tych powieści, a odtwarzane z pietyzmem realia topograficzno-urbanistyczne i społeczne, to znak rozpoznawczy naszego kryminału.
Przedwojenny Breslau już nie istnieje, powojenna Warszawa, „miasto ruin” i trudu klasy robotniczej, ustąpiła miejsca normalnemu średniej wielkości stołecznemu miastu w Europie. Poza kartkami powieści kryminalnych i starymi albumami trudno doszukiwać się dzisiaj także całych grup społecznych i etnicznych, takich jak arystokracja, Żydzi, mieszczaństwo, służba bezpieczeństwa, czy partyjniacy, bohaterów poczytnych polskich kryminałów. Moda na retro także trwa w najlepsze, działając jak woda na młyn dla kolejnych powieści, prezentujących kolejne miasta i kolejne historie. I kolejne „płaszczyki z epoki”.
Kryminał metafizyczny
Na tym tle wyraźnie odróżnia się Olga Tokarczuk, która podejmuje rękawicę kryminału z zupełnie innych powodów, skrajnie odmienny jest więc także rezultat tego przedsięwzięcia. Fabuła Prowadź swój pług przez kości umarłych dzieje się z zupełnie innej scenografii – nazwać ją Polską małomiasteczkową, prowincjonalną, to nie powiedzieć nic. Akcja powieści dzieje się na absolutnym pustkowiu, prawdziwym zadupiu, w miejscu gdzie diabeł mówi dobranoc, a cywilizacja jest jedynie abstrakcyjną ideą, nie do końca zrozumiałą przez lokalną społeczność. Ta pustka jest oczywiście – jak to u Tokarczuk – symboliczna, a cały wątek kryminały dzięki temu przenosi się w strefę metafizyki. Istnieje tu wprawdzie ostry podział na dobro i zło (podział pomiędzy główną bohaterką-narratorką, która kieruje się przede wszystkim emocjami i współczuciem, dla której wszystko – nawet przedmioty, posiada swoją podmiotowość, którą należy uszanować, a brutalnymi mężczyznami z koła łowieckiego, dla których wszystko, nawet żywe istoty, są przeciwnie – jedynie przedmiotami). Podział ten jednak nie upraszcza nic, a staje się podstawową siłą napędzającą fabułę.
Moda czy polska specjalność?
Bez wątpienia kryminał stał się modny. Za sukcesem gatunku stoi zarówno sukces twórców zagranicznych – zwłaszcza Skandynawów, ale także wysoki poziom, narzucony od samego początku przez polskich pisarzy. Kryminał ma w Polsce bogatą i długą tradycję, wiele z powieści tego gatunku weszło na stałe do polskiego kanonu, są pozycjami obowiązkowymi dla każdego, kto chce uważać się za człowieka oczytanego.
Jest jednak w kryminale także coś, co doskonale odzwierciedla polską duszę, a dzięki temu idealnie nadaje się do opisu naszej rzeczywistości. Polska nieufność, narzekactwo, ironia i skłonność do paranoi świetnie komponują się z zagadką kryminalną, co pozwala sądzić, że gdyby Charles Bukowski nie stworzył postaci cynicznego, pozbawionego złudzeń detektywa-alkoholika, zrobiłby to pewnie któryś z naszych twórców, gdyby akurat nie był w tym czasie ograniczany wymogami socrealizmu.
Wydaje mi się więc, że przede naszym kryminałem jeszcze sporo tłustych lat, pełnych nowych powieści, festiwali, nowych gwiazd, tematów i nieszablonowych podejść do tematu. Oby tak było.
Zobacz zestawienie 20 najciekawszych współczesnych polskich kryminałów przygotowane przez autora –>