Często wspominasz, że aparaty wielkoformatowe nie są najistotniejsze w Twojej działalności. Opowiedz, proszę, w jaki sposób pojmujesz powiązania pomiędzy procesem twórczym, dziełem i jego znaczeniem.
W centrum uwagi mojej artystycznej rozprawy ze światem stoi zawsze dzieło, raczej nigdy sam proces. Oczywiście jest on olbrzymi, nieprzewidywalny, interesujący. Rozumiem zatem, że znaczną część moich odbiorców ciekawi właśnie proces, bowiem już samo dzieło końcowe wskazuje na to, iż stoi za nim obiecujący eksperyment. Z reguły znamy zasady, w oparciu o które działają procesy tradycyjnych sztuk. Z fotografią jest trochę inaczej. Wiadomo jak zrobić zdjęcie, niemniej jednak bardzo wiele osób nie wie, co dokładnie dzieje się w samym aparacie. Tym bardziej dzisiaj, kiedy różnica pomiędzy efektem fotografii analogowej a cyfrowej jest znikoma. Dla mnie sam proces jest środkiem do osiągnięcia celu. Skupienie się na technologii oznaczałoby, iż mniej uwagi poświęcę na samo dzieło.
Czy ta myśl tyczy się również ciężarówki, którą przekształciłeś w monstrualny aparat fotograficzny?
Chciałbym w tym miejscu podkreślić konceptualny związek pomiędzy tą drogą a kamerą. Ścisłe wytyczne wymagały wielu lat intensywnej pracy na miejscu, aby dokładnie poznać położenie geograficzne byłego obiektu służby granicznej. To było niezbędne dla precyzyjnej lokalizacji aparatu. Aparat, który dla tego projektu stworzyłem, jest wyjątkowy przede wszystkim dlatego, ponieważ potrafi równocześnie robić zdjęcia z dwóch przeciwległych kierunków.
Twoja praca artystyczna stanowi pewnego rodzaju osobistą opowieść, którą dyskretnie wplatasz w zagadnienia o charakterze powszechnym, np. symbole przemian politycznych. Twoja krakowska wystawa położy nacisk zarówno na autorefleksję, jak i na refleksję na temat rodziny.
Odpowiem na to pytanie na podstawie pracy 223, która będzie częścią wystawy w Bunkrze Sztuki. Jabłoń, która od ponad osiemdziesięciu lat stoi w ogrodzie moich dziadków, zostanie tej wiosny ścięta. Owa jabłoń jest protagonistą instalacji, którą dopasowaliśmy do architektury Galerii. Każda postawa artystyczna może być istotna, o ile jest uzasadniona lub ugruntowana. Powinna odnosić się do społecznie istotnych aspektów, do pytań o ludzki byt albo tożsamość. Wybór jabłoni jako punktu centralnego artystycznych rozważań może być na pierwszy rzut oka niezrozumiały. Podstawą w tym przypadku jest autentyczność. Jest to swego rodzaju wątek przewodni, który notabene przewija się we wszystkich moich pracach. Część mojej tożsamości tkwi w tym drzewie. Jest towarzyszem mojej rodziny. Portretuję je w ostatnich dniach przed jego śmiercią. Jest to portret alternatywnego przyjaciela, któremu poświęcam swoją uwagę i czczę jego pamięć.
Drzewo ucieleśnia życie, urodzaj, żywotność, pory roku, śmierć. Mogłoby to być każde inne drzewo, lecz dla mnie to właśnie ono przemawia jako symbol rozkwitu, egzystencji, rozkładu i zaniknięcia wszelkiego życia. Moje drzewo poznania. To wszystko posiada znaczenie i moją prywatną filozofię.
Projekt 223 wydaje mi się szalenie interesujący nie tylko dlatego, że jest osobisty z Twojego punktu widzenia, ale może najbardziej dlatego, że jest transdyscyplinarny. Sfotografowałeś jabłoń, wykonałeś portrety każdego z ostatnich jej owoców, a z nich wydestylowałeś bimber. Sam również nazywasz ten projekt najważniejszym. Włożyłeś w niego wiele lat pracy i energii.
Stworzyłem koncepcję, która miała być swoistym pomnikiem pamięci tego drzewa.
Moja babcia – Berta Ida Malscheski – urodziła się w 1920 roku w Mysłowicach, dzieciństwo spędziła w Chorzowie. Dynamiczny rozwój przemysłowy w Zagłębiu Ruhry wymagał naboru nowych pracowników. Dane mówią, że około pół miliona Polaków przyjechało do zachodnich Niemiec jeszcze przed wybuchem pierwszej wojny światowej. Był między nimi mój pradziadek z rodziną. Moja babcia poznała w Datteln dziadka i urodziła mu dziewięcioro dzieci. Krótko przed pierwszą wojną światową wprowadzili się do domu na Sudetenstr. 12B, gdzie pośrodku ogrodu królowała jabłoń, która przez długi czas żywiła całą rodzinę. Podczas wystawnych uroczystości rodzinnych drzewo stało zawsze w samym środku wydarzenia i służyło nierzadko jako kulisa do wspólnych zdjęć rodzinnych.
Niezwykły zbieg okoliczności to motyw przewijający się przez cykl prac Kairos („określony moment w dziejach, w którym dokonuje się zbawcze działanie Boga”). Jak wybierasz tematy do twórczej analizy w ramach tej serii dzieł?
Do tego cyklu wybieram wyłącznie motywy istotne dla historii. To kadry, które znajdują się w przejściu pomiędzy egzystencją a mitem. Tak na przykład uwieczniłem w 2008 roku ostatnie godziny funkcjonowania berlińskiego lotniska Tempelhof. Służyło ono podczas blokady Berlina w latach 1948–1949 jako most powietrzny. Bezpośredniość procesu twórczego tworzy z tego „ostatniego zdjęcia” działającego lotniska coś więcej, niż tylko fotografię. Jest to fizyczne odbicie historycznego wydarzenia. Refleksje i emisja fotonów świateł pozycyjnych i sygnalizacyjnych samolotów, oświetlenie pasów do startowania i lądowania, jak i samego lotniska wytłoczyły się na papierze w aparacie, który był na miejscu zdarzenia.
Widzę to tak, że chwila stawia sobie samej pomnik – unikatowy i niepodrobiony. W taki sposób obserwowałem również ostatnie dni Pałacu Republiki w Berlinie – stworzyłem historyczne świadectwa, które są równocześnie pomnikiem i wizualną powieścią. Relikt NRD, jakim jest Pałac Republiki, musiał ustąpić – w moim przekonaniu budzącej wątpliwości – odbudowie historycznego zamku miejskiego. Ten sam los pisany jest zabytkom przy Stoczni Gdańskiej, które zostaną wyparte przez planowane Young City Gdańsk. Tam, gdzie wolność Europy miała swój początek (powstanie „Solidarności”), zrobiłem zdjęcia zagrożonych budynków. Motywy, które wtedy powstały, przedstawię na mojej wystawy w Bunkrze Sztuki.
Twoja praca miewa charakter obsesyjny, pewnymi tematami zajmujesz się z uporem. Tak jest z cyklem widoków z Twojej pracowni w kierunku berlińskiej wieży telewizyjnej (cykl prac Jawienie). W swoich zbiorach odnalazłeś również zdjęcia wieży z 1977 roku. Dzisiaj nadal fotografujesz ten widok.
Opowiem Ci anegdotę, która może lepiej wyjaśni moje powody. 13 lutego 2014 roku pod balkonem mojej pracowni (a więc tam, gdzie znajduje się aparat, który przez całą dobę, siedem dni w tygodniu jest skierowany w stronę wieży telewizyjnej) wydarzyła się rzecz godna zapamiętania. Kiedy opuściłem dom, o 21.50, minęło mnie dwóch rowerzystów, z których jeden powiedział: „(…) tu jest najlepsze miejsce w Berlinie, w całych Niemczech”. Zniknęli w parku zbyt szybko, bym mógł dopytać dlaczego. Nieważne! Bezpośrednio po tym zdarzeniu nagrałem to zdanie wraz z datą i godziną na mojej komórce, aby je wykorzystać chociażby w tej chwili.
6 marca 2015
1 comment
Hej!
No właśnie! Artysta-medium. Oczywiście – lecz nie w takiej formie co tenże powyższy artysta proponuje. To międlenie konceptualizmu, postkonceptualizmu. A to prowadzić może do jakiś dziwnych hybryd, cyborgowego postrzegania świata. Artysta będzie “tworzył”sztukę jak automat
tłumacz google. NIEEEE!!! To będzie jakaś paranoja! skończy się podłączeniem mózgu artysty do komputera, sztucznej inteligencji. Gdzie będą rodzić się dzieci z podgrzewanej LOLITY sprzężonej z jakimś botem…
Kosmiczne jaja. No i podobne próby już są. To wszystko odbieram jako osobiste – czytaj onanistyczne zmaganie się z sobą samym, folgowanie sobie, taki egotyzm niby artystyczny. Według mnie – Sztuka powinna służyć społeczeństwu w inny sposób. Powinna rozwijać naszą cywilizację w inny sposób. Artysta powinien zostawać kimś w rodzaju Szamana – intuitywnie rozwijającego możliwości ludzkie. I tak zamiast budować samochody hybrydy, znamy hasełko “tiry na tory” – jako sygnał rozwalania się tzw. transportu – więc zamiast łykania Aviomariny – nauczmy się transmisji siebie w dowolny punkt globu naszego – ba! Kosmosu – za pstryknięciem palców… Cały potężny i paranoiczny problem transportu będzie włożon między bajki. Zaczniemy porozumiewać się telepatycznie i będzie fajnie!
Zmierzam do tego – iż “artyści jako twórcy map nawigacyjnych Ludzkości” jak to powiedział jeden z Wielkich – powinni tworzyć w kierunku struktur bardziej intuitywnych niż jak dotychczas kwasić się w upierdliwym “racjonaliźmie”. Przeto Krzyśku – zacznij zapraszać twórców intuitywnych – jeśli nie chcesz się “godnie i niewłaściwie starzeć”. Zacznij popierać sztukę zasadzającą się na nieeksploatowanych dotąd strukturach naszego mózgowia – mówiąc słowami Abrahama Maslowa i Willisa Harmana – “ludzkość aby PRZEŻYC – powinna sięgnąć do podświadomości, instynktu. Bowiem tam leżą nowe wartości cywilizacyjne” Czego życzę Ci z całego serca!!! WYLUZUJ!!! I zacznij żyć od nowa!
Comments are closed.