Tworzenie komiksów w Polsce to zajęcie przeznaczone dla pasjonatów. Nakłady są małe, zyski prawie żadne, a samo medium nie cieszy się szacunkiem szerokiego grona odbiorców. Jednak mimo to wydawanych jest coraz więcej rodzimych albumów. O tyle ciekawych, że motywem ich powstawania jest sama potrzeba twórcza autorów.
Polskie komiksy to najczęściej albumy autorskie. Scenarzyści i rysownicy tworzą swoje dzieła, wymagające wielkich nakładów pracy, z pasji i czystej chęci wykreowania czegoś nowego – to nie jest medium, które wybiera się dla pieniędzy. Trudno zresztą o nich mówić w przypadku rynku, na którym sprzedaż tysiąca albumów świadczy już o sporym sukcesie danego tytułu. Z roku na rok liczby te powoli rosną, ale nadal nie można mówić o sprzedaży dającej godziwy zarobek. Żeby w pełni zrozumieć tę niezbyt dogodną dla twórców i wydawców sytuację, trzeba cofnąć się do okresu zmian ustrojowych, kiedy przedsiębiorcy, łasi na szybki zysk z wydawania komiksów w nowej Polsce, musieli zderzyć się z brutalną rzeczywistością. Patrząc na ogromne nakłady albumów drukowanych w poprzedniej dekadzie, trudno się dziwić ówczesnemu rozentuzjazmowaniu. Przykładem takiego wielkonakładowego komiksu może być Kajko i Kokosz – Szkoła latania z 1986 roku, który został wydrukowany w 250 tysiącach egzemplarzy. Takie wyniki mogłyby sugerować, że Polska to kraj, w którym historie obrazkowe są ważnym elementem kultury i pozostaną nim także po upadku komunizmu. Jednak większość chętnych nie wzięła pod uwagę podstawowego czynnika, który wpłynął na ukształtowanie tej sytuacji – w czasach komunizmu komiks był jedną z nielicznych dostępnych rozrywek, a państwowy wydawca nie przejmował się tym, czy tak duży nakład rzeczywiście odpowiada rynkowemu zapotrzebowaniu.
Jednak zła ocena sytuacji nie była jedyną przyczyną zduszenia polskiego komiksu w zarodku. Początek kapitalizmu w Polsce to także początek masowego i przyspieszonego wchłaniania kultury zachodniej. To zachłyśnięcie się wcześniej niedostępnymi wytworami popkultury z prawdziwego zdarzenia miało miejsce także w komiksie. Przełomowy był w tym przypadku rok 1990, kiedy na polskim rynku zadebiutowała oficyna TM-Semic, dzięki której w kioskowych witrynach pojawiły się komiksy z superbohaterami wydawnictw Marvel i DC. Przygody takich postaci jak Batman, Superman czy Spider-Man zawładnęły wyobraźnią czytelników i nic dziwnego, że nikt nie chciał się interesować polskimi tytułami, które przy zachodniej konkurencji wypadały dość blado. Owszem, klasyki o przygodach Kajko i Kokosza oraz Tytusa nadal miały swoich entuzjastów, ale nowi twórcy właściwie zostali pozbawieni możliwości przebicia się do szerszego grona odbiorców. Co nie znaczy, że nie próbowali.
Pierwszym sposobem na pokazanie światu swoich komiksów okazały się tak zwane ziny, czyli niezależne zeszyty wydawane własnym sumptem, tworzone za pomocą kserokopiarki i kleju biurowego. Zjawisko to było się najmocniej związane ze sceną punkową i tak jak ona miało raczej kontrowersyjny charakter. Przekazywane z ręki do ręki na koncertach i imprezach środowiskowych, ziny z założenia były tworem undergroundowym i nic dziwnego, że większość egzemplarzy jest dzisiaj niedostępna. Nie znaczy to jednak, że z tego podziemia nie wyłoniło się parę nazwisk kojarzonych i tworzących komiksy także współcześnie. Najlepszymi przykładami są Dariusz „Pała” Palinowski i Krzysztof „Prosiak” Owedyk, którzy w późniejszych latach dorobili się swoich profesjonalnie wydanych albumów. Drugą taktyką, która w przyszłości miała okazać się rewolucyjna w skutkach, były magazyny komiksowe publikujące na swoich łamach historie polskich twórców. Jednak także ich początki nie były łatwe i kilka pierwszych magazynów zakończyło swój żywot po paru numerach. Najczęściej działo się to z przyczyn czysto ekonomicznych, choć zdarzały się też bardziej specyficzne wypadki, jak ten związany z magazynem „Awantura”. Po kilku udanych numerach udowadniających, że pismo cieszy się całkiem dużym zainteresowaniem, nieuczciwy wydawca ulotnił się z pieniędzmi i zostawił twórców na lodzie. Można uznać, że pierwszym magazynem, który odniósł sukces, było wydawane w latach 1994–2001 „AQQ”. Jednak periodykiem, który okazał się naprawdę przełomowy i zakończył okres wielkiej smuty lat dziewięćdziesiątych, był z całą pewnością „Produkt”, prowadzony przez Michała „Śledzia” Śledzińskiego. Wychodzący w okresie 1999–2003 magazyn pokazał polskim czytelnikom komiks, którego do tej pory nie znali. Koronnym przykładem jest najbardziej znana seria publikowana na łamach pisma, czyli Osiedle Swoboda autorstwa samego Śledzińskiego. Niewątpliwie można stwierdzić, że większość komiksów tworzonych przez Polaków trzymała się ram konwencji fantasy lub science-fiction i była czytana przez fanów tych gatunków. Osiedle Swoboda oferowało natomiast opowieść najzupełniej przyziemną – o nastoletnich przyjaciołach mieszkających na tytułowym bydgoskim osiedlu. Otaczała ich szarość i bieda polskiego blokowiska, a ich główną rozrywką były rozmowy o popkulturze i picie alkoholu. Czytelników zachwycił ostry, często wulgarny humor Śledzińskiego i jego niesamowite oko do absurdów polskiej rzeczywistości na przełomie wieków. Zresztą podobnie sprawa miała się z dwoma innymi komiksami publikowanymi w „Produkcie” – Jeżu Jerzym Leśniaka i Skarżyckiego oraz Wilqu braci Minkiewiczów. Oba tytuły, dobrze znane nawet poza środowiskiem komiksowym, także zbudowały swoją popularność na celnym i bezpośrednim dowcipie służącym jako ujście frustracji dla przeciętnego mieszkańca Polski. Zresztą cały styl magazynu opierał się na dość szyderczym i „olewczym” podejściu do rzeczywistości. Taka taktyka twórcza wpisywała się idealnie w ówczesny krajobraz polskiej popkultury. To w końcu moment, kiedy swoje triumfy zaczynał święcić polski hip-hop, a Kuba Wandachowicz – basista zespołu Cool Kids of Death – na łamach „Gazety Wyborczej” opublikował swój słynny tekst o pokoleniu nic. Zresztą nazwa zespołu nie pojawia się w tym tekście przypadkowo. Zarówno jego frontman Krzysztof Ostrowski, jak i perkusista Jacek Frąś do dzisiaj pozostają aktywnymi twórcami komiksowymi.
„Produkt”, mimo dużej popularności, przestał wychodzić po zaledwie 23 numerach, ale tyle wystarczyło, by polscy twórcy ponownie znaleźli swoje miejsce na komiksowym rynku. Nie da się ukryć, że pierwsze polskie albumy ukazujące się na początku zeszłej dekady to głównie dzieła komediowe, raczej nie poruszające poważniejszych tematów. Jednak już wtedy zaczęły się pojawiać komiksy cięższe gatunkowo. Doskonałym przykładem są dwa albumy z serii Mikropolis autorstwa Denisa Wojdy i Krzysztofa Gawronkiewicza. Te mroczne i psychodeliczne opowieści z fikcyjnego miasta do dzisiaj pozostają jednym z najbardziej niepokojących komiksów wydanych w Polsce. Kolejnym twórcą już wtedy tworzącym poważniejsze komiksy jest Mateusz Skutnik. W jego dorobku można znaleźć chociażby dziesięć odcinków fantastyczno-naukowej serii o filozoficznym zabarwieniu pod tytułem Rewolucje (część do scenariusza Jerzego Szyłaka) czy pisane przez Karola Konwerskiego opowieści o lubiącym zadawać trudne pytania Panu Blakim.
Poprzednia dekada to okres, w którym polski rynek komiksowy bardzo szybko zaczął nadrabiać wydawnicze zaległości, jeśli chodzi o ambitniejsze tytuły od dawna obecne na rynku zachodnim – duże zasługi miały w tym wydawnictwa Egmont i nieistniejąca już dziś Mandragora. Jednak w przypadku polskiego komiksu o wiele ważniejsze są dwa wydawnictwa z założenia zajmujące się publikacją niszowych i niezależnych pozycji – Kultura Gniewu oraz Timof i Cisi Wspólnicy. Dzięki ich staraniom na polskim rynku pojawiło się wiele klasyków zaliczanych do tak zwanych graphic novels. To określenie na, mówiąc w dużym uproszczeniu, autorskie albumy, które stanowią zamkniętą całość fabularną i często poruszają poważniejsze tematy. Dość często znajdują się wśród nich komiksy autobiograficzne lub reportaże. Do najbardziej rozpoznawalnych tytułów wydanych przez te dwa wydawnictwa można zaliczyć między innymi Black Hole Charlesa Burnsa, Blankets Craiga Thompsona czy Fun Home Alison Bechdel. Zapoznanie czytelników z tą ciekawą odnogą medium komiksowego sprawiło, że zaczęli chętniej sięgać także po te mniej popularne, nie sygnowane znanymi logotypami tytuły. W ten sposób także polskie albumy znalazły się w obszarze zainteresowania miłośników komiksu, szukających ciekawych tytułów poza głównym nurtem.
Jednym z pierwszych naprawdę ciepło przyjętych polskich albumów były dwie części Na szybko spisane autorstwa Michała Śledzińskiego. Ta quasi-biograficzna opowieść o dorastaniu w Polsce w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych pokazała talent tego autora z mniej kojarzonej, poważniejszej strony. Podobne uznanie zdobył także inny autor wywodzący się z łam „Produktu”, czyli Karol „KRL” Kalinowski. Jego Łauma, opowiadająca o małej dziewczynce poznającej świat warmińskiego folkloru i tamtejszych mitycznych stworzeń, do dziś uchodzi za jeden z najlepszych polskich komiksów, a na Kościsko – nowy album Kalinowskiego – oczekują rzesze fanów. Jest to przypadek o tyle ciekawy, że album ten skierowany jest również do dzieci. Polscy autorzy sięgają chętnie także do tej niszy i zaczynają odnosić na jej polu sukcesy. Jednym z największych hitów Kultury Gniewu jest obecnie seria edukacyjno-przygodowa Ryjówka przeznaczenia Tomasza Samojlika. Dużą popularnością cieszy się także seria o detektywie Misiu Zbysiu tworzona przez Macieja Jasińskiego i Piotra Nowackiego.
Wśród wydawanych obecnie tytułów polskich autorów, zwłaszcza tych młodszych, często pojawiają się komiksy oparte na faktach. Jednym z najcieplej przyjętych albumów ostatnich lat, wydanych także w kilku krajach europejskich, było Fugazi Music Club – historia legendarnego warszawskiego klubu. Autor ostatnio zilustrował także Dym – komiksowy wywiad rzekę z muzykiem Pablopavo. Do księgarni trafiło właśnie wznowienie Rozmówek polsko-angielskich Agaty Wawryniuk, która opisała w nich swoje wspomnienia z sezonowej pracy w Anglii. Także tematyka obyczajowa nie jest obca polskim autorom. Nie boją się poruszać drażliwych tematów, takich jak chociażby różnorakie nałogi we Wróć do mnie jeszcze raz Bartosza Sztybora i Wojciecha Stefańca. W polskim środowisku komiksowym nie brakuje również autorów preferujących satyrę i zabawę formą. Jednym z najciekawszych twórców jest obecnie Jacek Świdziński, którego komiksy charakteryzują się minimalistyczną kreską i specyficznym poczuciem humoru. Jego Zdarzenie 1908 zostało wyróżnione Nagrodą im. Henryka Sienkiewicza za najlepszą popową powieść roku. Zaś miłośnicy słodko-gorzkich opowieści i śmiechu przez łzy powinni zainteresować się twórczością Tomasza „Spella” Grządzieli, którego webkomiks Przygody Stasia i Złej Nogi niedawno ukazał się na papierze.
Jest to tylko część polskich komiksów wartych zainteresowania. Z roku na rok przybywa albumów i autorów, którzy wciąż eksperymentują i szukają nowych środków wyrazu w swoim ulubionym medium. Trudno wśród wydawanych tytułów wskazać panujący obecnie trend, bo ich twórcy coraz częściej sięgają po nowe gatunki, w których chcieliby spróbować sił. Dlatego polski komiks to temat, któremu warto przyjrzeć się bliżej. Możecie się zdziwić, ilu utalentowanych scenarzystów i rysowników tworzy w naszym kraju. I to najczęściej dla samej przyjemności i satysfakcji z opowiadania historii.