Nie każdy wie, że Katolicki Uniwersytet Lubelski posiada zbiory sztuki, nazywane szumnie – nie bez powodu – Skarbcem Uniwersytetu[1]. Przez wiele lat dostępne były właściwie tylko dla studentów Historii Sztuki KUL; skryte w niewielkiej Pracowni Zbiorów Muzealnych, służyły przeważnie jako pomoc dydaktyczna na zajęciach z muzealnictwa. Ostatnio jednak coraz częściej są prezentowane szerszemu gronu (od 2012 roku pokazywane były w Suwałkach, Kozłówce, Lesznie, Rzeszowie, Sandomierzu, Stalowej Woli i Lublinie). Obecnie część z nich można zobaczyć w Muzeum Nadwiślańskim w Kazimierzu Dolnym, gdzie trwa wystawa Aby to piękno służyło innym… Kolekcja Olgi i Tadeusza Litawińskich.
Kim byli ci – znani tylko nielicznym – kolekcjonerzy? Tadeusz Litawiński (1902–1986) z wykształcenia był architektem – uczył się w krakowskiej Szkole Budowniczych przy Wyższej Szkole Przemysłowej oraz na Wydziale Architektury Wnętrz Państwowej Szkoły Przemysłu Artystycznego. Od 1928 roku na stałe związał się z Zakopanem, gdzie kierował różnymi pracami budowlanymi. Od początku zarobione pieniądze przeznaczał na zakup dzieł sztuki. Podczas wojny zaczątki jego kolekcji uległy rozproszeniu; Litawiński został aresztowany przez gestapo i skierowany do obozu w Oświęcimiu, lecz szczęśliwie udało mu się zbiec z transportu. Kiedy było to już możliwe, powrócił do Zakopanego, gdzie poznał Ewę Olgę Jurkiewicz (1900–1991), swą przyszłą żonę. Po ślubie zamieszkali w kwaterunkowym trzypokojowym mieszkaniu w willi „Boży Dar”. Wkrótce ich dom stał się sceną dla kolekcjonerskiej pasji Litawińskiego, gdyż architekt podjął wysiłek budowy kolekcji od nowa, wzbogacając ją przy tym o przykłady rzemiosła artystycznego: porcelanę, szkło, metale, drobne formy rzeźbiarskie, orientalia. Ściany coraz gęściej pokrywały się kupowanymi obrazami, a zachowane archiwalne zdjęcia ukazują, że sztuka otaczała małżonków dosłownie ze wszech stron. Nagromadzenie obiektów nie wynikało z przypadkowego zbieractwa, lecz było efektem ukierunkowanego namysłu i doskonałego wyczucia Litawińskiego; jego znawstwo było też doceniane przez innych – wielokrotnie bywał proszony o opinię co do autentyczności czy autorstwa dzieł sztuki. Zebrane obrazy – głównie malarstwo polskie przełomu wieku XIX i XX, lecz także przykłady sztuki europejskiej – skrupulatnie oznaczał, prowadził spisy inwentarzowe (niestety nie w pełni zachowane), wymieniał spostrzeżenia z innymi kolekcjonerami. W końcowych latach jego życia kolekcja liczyła około 900 eksponatów.
Litawiński od początku gromadził zbiory z myślą, by ostatecznie przekazać je innym. Podejmował próby ulokowania ich w Muzeum Tatrzańskim, które nie było jednak zainteresowane eksponowaniem całości kolekcji, na czym Litawińskiemu zależało. Architekt zamierzał nawet sam wybudować odpowiedni gmach, na co jednak nie pozwoliły mu problemy finansowe. W marcu 1986 roku Litawiński nawiązał kontakt z ks. prof. Władysławem Smoleniem (1914–1988), kierownikiem Muzeum Uniwersyteckiego KUL, i w rezultacie przekazał swe zbiory lubelskiej uczelni. Zanim przewieziono całą kolekcję, architekt zmarł. Jego wola została jednak wypełniona, a rok później darowiznę dopełniono ponad 50 obrazami Wojciecha Ottona Flecka, które przekazała uczelni wdowa po kolekcjonerze.
Mottem wystawy prezentowanej w Muzeum Nadwiślańskim jest fragment wypowiedzi Litawińskiego z 1986 roku: „pragnę, by to piękno, które stanowiło sens mojego życia, które tak bardzo kochałem, służyło innym”[2]. Obecnie nieczęsto spotykamy się z sytuacją, kiedy tak duża – i właściwie zupełnie nieznana – prywatna kolekcja jest prezentowana w całości. Jednocześnie taki pokaz stanowi duże wyzwanie dla kuratora, ograniczając swobodę doboru i sposobu eksponowania. Ze strony kazimierskiego muzeum wystawę przygotował dr Seweryn Kuter, zaś inicjatorem i kuratorem ze strony KUL był dr Krzysztof Przylicki, opiekun Pracowni Zbiorów Muzealnych uniwersytetu. Docenić należy wysiłek, jaki organizatorzy włożyli w możliwie pełne odtworzenie historycznej kolekcji. Szacuje się bowiem, że na KUL trafiło około 70 procent wszystkich zbiorów; pozostałe zostały sprzedane jeszcze za życia Litawińskiego (kolekcjoner, kiedy jego sytuacja finansowa uległa pogorszeniu, był zmuszony spieniężyć część najcenniejszych dzieł). Dzięki kwerendzie, którą udostępniono w Internecie, w tym także w mediach społecznościowych, udało się zlokalizować niektóre z rozproszonych obiektów – część z nich stanowi obecnie własność prywatną, inne wzbogacają zbiory muzealne. Wiele „odzyskanych” dla kolekcji dzieł możemy oglądać na wystawie – wśród nich subtelny i zarazem intensywny portret damy z japońską parasolką pędzla Olgi Boznańskiej czy świetlisty i emanujący wyszukaną elegancją obraz Leona Wyczółkowskiego. Wśród najbardziej spektakularnych „powrotów” znajdziemy także znakomite portrety wykonane przez Jacka Malczewskiego czy martwą naturę przypisywaną Pierre’owi Puvis de Chavannes’owi. Na ekspozycji zgromadzono około 500 obiektów – nie tylko obrazów, lecz także przykładów rzemiosła artystycznego, między innymi porcelany (z Miśni, Wiednia, Berlina i innych manufaktur) i szkła (głównie z czeskich wytwórni). Możemy również zobaczyć namiastkę pokoju architekta z biurkiem zapełnionym osobistym bibelotami, nad którym zresztą prezentowany jest kolejny, specjalnie na tę okazję zdjęty ze ścian Galerii Muzeum Lubelskiego obraz – scena na Podhalu autorstwa Hipolita Lipińskiego.
Bogactwo eksponatów może sprawiać wrażenie przeładowania, zwłaszcza we wnętrzach nie największych przecież sal wystawowych Muzeum Nadwiślańskiego. Przestrzeń została jednak czytelnie podzielona na części i sekwencje wydobywające poszczególne wątki i analogie. Wystawę otwiera ciąg obrazów ukazujących kolejne pory roku – głównie w pejzażach, wśród których wyróżnia się ironiczna scena Na Krupówkach w Zakopanem Rafała Malczewskiego. Dalej odnajdziemy martwe natury, motywy podhalańskie, portrety i pejzaże marynistyczne. Szczególne wrażenie robi zestawienie trzech dam z parasolkami autorstwa Cécile Chalus, Olgi Boznańskiej i Leona Wyczółkowskiego. Natomiast wyraźnie odstają od całości trzy portrety w barokowym ujęciu, w tym dwie XVIII-wieczne kopie; nasuwa się przy nich refleksja, że nie w każdym przypadku „więcej” będzie oznaczało „lepiej”. Taka sytuacja unaocznia dylemat kuratora, który – wobec zbioru stanowiącego historyczną całość – musi zdecydować, czy może i na ile powinien w niego ingerować poprzez ewentualną selekcję prac. Mimo tego jednostkowego dysonansu malarstwo jest w gruncie rzeczy spójne i wymownie ukazuje Litawińskiego jako kolekcjonera, świadcząc o jego krytycznym oku oraz umiejętności rozpoznawania kunsztu i wrażliwości, także w twórczości współczesnych mu artystów. Architekt jawi się nam też jako regionalista – duża część zbioru to obrazy przedstawiające tatrzańskie krajobrazy, podhalańskie zwyczaje czy lokalne stroje ludowe. Zobaczymy tu między innymi Zakopane w zimie Władysława Jarockiego, Święcone w Bronowicach Włodzimierza Tetmajera czy namalowany przez Aleksandra Bobę portret Litawińskiego – w tle wizerunku widnieją górskie szczyty. Ekspozycję uzupełnia kilka gablot z rzemiosłem artystycznym, zaprezentowanym w sposób oddający charakter kolekcji – metalowa patera sąsiaduje tu z porcelaną, a dekoracyjne szkła ustawione są naprawdę gęsto – jednak nie razi to oka, a raczej sprawia wrażenie „artystycznego nieładu”. W niewielkim mieszkaniu Litawińskich te zestawienia wyglądały zapewne podobnie. Drażnić natomiast może brak jakichkolwiek opisów gablot – wnikliwy widz mógłby chcieć jednak sięgnąć głębiej, poza wrażeniowość oglądu.
Jako aneks do wystawy w głównym gmachu Muzeum powstała ekspozycja malarstwa Wojciecha Ottona Flecka prezentowana w Kamienicy Celejowskiej. Stworzenie galerii malarza, którego Litawiński jako kolekcjoner szczególnie cenił i z którym na stopie prywatnej się przyjaźnił, było niespełnionym marzeniem architekta. Tu wreszcie – choć tylko tymczasowo – zostało zrealizowane. To jedna z większych wystaw tego artysty, a pierwsza tak duża prezentacja jego dorobku ze zbiorów Litawińskich. Dodatkowo wzbogacono ją o ponad 20 prac z prywatnej kolekcji Ewy i Pawła Bogutów. Zebrane zostały studia portretowe, pejzaże, martwe natury i sceny rodzajowe, odznaczające się charakterystyczną dla Flecka niespokojną linią, nasyconym kolorem i mięsistą fakturą. Eksponowanie prac kolorysty w osobnym, oddzielonym od głównego trzonu wystawy miejscu wydaje się trafnym rozwiązaniem. Dzięki niezależnej przestrzeni malarstwo Flecka zyskało na wyrazie, nie tworząc konkurencji dla pozostałych zbiorów.
Niezaprzeczalnym atutem kazimierskiej wystawy jest na pewno program skierowany do osób z dysfunkcjami wzroku. Przystosowywanie ekspozycji sztuki pod tym kątem jest coraz bardziej popularne, lecz wciąż nie należy do standardowych rozwiązań. Tutaj można było je zastosować dzięki działającemu na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim Centrum Adaptacji Materiałów Dydaktycznych dla Niewidomych. Inicjator Centrum, prof. Bogusław Marek, wraz ze swym zespołem tym razem umożliwił „obejrzenie” wystawianych dzieł sztuki poprzez dotyk. Specjalne obiekty wykonano w technice termoformowania, pozwalającej na wyprowadzenie z płaskiego obrazu trójwymiarowej formy, którą można swobodnie poznawać sensorycznie. Oczywiście nie oddają one pełni doznań związanych z obcowaniem z malarstwem, ale tłumaczą choćby kompozycję dzieła. Inne szczegóły opisane są alfabetem Braille’a. Dzięki takim rozwiązaniom obrazy mają szansę dotrzeć do szerszego grona odbiorców.
Na koniec warto podkreślić, że ekspozycja będzie miała także swój trwały efekt – wkrótce (na przełomie maja i czerwca) ukaże się drukiem katalog wystawy. Zawierać będzie rys historyczny powstawania zbioru i szereg wiadomości dotyczących życia Litawińskich. Będą w nim zamieszczone reprodukcje niemal wszystkich obiektów zidentyfikowanych jako wchodzące niegdyś w skład kolekcji oraz informacje o nich. Szczególnie cenny będzie rozdział stanowiący niejako kontynuację przeprowadzonych przez organizatorów wystawy poszukiwań – poświęcony stratom, obiektom nie odnalezionym czy nie przypisanym konkretnym artystom; obrazom, które niegdyś stanowiły część kolekcji Litawińskich, a których obecne miejsce przechowywania jest nieznane. Zachowały się zarówno zdjęcia, jak i atrybucje niektórych z tych dzieł, o innych – tylko szczątkowe informacje. Wśród zaginionych wymienione są między innymi prace Claude Monet’a, Pierre-Auguste’a Renoire’a, Olgi Boznańskiej, Marcina Kitza, Maurycego Gottlieba, Henryka Rodakowskiego. Spis obejmuje kilkadziesiąt nazwisk. Obserwując powodzenie kwerendy internetowej, można mieć nadzieję, ze w następnych latach ujawnią się kolejne elementy cennego zbioru, jaki zbudowali i przekazali – aby piękno służyło innym – Litawińscy.
Wystawę można oglądać do 24 lipca w Kazimierzu w głównym budynku Muzeum Nadwiślańskiego (ekspozycję niełatwo przeoczyć – z balkonu kamienicy zapraszają nas przeskalowane, sylwetowo wycięte damy z parasolkami z obrazów Boznańskiej i Chalus) oraz w Kamienicy Celejowskiej (po drugiej stronie ulicy). Następnie kolekcja niejako powróci do korzeni – od 29 lipca do 11 września będzie można ją zobaczyć w Miejskiej Galerii Sztuki im. Władysława hr. Zamoyskiego w Zakopanem.
- Zbiory udostępniane są sukcesywnie w internetowym katalogu, zob. Ex Thesauro Universitatis. Dostępny w Internecie: http://www.kul.pl/skarbiec/ [dostęp: 26.04.2016].↵
- Aby to piękno służyło innym… Kolekcja Olgi i Tadeusza Litawińskich, opr. Krzysztof Przylicki, Lublin 2016 [w druku].↵