Na Nową Hutę trzeba się wybrać. To niezaprzeczalny fakt. Mimo powstających udogodnień transportowych dzielnica ta, oddalona o dziesięć kilometrów od centrum Krakowa, pozostaje wyzwaniem komunikacyjnym. Jest zawsze daleko i nie po drodze, nawet gdy dzieją się tam bardzo interesujące wydarzenia. Tym razem wybrałam się na Hutę, aby zobaczyć nową odsłonę wystawy w tamtejszym oddziale Muzeum Historycznego pt. Stale o Nowej Hucie, którą można oglądać jeszcze do 30 października.
Wystawa, jak przystało na muzeum tego typu, oparta jest na narracji historycznej, która w telegraficznym skrócie przekazuje dzieje Nowej Huty od starosłowiańskich osad i gotyckich kościołów po lata 90. ubiegłego wieku. Kurator wystawy, Paweł Jagło, podjął się bardzo ambitnego zadania, niestety niemal niewykonalnego w tak małej przestrzeni, jaką dysponuje Muzeum na osiedlu Słonecznym. Spędziłam tam ponad godzinę, przyglądając się dokładnie artefaktom, zdjęciom, mapom, kopiom dokumentów, dziełom sztuki, meblom zgromadzonym na kilkudziesięciu metrach. Czytałam opisy z dużym zaciekawieniem, bo każdy z nich podejmował inny wątek z historii Nowej Huty. A dokumentacja fotograficzna w gruncie rzeczy miała artystyczny charakter. Jednak wystawa zostawiła mnie z poczuciem niedosytu i zdziwieniem, że to wszystko wydarzyło się w ciągu pięćdziesięciu lat.
Jestem przekonana, że nowohucki oddział Muzeum Historycznego potrzebuje dużo większego budynku, by pomieścić swoje zbiory i móc opowiedzieć historię tej niezwykłej dzielnicy. Wprawdzie wystawy w budynku na osiedlu Słonecznym zmieniają się dość często, podejmują różne ciekawe zagadnienia związane z historią i życiem codziennym mieszkańców nowego miasta na przestrzeni dekad (np. Sport na Nowej Hucie?) i towarzyszą im uzupełniające katalogi, ale sądzę, że nadal wiele wątków pozostaje nieznanych szerszej publiczności, a nawet sami rodowici nowohucianie nie znają swojej barwnej historii i kultury.
Bezsprzecznie historia Nowej Huty to dzieje powojennej Polski w pigułce – stalinizm, kolektywizacja wsi, nowe budownictwo, wspólna odbudowa przemysłu, przodownicy pracy (tu przypomina się genialny film Andrzeja Wajdy Człowiek z marmuru), a także powstanie nowej inteligencji, zaangażowanej w projekt komunistycznego miasta. Huta odbija wszystkie blaski i cienie PRL-u. Widzimy rozwój budownictwa mieszkaniowego w latach 70., w okresie rządów Gierka, a także rodzący się ferment antysystemowy – tam powstają pierwsze ruchy robotnicze, tam rozwija się „Solidarność” i rozpoczyna walka o idee zaszczepione przez Kościół, który budzi się z letargu i zyskuje na znaczeniu wraz z wkroczeniem postaci Karola Wojtyły. Nowa Huta obrazuje też nędzę i „rozsypkę” lat 80. oraz trudne lata transformacji ustrojowej, po której hHuta została sprywatyzowana, robotnicy stracili pracę, a wiele rodzin popadło w skrajną nędzę, gdyż nie potrafiło się przystosować do nowej rzeczywistości gospodarczej. Dzisiaj widzę, jak ta dzielnica się podnosi, powoli rozwija i próbuje mierzyć ze swoim dziedzictwem kulturowym.
Nowa Huta to mitologie, palimpsest pełen różnych opowieści – i tych zapomnianych, i tych całkiem aktualnych. Funkcjonują w naszych głowach jako strzępki, urywki informacji, tworząc portretowy kolaż miasta. Huta to historie podkrakowskich wsi, mieszkających tam wywłaszczonych właścicieli ziemskich i niegdyś pracujących dla nich chłopów, to historie średniowiecznego klasztoru mogilskiego, martyrologii z okresu dwóch wojen światowych. To opowieści robotników budujących Nową Hutę, przodowników pracy, imigrantów ze wsi, hodujących zwierzęta w mieszkaniach i na balkonach, pochodów pierwszomajowych, Huty Stali im. Lenina. To mity stale przypominane, nadal aktualne politycznie, omawiane w mediach i przez rodziców – sprawa obrony krzyża z roku 1960, budowy kościoła w Hucie, buntów robotniczych, „Solidarności”, wizyt papieża, upadku systemu komunistycznego. To też nowe mity, krążące plotki o patologiach, kibolach czy dresach i innych nocnych strachach.
Nie można jednak zapominać o tym, że poza wydarzeniami historycznymi ta dzielnica Krakowa była miejscem fermentu kulturalnego. Nieoceniony pozostaje wkład tego miasta w historię architektury i urbanistyki. Nowa Huta to pierwsze wybudowane miasto socrealistyczne w Polsce – przestrzeń idealnie zaprojektowana do życia i spełniania potrzeb swoich mieszkańców. Jej urbanistyka i architektura to przykład myślenia w kategoriach modernistycznej oraz komunistycznej utopii. Choć modernizm i socrealizm różnią się postulatami estetyczno-politycznymi, to gdzieś głęboko pod nimi kryje się podobne myślenie o konstruowaniu i porządkowaniu rzeczywistości – dlatego też dziś często stosuje się termin „socmoderna”. Centralny, dokładnie określony plan, układ gwiazdy, szerokie aleje, dużo zieleni (koncepcja miasta-ogrodu), odpowiednio umieszczone w przestrzeni sklepy, targi, instytucje kultury, kina czy teatry. Prawdziwa perła architektury i urbanistyki XX wieku.
Kultura w Nowej Hucie to także muzyka. Prężnie działali tutaj artyści jazzowi, mimo że ten gatunek muzyczny był napiętnowany przez komunistyczne władze, ponieważ kojarzył się z największym wrogiem w czasach zimnej wojny – Ameryką i kapitalizmem. Muzyka jazzowa powstawała przy tzw. „Ogniskach Młodych”, w domach kultury czy w Domu Młodego Robotnika. W 1955 roku zainicjowano w Nowej Hucie działalność Jazz Klubu. Twórcą tego dziejowego przedsięwzięcia był Stanisław Florek, znany muzyk i animator kultury. W Nowej Hucie koncertowali muzycy dziś uważani za klasyków polskiego jazzu: Jan „Ptaszyn” Wróblewski, Andrzej Kurylewicz, Wojciech Karolak, Andrzej Trzaskowski czy Krzysztof „Komeda” Trzciński. Co jeszcze można było usłyszeć w klubach nowohuckich? Na pewno big-beat, który rozkwitł tam na początku lat 60., a także ostre brzmienia punku i heavy metalu w latach 80. w wykonaniu m.in. legendarnego zespołu VooDoo.
Niewielu Nowa Huta kojarzy się z malarstwem, ale mnie jak najbardziej. Mam przed oczami dzieła mistrzów współczesnego malarstwa z tzw. Grupy Nowohuckiej, która ukonstytuowała się w połowie lat 50. Niezwykłe abstrakcje powstające w nowohuckich pracowniach Janusza Tarabuły, Juliana Jończyka, Jerzego Wrońskiego czy Barbary Kwaśniewskiej to światowej klasy malarstwo materii, które cechowało użycie nietypowych, „biednych” materiałów, takich jak piasek, żwir, drewno, szmaty i grubo kładziona farba. Dla mnie Nowa Huta to środowisko, z którego pochodził jeden z ciekawszych współczesnych artystów krakowskich – Jacek Sroka. Prace artysty, m.in. Cykl Bizantyński, odnoszą się do codziennych doświadczeń życia w czasach późnego komunizmu. Breżniew, Kapelani ZOMO, Klapa, rąsia, buzia, goździk czy Minister od Ryb to satyryczne i groteskowe kompozycje, utrzymane w charakterystycznej dla nurtu tzw. „nowych dzikich” estetyce. Cechuje je silna ekspresja, deformacja, użycie ostrej kolorystyki, skłonność do ironii, groteski, satyry i perwersji.
Pod względem produkcji filmowej Nowa Huta nie ma sobie równych. Budynki i ludzie zostali uwiecznieni na tysiącach filmów – zarówno na propagandowych dokumentach (takich jak Narodziny miasta Jana Łomnickiego czy Budowałem miasto Bohdana Kosińskiego), jak i na licznych krótkometrażowych realizacjach, pochodzących z Nowohuckich Kronik Filmowych. Tu zaczynał swoją pracę z kamerą także Krzysztof Zanussi, działając przy Amatorskim Klubie Filmowym „Nowa Huta”. Domy kultury i inne przyzakładowe ogniska dawały młodym adeptom sztuk sprzęt, którego w tamtych czasach nie można było kupić. Mimo pewnych ograniczeń cenzury młodzi filmowcy rozwijali się, rejestrując nie tylko pochody pierwszomajowe.
Nowa Huta przez wiele lat była deprecjonowana, podobnie jak całe dziedzictwo komunizmu. Po transformacji ustrojowej stała się odległą, zapomnianą dzielnicą Krakowa, uważaną za gniazdo patologii społecznych. Została wyalienowana i pozostawiona sama sobie. Dziś możemy zaobserwować zwrot w myśleniu o PRL-u, dorasta bowiem nowe pokolenie, które zna te czasy tylko z opowieści rodziców i dziadków. Ich historie cechuje często albo zupełna negacja, albo ślepe uwielbienie do zamierzchłych czasów. Młodych zaczyna interesować kulturowe dziedzictwo komunizmu – bigbitowe grupy, poeci-outsiderzy, a nawet wzornictwo lat 70. – z przymrużeniem oka powraca się do kampowej estetyki meblościanek. Nowa Huta podnieca, bo jest świadkiem powojennego fermentu myślowego, nieocenionym źródłem dla wszystkich, którzy pragną mierzyć się z najnowszą historią Polski. Podnieca, bo ma ogromny potencjał kulturowy.