Wystawa o intrygującym tytule NUDA, która miała miejsce w Składzie Długa w połowie marca 2016 roku, została zorganizowana przez Studenckie Koło Badań Artystycznych działające przy krakowskim ASP. Spiritus movens całego wydarzenia był Michał Zawada, który zaprosił do podjęcia zagadnienia nudy swoich studentów (Małgorzatę Biłuńską, Różę Dudę, Dorotę Goczał, Karolinę Jarzębak, Monikę Kalista, Aladyna Loniak, Johannę Mudist, Aleksandrę Nowakowską, Jakuba Plewniok, Filipa Rybkowskiego, Michała Soję, Radka Szlęzaka, Joannę Tochman, Karolinę Woźniak i Joannę Woźny) oraz kilku szerzej znanych artystów – Dominika Stanisławskiego, Łukasza Stokłosę, Mateusza Kulę i Tomka Barana. Temat wystawy okazał się niebanalny i aktualny.
Nuda w sztuce to temat powracający w wielu wypowiedziach krytyków – zagranicznych i tych z naszego podwórka. Narzekamy na brak wystaw, brak nowych tendencji, kierunków, wielkich nazwisk, na niezaangażowanie społeczne i polityczne artystów. Nudzą nas kolejne prace site-specific, autoteliczne twory czy kolejni epigoni surrealistycznego malarstwa. Stach Szabłowski w artykule o wiele mówiącym tytule Schematy: o niczym w „Dwutygodniku” snuje przed czytelnikami czarną wizję roku 2016 w sztuce i stawia diagnozę – „tendencją jest wyjątkowo brak tendencji, antynurt, który swoim szumem usypia (i nudzi) jeszcze mocniej, niż operowanie zużytymi kliszami. Być może sztuka pada (chwilowo?) ofiarą własnej energii w poszerzeniu swoich granic; udało się je poszerzyć tak, że nurt rozlewa się w rozległą, ale płytką i bezforemną kałużę”[1].
Ponadto Kraków uważany jest za stolicę nudy, chętnie zestawiany z Warszawą, w której się pracuje (z emfazą) i działa. W wielu felietonach czy artykułach z gatunku krytyki artystycznej powraca wątek krakowskiej nudy. W tekście kuratorskim do wystawy Michał Zawada zaczepnie cytuje fragmenty artykułów m.in. z magazynu „Szum” – „do dupy z tym Krakowem”, „w Krakowie, wiadomo, nuda” czy „artyści ze spalonego teatru siedzą w piwnicznych barach wokół Rynku z łupieżem na czarnych swetrach” albo „rozlazłe barowe towarzystwo maluje błotne mazieje”. Podobno nic ciekawego się tu nie dzieje, artyści nie tworzą, nie ma żadnych wystaw, ani znaczących osobistości. Mimo, że te wypowiedzi nie są poparte najmniejszą analizą wystaw czy wydarzeń, to nalepa „nudy” przylgnęła do Krakowa jak smog. Michał Zawada w autoironiczny sposób odnosi się do tych wypowiedzi, tworząc ledwie widoczny mural Wóda i nuda, który koresponduje z fotograficznym dyptykiem o wymownej nazwie Śmierć sztuki polskiej i Śmierć nauki polskiej.
Nie mniej jednak celem artystów prezentujących na wystawie NUDA nie było tylko granie ze stereotypem dotyczącym krakowskiej sztuki, ale też zastanowienie się nad istotą nudy egzystencjalnej, domowej, codziennej, procesualnej czy moralnej.
Praca Mateusza Kuli Wypracowania Fritza Kochera: Zawód łączy wiele wątków, które artysta bada w swojej twórczości. Artysta wypracowuje swoją metodę artystyczną wobec filisterskiej nudy i miejskiej rutyny Krakowa. Jego cykl fotografii, obiektów i działań Markery miał na celu tworzenie własnych geografii i osi czasu w przestrzeni miejskiej, był odpowiedzią na rutynę codzienności i poszukiwaniem własnego ładu. Film prezentowany na wystawie mógłby być sui generis „znacznikiem”, ponieważ przedstawia w zwolnionym tempie spacerującą z psem po Parku Krakowskim starszą parę, znaną mieszkańcom dzielnicy ze swych rytuałów. Komentarz do wideo stanowi czytane na głos opowiadanie Michaela Walzera, szwajcarskiego lokaja-literata z początku XX wieku, który pisał ołówkiem na skrawkach papieru, buntując się wobec rynku wydawniczego. W wypracowaniu jego fikcyjna postać rozprawia nad setkami możliwości, jakie daje młodemu człowiekowi miasto, nad wyborem zawodu, kończąc postanowieniem, że nie będzie robił nic oprócz spacerowania.
Małgorzata i Jakub Biłuńscy stworzyli razem koncepcję performance pt. I have nothing to do now. Saloth Sar w areszcie domowym wykonanego przez artystkę podczas wernisażu. Małgorzata nawiązywała do historii Pol Pota, przywódcy komunistycznej Kambodży w latach 70., jednego z największych ludobójców dwudziestego wieku. Zainspirowała się wywiadami przeprowadzonymi z nim w latach 90., kiedy przebywał w areszcie domowym, w których stary Saloth Sar mówi, że się zwyczajnie nudzi, że nie ma nic do zrobienia. Podczas performance artystka równocześnie wcieliła się w postać dyktatora jako młodego chłopca uczęszczającego do francuskiej katolickiej szkoły (dokładnie odwzorowując mundurek) oraz starca przebywającego w więzieniu (z niezwykłą precyzją oddane wnętrze pokoju). Podczas dwugodzinnego performance artystka wykonywała jednostajne czynności – leżała na łóżku, siedziała na fotelu, paliła papierosa oraz słuchała katolickiej piosenki z dziecięcych lat Pol Pota – Jesus m’aime. Ta praca stawia przed odbiorcą poważne pytanie o moralną nudę. Czy we współczesnym świecie w ogóle możemy się nudzić? Czy nuda jest moralna?
Michał Soja zaprezentował pracę 22/10/2015, na która składał się biały light-box oraz wideo prezentowane na telewizorze. Artysta nagrał na dyktafon wszystko, co wypowiedział w ciągu jednego dnia, a potem zapisał w formie dokumentu Excel, gdzie dokładnie wyróżnił godziny, minuty i sekundy. Całość zaprezentował w formie light-boxa. Wczytując się w tą pracę można dojść do wniosku, że codzienna paplanina łączy się tu z wyrafinowanymi dysputami o sztuce. Artysta w analityczny sposób podszedł do swojego języka, tworząc opowieść o codziennej rutynie. Dodatkowym komentarzem stał się telewizor pokazujący nagrania jak z kamery monitoringu, stawiający widza w miejscu strażnika wpatrującego się szare, monotonne obrazy.
Wideo-instalacja Róży Dudy i Michała Soi zrobiła na mnie duże wrażenie. W kantorku o przeszklonych drzwiach artyści postawili biały ekran, na który wyświetlali zapętlony film z mężczyzną wykonującym banalne czynności – chodzenie, siadanie i wstawanie z krzesła; mężczyzna na chwilę znikał. Instalacja oglądana z perspektywy galerii tworzyła iluzję obecności, domowej sytuacji, która ma miejsce poza przestrzenią white cube’u. Artyści świetnie wykorzystali specyfikę miejsca, tworząc pracę, która intrygowała wiele osób podczas wernisażu.
Róża Duda była autorką także dwóch innych prac pokazywanych na wystawie – instalacji Cargo oraz wideo Obserwatorium. Ta druga na pierwszy rzut oka wyglądała jak ruchoma praca action-painting, malarstwo gestu przedstawiające rozgwieżdżone niebo. Pozornie wyglądała na pracę niezwykle poetycką, ale tylko niektórzy zauważyli, że materią obrazu nie jest farba, a sfotografowane ptasie odchody!
Dla Krzysztofa Grzybacza rysunek stał się antidotum na nudę i przygnębienie – na swoim wielkoformatowym rysunku ołówkiem na papierze skatalogował wszystkie domy znajdujące się w jego rodzinnej miejscowości – Rabie Niżnej. Przez wiele tygodni Krzysztof szkicował precyzyjnie każdy z trzystu domów, aby potem poukładać je w kolejności i przenieść na większy format. Ten długotrwały, nudny proces dokumentacji monotonnej architektury miał w sobie coś z etnograficznego zacięcia działań Zofii Rydet, która zainspirowała artystę.
Pojawiło się też kilka prac, które stanowiły ironiczny komentarz do sztuki abstrakcyjnej i stawiały pytania o granice malarstwa – to obiekty Poor but sexy Karoliny Jarzębak i Aleksandry Nowakowskiej, kr3 Doroty Gorczał czy #ffffff Tomka Barana. Joanna Tochman pokazała cykl fotograficzny, składający się z klasycznych portretów pt. Powtórzenia. Artystka fotografowała rodzeństwa ze swojej rodziny zastanawiając się nad nudą genetyczną. Na uwagę zasługiwała także instalacja Moniki Kalisty i Kuby Plewnioka składająca się z fotela i półtonowej góry łupinek ze słonecznika, która stanowiła humorystyczny komentarz do życia krakowskiego mieszczaństwa, toczącego się głównie przed telewizorami.
Pomimo że większość młodych artystów z Koła Badań Artystycznych kształci się w pracowni malarskiej, na wystawie praktycznie nie było „klasycznych” obrazów. Czy jest to przekorne pokazanie, że w Krakowie nie tylko się maluje? Tego nie wiem, ale na pewno przestrzeń Składu Długa pozwoliła artystom na pokazanie wielkoformatowych instalacji i otwarła przed nimi nowe możliwości. Wystawa niczym nie przypominała przeglądu prac studentów, była spójna, przemyślana, dobrze zorganizowana. Wielu młodych artystów pokazało prace nie gorsze niż te zrobione przez bardziej „uznanych” twórców.
- http://www.dwutygodnik.com/artykul/6361-schematy-o-niczym.html↵