Sonia Milewska: W Polsce niewiele się słyszy na temat sztuki belgijskiej, dlatego proponuję rozpocząć rozmowę od Atelier 34zero Muzeum. Jest Pan dyrektorem tego brukselskiego Centrum Sztuki Współczesnej, a także kuratorem wystawy w BWA w Katowicach gdzie zaprezentowana jest kolekcja Atelier 340 Muzeum / Atelier 34zero Muzeum. Proszę opowiedzieć, jak powstało to miejsce i Pana kolekcja dzieł sztuki?
Wodek: Atelier 340 Muzeum / Atelier 34zero Muzeum istnieje od 37 lat. Jestem jego założycielem i właścicielem. Jest to struktura prywatna, ale utrzymywana także trochę przez gminę i różne ministerstwa w ramach rozmaitych projektów. Atelier 34zero Muzeum posiada dwa tysiące metrów kwadratowych przestrzeni, składa się na nie dziesięć domów i mały hektar ogrodu. Wszystkie domy są połączone – można przechodzić z jednego do drugiego; znajduje się w nich także kawiarnia kulturalna. W ogrodzie robimy również wystawy: mamy na przykład projekt banerów, dzięki którym promujemy dzieła sztuki. Mamy aż sześć miejsc na reklamę wielkości 20 metrów kwadratowych. Co dwa miesiące zmieniamy te banery i przechowujemy je.
Atelier 34zero Muzeum składa się z różnych fragmentów intelektualnych: po pierwsze kreacja i organizacja wystaw, szczególnie tematycznych, ale także konfrontacyjnych i biograficznych. Zajmujemy się także wydawnictwem. Publikujemy wiele książek dotyczących sztuki współczesnej i wydajemy duże ilości pocztówek pokazujących sztukę aktualną. Eksportujemy te widokówki i katalogi na terenie całej Europy i dalej, na przykład do Japonii. Takie kolumny pocztówek naszego wydawnictwa można znaleźć w Zachęcie, w Księgarni Bolesława Prusa na Krakowskim Przedmieściu czy w Czułym Barbarzyńcy w Warszawie. W ten sposób zajmujemy się promocją, nie jest dla nas ważne czy artyści są znani czy nie, robimy to dla dzieł sztuki. Kolejnym elementem Atelier 34zero Muzeum jest edukacja: prowadzimy zajęcia dla dzieci od 6 do 12 lat, a także Baby Boom dla dzieci od 6 do 18 miesięcy.
Czyli Atelier 34zero Muzeum to struktura, która znajduje się w przestrzeni miedzy galerią a muzeum, znacząco nastawiona na upowszechnianie sztuki modernistycznej i współczesnej?
Nie jesteśmy typową galerią, tylko prywatnym centrum sztuki współczesnej, ale prowadzimy to miejsce dla kultury, a nie dla sprzedaży. Mimo to robimy wszystkie transakcje typowo komercjalne czyli wydawnictwo czy sprzedaż dzieł sztuki. Ponieważ Atelier 34zero Muzeum jest strukturą prywatną trzeba dużo pracować, żeby chociażby zapłacić pensje pracownikom. W naszej strukturze mamy piętnastu współpracowników: historyków sztuki, artystów oraz oczywiście administrację i księgowość. W naszym centrum działa też popularna kawiarnia kulturalna, gdzie mamy mały akcent polski, bo sprzedajemy dużo polskiego piwa, soków czy wódek oraz ptasie mleczko do kawy. Na naszym terenie znajduje się także stolarnia muzealna, gdzie robimy serwis dla artystów. Pracownia ta wykorzystywana jest przy montażu czy demontażu wystaw, a także do rezydencji artystycznych czy zajęć z dziećmi.
Kolejną częścią Atelier 34zero Muzeum jest oczywiście kolekcja dzieł sztuki, którą w większości pokazaliśmy w BWA w Katowicach. Nie udało się pokazać niestety kolekcji banerów ze względów lokalowych. W tej chwili w ogrodzie mamy obraz amerykańskiego artysty, który, jakby to ująć, siusia sobie do buzi – pojawiła się więc grupa konserwatystów i rozpoczęła polemikę. To ciekawe zjawisko, bo jesteśmy w dobie pełnej demokracji, musimy jednak pamiętać, że mamy także demokrację kulturalną. Robiliśmy tu dużo wystaw tematycznych, np. w latach 2001–2002 w ramach Europalia w Brukseli, z Kazimierzem Piotrowskim, byłym kuratorem Muzeum Narodowego w Warszawie, zorganizowaliśmy bardzo ważną wystawę odnoszącą się do Polski – Irreligia, gdzie pokazaliśmy 50 artystów tworzących od 1900 do 2000 roku, którzy zajmowali się dogmatami katolicyzmu, judaizmu itp.
Bardzo podoba mi się koncepcja wyjścia ze sztuka na ulicę.
Dla nas jest ważne żeby sztuka nie zamknęła się w murach budynku. Chodzi o to żeby była na zewnątrz, wywoływała dyskusję. Poziom kulturalno-intelektualny jest nierówny, co jest normalne, dlatego ważne żeby robić prowokację intelektualną, a taką można zrobić tylko na zewnątrz, bo nie wszyscy chodzą do muzeów. Sztuka wystawiona na widok publiczny ma większe szanse na wywołanie dyskusji – i to właśnie robimy z naszymi banerami. Istotna jest dla nas socjologia społeczeństwa. I wydawnictwo, mimo że jest Internet i nowoczesna technologia, to można jeszcze pokazać coś na papierze – szczególnym przykładem są te pocztówki, które student czy biedny człowiek może sobie kupić i stworzyć swoja prywatna kolekcję dzieł sztuki.
W jaki sposób Pan dobiera dzieła do kolekcji czy wspomnianych banerów i pocztówek?
Po pierwsze wybieramy dzieła dla dzieła. Dobieramy różne estetyki, nie jest to żaden np. monolog abstrakcyjny czy figuratywny. W tej chwili w ogrodzie mamy również baner – Madonnę Katarzyny Górnej w zestawieniu z wspomnianym Amerykaninem (Keith Boadwee).
Proszę powiedzieć coś więcej o sztuce polskiej w Pana kolekcji. Na wystawie w BWA w Katowicach możemy zobaczyć dzieła Katarzyny Kobro i Władysława Strzemińskiego, z drugiej strony Władysława Hasiora czy Leszka Knaflewskiego…
Tę pracę Strzemińskiego kupiłem kiedyś przez przypadek. Hasior natomiast miał u nas rezydencję. Zrobiliśmy też jego wystawę w ramach asamblażu polskiego i belgijskiego. Mimo zawirowań politycznych na przełomie lat 80. i 90 w Polsce, w końcu udało się pokazać tę wystawę także w BWA w Poznaniu.
W krótkim filmie prezentowanym na wystawie mówi Pan, że czuje się Europejczykiem. Czy ma Pan w takim razie chęć i potrzebę pokazywania sztuki polskiej w Belgii?
Raczej nie. Jestem pochodzenia polskiego, ale mieszkam już 45 lat w Belgii, tutaj żyję i pracuję. Atelier 34zero Muzeum to struktura międzynarodowa, ale na pewno nie spolonizowana. Pokazujemy od czasu do czasu sztukę polską. Otwarcie granic strefy Schengen i nasza polska emigracja jest bardzo ważna – wiadomo skąd się pochodzi i wiadomo co się chce w życiu zrobić. Uważam jednak, że życie nie polega na nacjonalizmach tylko na współpracy międzynarodowej.
A jaką sztukę polską ceni Pan najbardziej?
Jest to trudne pytanie, ponieważ nie żyję w Polsce i nie obserwuje dokładnie polskiej sztuki współczesnej, przez to, że np. nie mogę chodzić na wernisaże. Na pewno mogę powiedzieć, że Szpakowski jest dla mnie bardzo ważnym artystą oraz inni przedstawiciele modernizmu czy konstruktywizmu. Doceniam na pewno twórczość i rozwiniecie pewnego typu sztuki własnej, w której czuje się pewną regionalność, ale która ma ważność międzynarodową, uniwersalną. Ciężko dokonać takiej selekcji, mogę powiedzieć, że mam też duży szacunek dla pracy fotograficznej pani Katarzyny Górnej, Leszka Knaflewskiego czy twórczości Zbigniewa Libery. Na pewno chciałbym powrócić do sztuki polskiej i zrobić kilka wystaw, np. wystawę tematyczną: Nagość socjologiczna / Performance z nagością – w Polsce jest wielu artystów, którzy stworzyli ciekawe dzieła dotyczące tego zagadnienia, chciałbym zrobić mały bilans.
Proszę powiedzieć coś o współczesnej sztuce belgijskiej. Na wystawie w Katowicach można zauważyć kilka wiodących tendencji: tematy związane z naturą, abstrakcja, sztuka socjologiczna. Czy kolekcja opisuje tendencje sztuki belgijskiej czy jest Pana subiektywnym wyborem?
Kolekcja nie jest kolekcją trendów, ale dokumentacją naszej pracy, odzwierciedleniem wystaw, które zrobiliśmy w Atelier 340 Muzeum / Atelier 34zero Muzeum. Faktycznie zajmowaliśmy się wiele razy refleksją na temat kamienia, rośliny czy zwierzęcia w sztuce. Pasjonował nas też temat czerni w rzeźbiarstwie. Oprócz tego interesujemy się sztuką socjologiczną: aktualnie przygotowujemy wystawę, której tematem będą „siuśki” w sztuce – tzw. „złoty deszczyk” od XV wieku do dzisiaj, a do zobrazowania tego tematu jest bardzo dużo ciekawych zdjęć, malarstwa, performansów. Przygotowujemy też ekspozycję poświęconą problematyce kominów w stosunku do urbanizacji miast, a także Portret przekręcony – żeby pokazać relacje ludzi z portretem.
W Atelier 34zero Muzeum pracuje wiele osób, a na czym polega Pana rola dyrektora tego miejsca?
Moja rola oscyluje pomiędzy funkcją prezydenta a stróża – „ciecia”. Jestem po prostu osobą, która myśli nad tym, co artyści robią i chce im pomagać w zaprezentowaniu ich pracy. Ta współpraca jest dla mnie bardzo ważna. Jak robię wystawy tematyczne, to są to wystawy zbiorowe gdzie grupuje artystów na podstawie ich dzieł nie znajomości. Zazwyczaj artyści się nie znają, a przy okazji naszych wystaw mogą urozmaicić swoje życie o nowych przyjaciół z rożnych krajów i poznać ich sztukę w ramach tego samego tematu, który ich nurtuje.
Czy oprócz tego, że prowadzi Pan Atelier 34zero Muzeum i jest kuratorem ma Pan czas na swoją sztukę?
Kiedyś byłem rzeźbiarzem, pracowałem w kamieniu. Pod koniec lat 80. pojawił się dylemat: nie miałem czasu żeby zająć się moją rzeźbą ani porządnie organizować wydarzenia w Atelier 340 Muzeum. Wtedy też instytucja się rozrosła i pochłonęła mój czas. Ale to ciekawy czas, bo praca z artystami, intelektualistami, to ciekawe życie.
A skąd wzięło się u Pana zainteresowanie sztuką?
Pochodzę z rodziny raczej intelektualnej, oczywiście mówię to bez zarozumiałości. Mój tatuś był dyrektorem katedry filozofii na UW, a mama dziennikarką w różnych gazetach, takich jak „Dziennik Ludowy” czy „Przyjaciółka”. Mama wyszła później za mąż za dziennikarza belgijskiego i wyjechała do Antwerpii. Później i ja wyjechałem jej śladami do Belgii. W Polsce Mama pisała artykuły o problemach chłopów po wojnie, ale też o sztuce. Było wielu artystów, którzy przychodzili do nas do domu – to na pewno miało na mnie wpływ. A z tatusiem, filozofem mięliśmy dyskusje logiczne. To wszystko złożyło się na ukształtowanie mojej osobowości. Wszyscy pochodzimy z różnych rodzin. Tak samo nas stosunek do sztuki jest bardzo różny. Zależy on też od tego, w jaki sposób byliśmy wychowani i w jaki sposób nasza inteligencja intelektualna się ukształtowała.
A co w sztuce jest dla Pana najważniejsze?
W sztuce najważniejsze jest to, że artysta ma być kompletnie wolny. W sztuce nie może być cenzury. Według mnie istotne dla ludzi zajmujących się sztuką jest wykształcenie w sensie inteligencji, poziomu intelektualnego, tzn. jeśli jest się historykiem sztuki albo dyrektorem muzeum czy centrum sztuki, to trzeba naprawdę się zastanowić, czy my znamy, rozumiemy sztukę. Chodzi o to żeby nie powielać tematów, tylko podejmować świadomie decyzje co do dzieła czy artysty, czy ewolucji sztuki. U dyrektorów, którzy nie są otwarci, często widać skrajności, zajmują się sztuką bardzo okrojoną. Trzeba sztukę porównywać, przemyśleć czy ma wartość czy jej nie ma, żeby nie powracać np. do pewnych estetyk, które dały rzeczy bardzo ważne i których nie ma sensu powielać.
Dziękuję bardzo za rozmowę.