Wystawa Na początku myślałem, że tańczę El Hadjiego Sy, którą można oglądać w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie, to pierwszy tak duży pokaz realizacji tego senegalskiego artysty w Polsce. El Hadji Sy to twórca totalny, ekstremalnie niezależny, który zawsze podążał własnymi ścieżkami wytyczanymi przez wrodzoną intuicję, wrażliwość oraz niebywałą wiedzę. Artysta nie boi się przekraczać żadnych granic, choć daleki jest w swoich działaniach od hałaśliwej prowokacji czy wizualnego efekciarstwa. El Hadji Sy wypracował w swojej twórczości charakterystyczny język, którego znakami rozpoznawczymi są negacja, sprzeciw, krytyka. To one stały się jego twórczym napędem. Napędem, który miał kreować zmianę w myśleniu, rozumieniu i przede wszystkim w działaniu, generującym nowe znaczenia, relacje oraz zupełnie nową rzeczywistość. Warszawska wystawa przybliża niemal cały dorobek artysty, na który składają się na malarskie realizacje, obiekty czy performance. Choć oczywiście działalność El Hadjiego Sy na tym się nie kończy – był on także współtwórcą wielu grup artystycznych, festiwali czy eksperymentalnych działań teatralnych.
El Hadji Sy przyszedł na świat w niezwykle urokliwym Dakarze w 1954 roku. Wychował się w środowisku wykształconych ludzi, którzy mimowolnie odcisnęli na nim znaczące piętno. W jednym ze swoich wywiadów wspomina, że jego dziadek był założycielem uniwersytetu koranicznego w Saint-Louis, ojciec pracował jako urzędnik, wujek był ministrem bezpieczeństwa, a bracia prawnikami, architektami i nauczycielami[1]. Ojciec artysty miał już w głowie ułożone losy El Hadjiego Sy – miał on służyć w wojsku. Jednakże plany te legły w gruzach w momencie, kiedy młody artysta postanowił podjąć naukę w Akademii Sztuk Pięknych. Jak wspomina, od tego momentu zaczęła się jego prawdziwa walka – odcięty od pomocy rodziny i stypendiów, których nie mógł dostać ze względu na to, że pochodził z zamożnej rodziny, był skazany wyłącznie na siebie. Podejmował się różnorakich prac – a to aranżował wnętrza dla hoteli i lotnisk, a to projektował barwne wzory na koszulki. Kiedy El Hadji Sy skończył studia i zaczął odnosić coraz większe artystyczne sukcesy, nigdy nie zgodził się na przyjęcie żadnego państwowego stypendium ani na pracę w roli nauczyciela akademickiego. Jak sam podkreśla, zawsze pragnął pozostać niezależny, wolny od jakiegokolwiek systemu[2]. I to dążenie do absolutnej, niczym nie skrępowanej wolności zostało mu do dziś. Bojkotował swoją obecność na prestiżowych festiwalach sztuki oraz wystawach – nie uczestniczył w wystawie Magiciens de la Terre (Magowie ziemi), która odbywała się w 1989 roku i była zorganizowana przez Centre Pompidou. A w ramach protestu wystawił swoje prace na ulicy, zamiast wziąć udział w uroczystym biennale organizowanym w Dakarze w 1992 roku[3].
Wędrując po wystawie artysty w Zamku Ujazdowskim, podskórnie pojawia się pytanie, która z artystycznych działalności El Hadjiego Sy była dla niego najważniejsza, najbardziej buntownicza i osobista. Z jednej strony można odnieść wrażenie, że było to malarstwo, z drugiej że jednak performance, który wpisywał się także w jego teatralne działania.
El Hadji Sy stworzył własną definicję malarstwa, którą starał się odzwierciedlać na swoich barwnych, niezwykle charakterystycznych obrazach. Zupełnie odrzucił tradycyjne, zachodnie myślenie o tej dziedzinie sztuki jako medium, w którym prym wiodą oko i ręka. El Hadji Sy w tworzeniu obrazu wykorzystuje niemal całe ciało, zwłaszcza stopę. Nie można się oprzeć wrażeniu, że obrazy artysty są okraszone gestem ekstatycznego tańca, niemal szamańskich rytuałów, w których ruch ciała odgrywa zasadniczą rolę. „Na początku myślałem, że tańczę. Potem zdałem sobie sprawę z tego, że nie tańczyłem, tylko kopałem. Po tym doświadczeniu gest kopnięcia stał się istotną częścią ogólnej ekonomii działania. Moja stopa stała się pędzlem, którym systematycznie zapisuję ślady swojego ciała”[4] – twierdzi artysta. Istotnym zagadnieniem poruszanym przez El Hadjiego Sy jest także tzw. składnia wizualna, która według artysty związana jest przede wszystkim z obrazami analogowymi, stojącymi w całkowitej opozycji wobec obrazów cyfrowych. Hadji Sy podkreśla intymny, niemal cielesny gest tworzenia malarskiego obrazu, czego nie można powiedzieć o cyfrowym, pozbawionym tak naprawdę ludzkiego pierwiastka. „Jeśli zdasz sobie sprawę, że żyjemy w zglobalizowanym świecie, w którym wytwarza się dziesięć milionów obrazów dziennie – i nie sposób ich przyswoić czy zrobić z nich użytku, bo następnego dnia już ich nie ma – zadajesz sobie pytanie: czy potrzebuję jeszcze więcej obrazów? Cyfrowe obrazy (…) homogenizują świat. Ich odwrotnością są obrazy, które pochodzą z wyobraźni i mają pewien rytm, są spokrewnione z energią, która nas otacza. Artysta jest tu pośrednikiem: zbiera te obrazy i tłumaczy je na użytek wielu różnych odbiorców, otwiera nowe pole widzenia, nowe postrzeganie rzeczywistości. Wtedy obraz wraz ze swoją nową gramatyką stwarza nowe perspektywy. Pośrednictwo artysty jest potrzebne po to, by tworzyć nowe relacje między ludźmi albo zmieniać te już istniejące. W sztuce nie chodzi o oryginalność, ale o szczerość”[5] – twierdzi Hadji Sy. Słowa artysty stają się niejako manifestem określającym kształt jego sztuki, jego działań. Wspomniana wcześniej składnia wizualna staje się sposobem, jak sam twierdzi, na „tworzenie nowej umiejętności widzenia rzeczy, wytwarzania nowych działań, nowych sytuacji”[6]. Egzemplifikacją tego ostatniego stwierdzenia są jego działania performatywne, które rzeczywiście były nakierowane na realną, społeczną zmianę. Kiedy był na studiach, dołączył w 1974 roku do eksperymentalnej grupy Laboratoire AGIT’ART (Laboratorium Wstrząs Sztuki). Wśród jej założycieli znajdowali się interdyscyplinarny artysta i filozof Youssoupha Dione oraz Djibril Diop Mambéty, który był reżyserem. Głównym celem tej wyjątkowej i wywrotowej pod każdym względem grupy było stworzenie nowych reguł sztuki, wymykających się wszelkim klasyfikacjom i definicjom. Oddalali się od powszechnie przyjętych kulturowych dyskursów czy muzealnych przestrzeni, które mogłyby w jednoznaczny sposób określić charakter ich działań. Chcieli być i działać poza jakimkolwiek kanonem i obiegiem, wykorzystując w swoich działaniach przede wszystkim elementy terapii poprzez sztukę. Do jednego z performance’ów zaangażowali pacjentów szpitala psychiatrycznego. Jak podkreśla Hadji Sy, związki sztuki i terapii zawsze były dla niego ważne. Z wielką uwagą studiował teksty surrealistów – André Bretona czy Guillaume Apollinaire’a, a także książki Carla Gustava Junga, które dały mu pewnego rodzaju wgląd w ludzki umysł. „Według społeczeństwa ludzie wariują, bo tracą rozsądek. A ja chciałem widzieć, czym jest ten rozsądek. Nie szukałem nad-realizmu, czyli czegoś, co jest «ponad» świadomością, ale jakby pod-realizmu. Dlatego właśnie zorganizowałem warsztaty z osobami psychicznie chorymi w szpitalu w Dakarze. Wiesz, jak się jest wariatem, to jest się szczerym”[7] – opowiada artysta, który podkreśla, że tej prawdziwej, absolutnej szczerości, która pozbawiona jest jakiejkolwiek hipokryzji, nauczył się właśnie podczas pracy z zaburzonymi psychicznie pacjentami. A jak przebiegały te warsztaty? El Hadji Sy zainteresował swoim projektem dyrektora szpitala, który z wielką ochotą wyraził zgodę na działania z pacjentami, które w dużej mierze opierały się na tworzeniu rzeźb, obrazów i różnego rodzaju interwencji. Pacjenci niemal natychmiast zaangażowali się we wszelkie pomysły, a co najważniejsze, zaczęli o sobie opowiadać[8]. Między innymi o tym, dlaczego zachorowali, jakie traumy im się w życiu przydarzyły. Najczęściej były to dramatyczne historie miłosne, które kończyły się absolutnym szaleństwem. Hadji Sy był zachwycony spontanicznością pacjentów, którzy dzięki artystycznym działaniom odkrywali siebie na nowo.
Grupa Laboratoire AGIT’ART była też wyjątkowa pod innym względem – w jej działaniach chodziło także o przejście na wyższy wymiar duchowości, doświadczenia. Aby móc przyłączyć się do Laboratorium, należało najpierw pokazać prace, które miały wymiar zarówno eksperymentalny, jak i duchowy[9]. Liczyła się także ich procesualność. Zresztą El Hadji Sy niejednokrotnie podkreślał, że „skończony obiekt go nie interesuje”, tyko właśnie sam proces. Nie można oprzeć się wrażeniu, że ten rodzaj rekrutacji do grupy artystycznej miał w sobie pewne elementy tajemnego rytuału, inicjacji, których zasady miały być intuicyjnie wyczuwane przez nowo przystępujących członków. Artysta zaznaczał swój silny związek z alchemią, którą zainteresował się, czytając dzieła Junga. Najważniejsze było dla niego stworzenie intymnych, bliskich więzi pomiędzy kosmosem i Bogiem. Jeden z jego cykli obrazów o symptomatycznym tytule Alchemia odnosi się bezpośrednio do pięciu żywiołów, czyli wody, ognia, ziemi, powietrza i nieba. Artysta traktuje je jako pewnego rodzaju etapy w życiu, umożliwiające funkcjonowanie we wszechświecie[10].
Kolejne działania El Hadjiego to stworzenie w swojej pracowni w Village des Arts w 1980 roku interdyscyplinarnej platformy Tenq, której nazwa w języku wolof oznacza „staw”, „połączenie”. Jej głównym celem były spotkania artystów z publicznością i nawiązywanie tym samym sieci relacji oraz intelektualnej wymiany. Tak naprawdę pracownia artysty stała się pierwszą galerią sztuki w Senegalu, czyli w państwie zmagającym się do dziś, jak można przeczytać w tekście towarzyszącym wystawie, z kolonialnym dziedzictwem i ciągle poszukującym tożsamości. Wydawać by się mogło, że Hadji Sy próbuje tę tożsamość określić, nadać jej jakieś pozorne kontury poprzez swoje działania, poprzez swój ostentacyjny sprzeciw wobec władz, zwłaszcza za czasów prezydentury Léopolda Sédara Senghora, kiedy jawnie występował przeciw prowadzonej przez niego polityce kulturalnej, tworząc własną – pozbawioną wszelkiego nacisku czy z góry określonych zasad działania. Jednakże mimo wszystko Sengor odniósł sukcesy jako pierwszy prezydent Republiki Senegalu, przyczyniając się miedzy innymi do stworzenia praw chroniących kobiety, gwarantujących im także możliwość zdobywania wykształcenia. Władzę Sengora osłabiły przede wszystkim ogromne zadłużenia Senegalu, a także ciągłe konflikty pomiędzy plemionami, którym w żaden sposób nie potrafił przeciwdziałać.
Twórczość El Hadjiego Sy to nie tylko portret współczesnej Afryki, jej straszliwej, niewolniczej historii, ale też przede wszystkim próba poszukiwania własnych, uniwersalnych środków wyrazu, które mogą być czytelne dla każdego człowieka, bez względu na kulturę czy region świata. Ta sztuka artyście się udaje. Jego barwne, tętniące intensywnymi kolorami obrazy, które miej lub bardziej bezpośrednio nasuwają skojarzenia z surrealizmem, zawierają w sobie silny pierwiastek cielesnej obecności artysty, szukania połączeń pomiędzy jego własnym spojrzeniem a obrazem, który tworzy. Podobnie rzecz ma się z perfomance’ami, które kładą nacisk przede wszystkim na ruch ciała, na rejestrowanie jego pracy – oddechu, ruchu powiek, włosów, stóp, dłoni. Innymi słowy to wizualny zapis codziennych funkcji życiowych ludzkiej fizyczności, które zawsze zostawiają ślad, tak chętnie przemycany do działań El Hadjiego Sy. Gesty artysty wymagają odwagi, totalnej niezależności i wolności. A także uważności, ciągłego, intensywnego patrzenia z szeroko otwartymi oczami na otaczającą rzeczywistość. Zresztą twórca nigdy nie jest według niego bezpieczny. „Powinien zawsze trzymać się poza granicami, a nie być przez nie ograniczony: powinien pozostać zawsze otwarty. Im bardziej jesteś otwarty, tym bardziej możesz odnaleźć się w świecie” – twierdzi El Hadji Sy, który odnajduje się w każdym miejscu na ziemi. Bo język ciała jest językiem uniwersalnym, przekraczającym wszelkie bariery i granice. Nawet te, które są sztucznie budowane przez politykę.