„Bądźcie snobami! Kupujcie Książki Kameralnie” – apeluje Anna Karczewska w jednym z postów opublikowanych na swoim blogu rezerwatyksiazek.wordpress.com, puszczając oko do tych, którzy nadal cenią sobie kameralne księgarnie i którym trudno pogodzić się z wystawkami książek za przysłowiową dyszkę na dyskontowej półce pomiędzy chemią gospodarczą a mrożonkami.
Paweł Bień: Jest Pani spiritus movens fascynującej inicjatywy Książki Kupuję Kameralnie, „kolekcjonującej” małe księgarnie z całej Polski; udało się ich zebrać na przygotowanej specjalnie „mapie” już 140. Liczba niebagatelna. Traktuje to Pani jako dowód, że takie miejsca są potrzebne i społeczna świadomość ich roli – nie jako sklepu, lecz miejsca kultury – wciąż rośnie?
Anna Karczewska: Bardzo bym chciała! Ale niestety 140 księgarń kameralnych w Polsce to strasznie mało, więc optymistycznie wierzę, że sporo jeszcze jest do odkrycia. W bazie księgarń zebranej przez Instytut Książki i Bibliotekę Narodową jest ponad 1700 rekordów, z czego 700 to lokale należące do dużych sieci dystrybucyjnych, co pozostawia nam jeszcze dość obiecujący tysiąc. Dla porównania w samej Warszawie działa 750 zakładów fryzjerskich.
Przez lata księgarnie w Polsce były traktowane jak zwykłe sklepy z książkami, a nie instytucje kultury. W Europie i na świecie od dekad działają kultowe księgarnie, do których pielgrzymują ludzie z odległych krain, np. Shakespeare and Company w Paryżu czy Mr B’s Emporium of Reading Delights w Bath. W Polsce do księgarń wchodzą już tylko hardcore’owcy czytelnictwa albo zagubieni poszukiwacze bloków technicznych i kartek pocztowych. Ale dzięki naszym działaniom to się zmienia. Zrobimy renesans.
O tym, jaki jest Pani stosunek do sprzedaży książek w marketach i dyskontach, pisała już Pani na blogu, chciałbym jednak zapytać o księgarnie sieciowe. Czy to miejsca, gdzie książki muszą przegrywać z kolorowymi pudełkami i gadżetami wnętrzarskimi?
Z sieciami mam największy problem, bo bardzo ciężko jednoznacznie się do nich odnieść. Z jednej strony mamy te największe, gdzie każdy lokal wygląda identycznie i nikt nie bierze pod uwagę społeczności lokalnej i jej potrzeb, a działy są narzucane jakoś absurdalnie z góry i nikt nie może ich zmienić. W każdym lokalu jest to samo: bestsellery kreowane przez speców od marketingu. Nie ma lokalnych twórców, nie ma małych wydawców, a poezja ląduje w dziale z humorem i aforyzmami. Pracują tam najczęściej ludzie, którzy o literaturze nie mają pojęcia i nie mogą być przewodnikami w jej świecie. Nikogo nie zarażą pasją czytania, bo sami są jej pozbawieni. Na szczęście już widać zmierzch ery takich miejsc, więc jest szansa na to, że lukę po nich wypełnią kameralne księgarnie.
Ale są też sieci mniejsze, które przejmują księgarnie, ale ich nie zmieniają. Po prostu sprawują nad nimi opiekę. W ich przypadku nie mam jednoznacznego zdania, dopóki nie poznam księgarzy, samego miejsca, nie pojadę i nie zobaczę. Naprawdę nie lubię generalizacji. Nie uważam też, że sieci i ich pracownicy są wysłannikami szatana i powinni zniknąć. Po prostu chciałabym, żeby ludzie mieli WYBÓR między sklepem a księgarnią. Na razie w wielu miejscach w Polsce go nie mają, bo duże sieci wykosiły konkurencję.
Na co – Pani zdaniem – Polacy zwracają uwagę, kupując książki?
Tu odpowiedź jest banalna: na cenę. Bardzo trudno będzie to zmienić, bo wszystkie próby rozmowy na ten temat kończą się awanturą i zarzutami o snobizm i gardzenie ludźmi. Nie jestem krezusem, czasem ciężko mi utrzymać plus na koncie do końca miesiąca, ale kupuję książki w księgarniach. To nie jest tak, że są one w nich droższe. Kosztują tyle, ile wyliczył wydawca, czyli cenę okładkową. Ta kwota pozwala uczciwie zapłacić pisarzowi, redaktorom, grafikowi, drukarzowi etc. Kłopot w tym, że duża sieć dystrybucyjna salonom sieci, której nazwy nie można wymawiać daje nawet 60% rabatu. Księgarnia dostaje 30%. Gdyby chciała dać rabat nawet 10% dla swoich gości – resztę musi dołożyć z własnej kasy. To nie jest sprawiedliwe. Poza tym prawdą jest, że kultura w Polsce jest bardzo droga i to jest niestety wina naszych polityków. Od 25 lat żaden rząd nie zainteresował się naprawdę kulturą jako ważnym elementem konstytuowania się państwa i narodu, ale to już temat na inną rozmowę.
To rzeczywiście bardzo szeroki temat, mam nadzieję, że podejmiemy go przy okazji następnej rozmowy. Pani inicjatywa spotkała się – jak można sądzić – z życzliwym przyjęciem. To nie tylko z parę tysięcy „lubiących” na Facebooku, ale także poparcie osobistości takich jak Sylwia Chutnik, Wit Szostak, Sławomir Shuty czy Kuba Wojtaszczyk. Czy trudno było nakłonić ludzi literatury do zaangażowania się w ten projekt?
A zdziwi się Pan, bo trudno. Jeden z pisarzy odpisał mi na wiadomość: „Chętnie wypiję za Pani przegraną sprawę”, inny napisał, że jestem bezczelna, że mu zawracam głowę, a on jest taki zajęty. Wielu odpisuje z entuzjazmem, ale potem nie reaguje na maile. Rozumiem to, nie każdy ma w sobie rys Don Kichota.
Myślę, że to nie wynika ze złej woli, tylko jeszcze z braku refleksji wychodzącej w przyszłość. Jeśli doprowadzimy do całkowitej komercjalizacji literatury, to każdy z nas na tym straci: wydawcy, pisarze, czytelnicy, księgarze – wszyscy jedziemy na tym samym wózku. Dlatego cieszę się z pitych za mnie toastów i działam dalej ze wsparciem tych, których Pan wymienił. Bardzo dużą rolę w naszych działaniach mają media. Każdy wywiad, każdy tekst, docierając z naszym przekazem do ludzi, jest ważny i może wywołać szerszą dyskusję na temat rynku wydawniczego w Polsce. A jest ona bardzo potrzebna.
Niektóre spośród 140 księgarń udało się Pani odwiedzić osobiście. Z pewnością nie zabrakło wizyt, które szczególnie zapadały w pamięć. Byłaby Pani uprzejma podzielić się choć jedną taką historią?
Jedną?! To niemożliwe. Każda wizyta jest ważna i każdą pamiętam doskonale. Księgarnie to takie mikroświaty, ale ich słońcem zawsze jest księgarz. Ważne dla mnie spotkania to Państwo Mińscy z księgarni Pegaz w Choszcznie, Wioletta i Bartek z Książki dla Ciebie w Sopocie, Paweł z nieistniejącego już niestety Małego Książka w Poznaniu i oczywiście Warszawski Kolektyw Księgarzy Kameralnych w całości, bo bez nich nic by nie było. Bardzo chcę jeździć więcej, jest jeszcze tyle miejsc, które muszę poznać…
Serdecznie Pani tego życzę. Wydawać by się mogło, że promowanie małych księgarń w dużych miastach jest łatwiejsze. Czy zgadza się Pani z taką opinią?
Nie. Paradoksalnie księgarnie w mniejszych miejscowościach mają troszkę łatwiej. Nie mówię, że mają lepiej, ale mają więcej możliwości. W dużych miastach konkurencja jest ogromna i ktoś, kto szuka spotkania z autorem, Dyskusyjnego Klubu Książki albo warsztatów dla dzieci ma do wyboru co najmniej kilka opcji. W mniejszych ośrodkach często księgarnia i biblioteka pełnią rolę centrów kultury. To daje duże możliwości działania. Niestety często księgarze z małych miast stracili już nadzieję i serce do pracy. Przełączają się na tryb przetrwania. To błąd, bo do wygrania jest dużo. Wystarczy tylko uwierzyć w siebie i zacząć działać. A jeśli ktoś potrzebuje wsparcia albo pomysłów, to serdecznie zachęcam do pisania do mnie. Razem można więcej.
To z pewnością budujące, kiedy widzi Pani, że Kupuję Książki Kameralnie realnie oddziałuje na postrzeganie rynku księgarskiego przez coraz większą grupę Polaków. Rok 2016 ogłoszony został na blogu Rokiem Małych Księgarń i sądząc po liście dokonań – istotnie można go za taki uznać.
To jest przykład samospełniającej się przepowiedni. Czasem wystarczy impuls, by obudzić w ludziach kreatywność i chęć działania. Księgarnie faktycznie zaczęły powoli przebijać się z powrotem do świadomości społeczeństwa. Nawet jeśli ten temat budzi kontrowersje, to i tak dobrze, że w ogóle jest podejmowany. Mój wpis o Biedronce jako mecenasie sztuki miał rekordową liczbę wejść i komentarzy. Wszystkie oczywiście były ostrą polemiką z moim punktem widzenia, ale i tak się z nich cieszę, bo rozmowa może być początkiem jakiejś zmiany. Wierzę, że w tym roku wiele dobrego się wydarzy w naszym księgarskim świecie. Za miesiąc rozstrzygnie się, kto dostał fundusze z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego i jakie inicjatywy w ramach dofinansowania się odbędą. To bardzo ważne, bo po raz pierwszy do wyścigu po środki mogły stanąć księgarnie. My – z Kolektywem Księgarzy Kameralnych – planujemy w kwietniu organizację Weekendu Księgarń Kameralnych, w którym udział weźmie kilkadziesiąt lokali z całej Polski. Chcemy zacząć działać wspólnie z małymi wydawcami, chcemy zająć się promowaniem debiutantów, marzymy o wdarciu się na salony. Wszystko jeszcze przed nami.
Podczas ubiegłorocznego Kongresu Kultury, debatując nad promocją czytelnictwa, wysunięto postulat, by powiązać je w świadomości ludzi młodych – wzorem kampanii amerykańskich – z pożądanym stylem życia. Czy kupowanie książek jest fancy? Zdarzają się przecież także zarzuty rzekomego „snobizmu”. Skąd takie reakcje?
Oczywiście, że są, ale to nie jest nic złego. Każdy wybiera sobie styl życia, który uważa za godny i fajny. Ja uważam, że kupowanie książek z koszy w supermarkecie to obciach, ale nie oceniam tym samym ludzi, którzy to robią. Każdy jest sobą. Młodzi ludzie, szczególnie z większych miast, powoli odrzucają to, co masowe, tanie, czego mechanizm sprzedaży opiera się na wyzysku. Mnie to cieszy, choć wiem, że ta postawa dotyczy promila społeczeństwa. Jest nadzieja, że powolutku będzie się to rozprzestrzeniało. Kupowanie książek w księgarniach to taki sam snobizm, jak jazda na rowerze zamiast kupowania samochodu, odrzucanie przetworzonej żywności czy oszczędzanie prądu i wody. Im więcej osób ulegnie modzie – tym lepiej dla świata.
Kluczem do zmiany postaw jak zwykle są media i „celebryci”, którzy – czy tego chcemy, czy nie – są dla młodych ludzi bardzo ważnymi wzorcami. Moim marzeniem jest przekonać do promocji księgarń i czytelnictwa blogerki modowe, piosenkarki albo piłkarzy. Żeby w popularnych serialach w telewizji bohaterowie czytali książki albo spotykali się w księgarni. Kiedy zobaczę na ulicy nastolatka w koszulce z napisem: „Nie kupuję książek w sieci”, uznam, że nasza praca jest skończona.
Może dziś życzmy sobie ludzi w koszulkach „kupuję książki”, a „nie w sieci” uda się dopisać później, czego serdecznie Pani i Pani inicjatywie życzę. Dziękuję za rozmowę.