Tytuł wystawy kuratorowanej przez Marka Zielińskiego jest obiecujący. Intryguje, jest niejednoznaczny, choć zarazem wydaje się przywoływać coś podświadomie znajomego. Bo czym jest rysa na powiece – a raczej czym mogłaby być? Czy nie złym wspomnieniem? Traumą, która choć na powierzchni zażegnana, wciąż daje o sobie znać – zza szczelin, pęknięć, rys?
Choć bezpośrednim impulsem do powstania wystawy była seria skoordynowanych zamachów terrorystycznych dokonanych przez zwolenników ISIS 13 listopada 2015 roku w Paryżu, to podejmowane przez artystów zagadnienia znacznie wykraczają poza to wydarzenie. Terroryzm bowiem nie jedno ma imię, nawet gdy zawęzimy jego badanie do organizacji związanych z ekstremistycznym islamem. W tym kontekście rysa na powiece staje się nie tyle przyczynkiem do przepracowania traumy, lecz przede wszystkim do ukazania podskórnej niespójności w społecznym postrzeganiu dyskursów politycznych, w tym terroryzmu. Rysa na powiece to pęknięcia na utartych schematach, które pozwalają na porządkowanie otaczającej nas rzeczywistości.
Zacznę od otwierającej wystawę projekcji wideo 9/11 autorstwa Tony’ego Ourslera. Film jest rejestracją wydarzeń z 11 września 2001 roku. Składają się na nią ujęcia dymiących, a później walących się wież WTC rejestrowane z różnych perspektyw – biur, wieżowców, hoteli, mieszkań, z bliska i z dystansu, z ziemi i z ostatniego piętra któregoś z innych nowojorskich wieżowców. Czasem z komentarzem autora – od wielu lat mieszkańca Nowego Jorku – lub jego znajomych, którzy na jego prośbę próbowali dostać się do jednego spośród wymienionych miejsc. Tragedia wygląda inaczej z każdego kadru. Ile ujęć, tyle punktów widzenia. Praca Ourslera jest mocnym początkiem, który na wstępie wytraca odbiorcę z linearnego postrzegania wydarzeń historycznych i ugruntowanego poglądu czy wyobrażenia. Zmusza do wielowymiarowego oglądu sytuacji, której obraz, ukształtowany przez przekazy medialne, przez lata zdążył już okrzepnąć w zbiorowej (nie)świadomości. Czy tego chcemy, czy nie, 11 września 2001 roku funkcjonuje w naszych wspomnieniach w postaci szokującego ujęcia zawalającego się w mgnieniu oka wieżowca, które emitowały wszystkie stacje telewizyjne. Tymczasem Ourself rozbija to spójne zbiorowe wspomnienie, wprowadzając wiele równorzędnych perspektyw.
Dekonstrukcja postrzegania dyskursów historycznych, społecznych i politycznych oraz ich skutków stanowi niezwykle ważny komponent wystawy, która stara się wziąć pod lupę terroryzm i zinstytucjonalizowaną przemoc. Warto zwrócić uwagę na film dokumentalny Joanny Helander i Bo Berssona Wieczorem patrzą w księżyc, utrzymany w konwencji „gadających głów”, fascynujący wielogłos o przeróżnych aspektach antysemityzmu – genezie zjawiska, jego historii, ale przede wszystkim jego wielowymiarowości, niejednoznacznych i nietypowych przejawach. Także i w tym filmie nie po raz ostatni na wystawie przewija się wątek wydarzeń z 11 września. Zaskakująca wydaje się interpretacja tych wydarzeń nie jako uderzenia w symbol zachodniej (amerykańskiej) cywilizacji, a uderzenia – w mniemaniu terrorystów – w samo centrum żydowskich rządów nad światem. Sposób postrzegania konfliktu radykalnego islamizmu (reprezentowanego w tym przypadku przez Al-Kaidę) z Ameryką i światem zachodnim przesuwa się z płaszczyzny kulturowo-cywilizacyjnej, czy nawet religijnej na poziom konfliktu o mitycznym rodowodzie – konfliktu Palestyny i Izraela. Tak poprzez pęknięcie w narracji, dotychczas uznawanej za jedyną, zmienia się kontekst i otwierają nowe znaczenia. By zakończyć temat WTC, przywołam jeszcze fragment projektu Negative Publicity Edmunda Clarka i Croftona Blacka, obejmujący tajne dokumenty rządowe oraz fotografie tak zwanych „więzień CIA”, ukazujących mechanizmy kontroli, jakiej podlega społeczeństwo w imię walki z terroryzmem. Negative Publicity to bez wątpienia projekt ważny, zaś jego obecność na wystawie jest o tyle zasadna, że pokazuje tzw. druga stronę medalu: „brudne” metody działania instytucji reprezentujących państwo o pozornie wysokich standardach moralnych, opartych na demokracji, równości a także odbieranie podmiotowości, swoistą dehumanizację więźniów politycznych. To także praca zwracająca uwagę na niebezpieczeństwo, jakie niosą z sobą ideologie – zarówno te lokowane po stronie terrorystów, jak i kultury zachodniej.
Mniej więcej w środkowej części ekspozycji znalazł się spory blok prac bezpośrednio odnoszących sie do wydarzeń z Paryża lub do fizycznego, a nie symbolicznego wymiaru przemocy na tle ideologicznym, rasowym etc. Wśród nich zawisły wspaniałe rysunki i wielkoformatowe malarstwo Damiena Deroubaix. W sferze ikonograficznej przypominają one Okropności wojny Goi, jednak kreska stylizowana jest na nieporadną i gwałtowną, jakby rysowana ręką dziecka. Mniej bezpośrednio problem przedstawił Jean Michel Alberola. Na jego wypowiedź złożyły się emblematyczne grafiki, mural oraz prace wykonane z połączonych prostokątów papieru ściernego. Głos Alberoli w zestawieniu z sąsiadującym z nim Deroubaix jawi się niemal jako głos nihilisty. Wydaje się, że prace Alberoli wskazują na przemieszanie wartości, „ścieralność” (papier ścierny) postaw moralnych, przemocowy charakter ideologii, lecz z drugiej strony po raz kolejny dopuszcza do głosu inną perspektywę oglądu problemu, dopuszcza istnienie rysy na powiece. Na wystawie poświęconej pamięci zamachów terrorystycznych we Francji nie mogło zabraknąć reprezentacji „Charlie Hebdo”. Na ścianach zawisły reprodukcje komiksów wraz z tłumaczeniami oraz prezentacja przemówienia Jeana-Christophe’a Menu, redaktora naczelnego „Charlie Hebdo”, z okazji wyróżnienia nagrodą Liberté d’Expression. Obok rękopisu przemówienia znalazło się nagranie wideo przemówienia wygłoszonego przez Menu. W kontekście wydarzeń z 7 stycznia 2015 roku, czyli zamachu terrorystycznego w paryskiej siedzibie redakcji, w wyniku którego zginęło 12 osób, polityczny oraz przede wszystkim moralny aspekt tej nagrody wydaje się jasny.
Wzdłuż jednej ze ścian stanęło kilkanaście wielkich Tablic, monochromatycznych płócien autorstwa Marka Kusia. Na ich czarnej powierzchni migoczą w różnym natężeniu i konfiguracji syntetycznie potraktowane sylwetki ludzkie. Szereg tablic prowadzących do niewielkiego wyizolowanego pomieszczenia, gdzie z kolei podobne płótna spoczywają na stosie ułożonym na podłodze, przywodzi na myśl porzucone nagrobne tablice. Przypominają także wszelkiego rodzaju zbiorowe pomniki i epitafia, na których w rzędach wypisane są nazwiska ofiar. Czy w tym przypadku czarne jest czarne? Czy jest to uniwersalny hołd bezimiennych ofiar, czy ich dehumanizacja poprzez odebranie im nazwisk? Przywołując klasyka, który niegdyś powiedział: „nie damy sobie wmówić, że czarne jest czarne, a białe jest białe” – wydaje się, że w przypadku Rysy na powiece, nic nie jest czarne ani nic nie jest białe. Nie ma bowiem jednej prawdy, nie ma jednej słusznej perspektywy. Drabina Krzysztofa Wodiczki, która zawisła na ścianie w BWA wraz z kilkoma jej fotografiami i studiami, zdaje się mówić, że nie tylko nie ma poprawnej perspektywy, lecz nie ma także takiej, która przystawałaby do tej, która organizuje rzeczywistość.
Nic nie jest czarne ani białe – zdaje się mówić także Sławomir Elsner, którego Tricolore, czyli flaga w trzy pionowe pasy szaro-biało-szare stanęła w narożniku niedaleko drabiny Wodiczki. Trzy kolory francuskiej flagi, ale także szeregu innych flag, których powierzchnia dzieli się na trzy bloki kolorów, zredukowane zostały do barw z jednej strony neutralnych, z drugiej zaś będących pomiędzy, poza kategoriami w sposób ostateczny moralnie zdefiniowanymi. To kolejny ważny głos, który wybrzmiewa na tej wystawie. Wydaje sie bowiem, że tak przedefiniowana przez artystę flaga wskazuje na niebezpieczeństwo ideologii narodowościowych z całym ich myślowym zapleczem, w tym nacjonalizmem. Kolor flagi, który jest symbolem budującym poczucie tożsamości człowieka, może stanowić także zarzewie przemocy.
To przesłanie, mocno na katowickiej wystawie wyartykułowane, zarówno dzięki pracom poszczególnych artystów, jak i – chyba przede wszystkim – koncepcji kuratorskiej. Wydaje się, że pomysłodawcy Rysy na powiece nie zależało na uczczeniu pamięci ofiar, przepracowaniu traumy społecznej, czy nawet zbadaniu zagadnienia terroryzmu. Konfrontując się z kolejnymi pracami pokazanymi na wystawie, mam wrażenie, że przewodnią myślą jest tu dekonstrukcja powszechnie znanych lub obowiązujących strategii postrzegania terroryzmu, antysemityzmu, przemocy. Każda kolejna praca ukazuje jakieś pęknięcie – rysę – na tym, co wydawało się rozpoznane. Przeskalowuje dotychczasowe sądy moralne, wprowadza inną perspektywę ich formułowania. Nie dajmy zatem sobie wmówić, że czarne jest czarne, a białe jest białe.