Czy Myśliwski wielkim powieściopisarzem jest? Czy jego dzieła zasługują na przedrostek arcy–? Czy mógłby otwierać kanon polskiej literatury współczesnej (o ile w ogóle udałoby się go utworzyć)? Te i tym podobne pytania były nam kulą u nogi na piątym roku polonistyki. Dziecięco onieśmieleni spuszczaliśmy głowy, co wrażliwsza spaliła raka, ba, nawet najgorliwszy ateista kleił w myślach modlitwę o śmiałka, który zechce zabrać głos. Dlaczego? Po pierwsze, Myśliwskiego, owszem, czytywało się, jednak nigdy zanadto się nie wczytując, a już na pewno nie doczytując do końca. I to nie ze względu na liczbę stron powieści, choć trzeba przyznać – Myśliwski ma rozmach – co na ich sytość; ubitą do granic przyswajalności sentencjonalność. Żartowaliśmy, wyzłośliwiając się nieco, że u Myśliwskiego każdy – pan czy parobek – ma zadatki na mędrca. Bohaterowie mówią jednym, zakonserwowanym głosem, zasobnym w ogólne prawidła moralne. Po drugie, powieści te stanowią osobliwy rozrachunek z życiem – starość versus młodość, wczoraj versus dzisiaj – co nas, patrzących przed, nie za siebie, zwyczajnie irytowało, wystawiając na próbę naszą młodzieńczą (nie)cierpliwość.
A co z Uchem Igielnym, najnowszą książką dwukrotnego laureata Nagrody Literackiej Nike? Właściwie nic. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Myśliwski od dłuższego czasu pisze jedną i tę samą powieść. Dla przykładu, warto porównać opisy trzech ostatnich jego książek, opublikowanych na stronie Społecznego Instytutu Wydawniczego Znak. Jak czytamy – „Ucho Igielne to poruszająca medytacja nad ludzkim losem, pamięcią i historią”, wydane przeszło pięć lat wcześniej Ostatnie rozdanie zostało zdefiniowane jako „dzieło totalne, które chce objąć całość ludzkiego doświadczenia, dotknąć tajemnicy bytu”, zaś Traktat o łuskaniu fasoli z 2006 roku to „swoista medytacja nad rolą przeznaczenia i przypadku w ludzkim życiu”. Kolejny raz na usta cisną się frazesy, które wstyd powielać. Czy w związku z powyższym wypadałoby zaapelować do czytelników: nie traćcie czasu, to już było? Ależ skąd! A jeżeli już, wymagałoby to ogromnej śmiałości. Myśliwskiemu po prostu trzeba się poddać, dryfować swobodnie przez gąszcz rozmaitych historii, dać się poprowadzić za rękę – to najprostsza recepta, by czerpać przyjemność z lektury jego książek. Warto przy tym pamiętać, że Myśliwski to doskonały przewodnik, zaufanie mu nie wiąże się więc z żadnym ryzykiem.
Ucha Igielnego nie mógłby napisać człowiek młody, a jedynie ten, który tę młodość stracił. Wypadł z obiegu. Starość, jak czytamy w powieści, jest passé. Czy wobec tego warto o niej pisać? A czy opłaca się podążać za modą? Jedno jest pewne, Myśliwski nie tworzy pod czytelnika, nie kokietuje go. Jak sam podkreśla – „pisać książki powinno się dopiero, gdy człowiek naprawdę czuje, że nie ma już żadnego innego wyjścia”. Akt twórczy jest więc koniecznością, uwolnieniem skrępowanych myśli i wyobrażeń, stłumionych emocji. Odczucia odbiorcy stanowią kwestię drugorzędną, niejako efekt uboczny. Jeśli czytelnikowi dane będzie dostąpić podobnych przeżyć, jakie towarzyszyły autorowi podczas pisania powieści – jego szczęście. Jeżeli nie – pisarz nie ponosi żadnej odpowiedzialności.
W Uchu Igielnym, analogicznie jak we wcześniejszych książkach Myśliwskiego, nic nie jest oczywiste i linearne. Wróżba cyganki, stale nawracająca w powieści, stanowi główny rdzeń, magiczny prapoczątek. Autor Ucha Igielnego nie bez przyczyny zogniskował akcję wokół tego zdarzenia. Jak przyznaje, w młodości sam doświadczył podobnej przygody, przepowiedziano mu, że będzie żył 81 lat (dla przypomnienia – ma ich już 86). Dłuższe, krótsze życie nie miało jednak dla bohatera powieści żadnego znaczenia. W chwili, gdy do zajmowanej przez niego ławki w parku przysiadła się karmiąca piersią Cyganka, myślami był przy szkolnym gmachu, z którego za chwilę miała wyjść Ona – jedyny sens jego istnienia. Zaraz skręci w stronę kościoła, niespiesznie ku niemu zmierzając. Wtem słowa Cyganki uderzyły go niczym obuchem: „Nie będzie dzisiaj tędy wracała. Miała iść, ale przypomniała sobie, że musi coś kupić, haftki, zatrzaski, i pójdzie przez miasto”[1]. Odtąd, już do samego końca, będzie na nią czekał, wierząc, że przeznaczenie musi się ziścić.
U Myśliwskiego każda przyczyna ma swój skutek, a każdy skutek ma swoją przyczynę. Jak zakłada Kybalion, hermetyczny traktat z 1908 roku – wszystko jest dwoiste i wszystko ma swoją parę przeciwieństw. Tak samo bohater Ucha Igielnego rozczepia się na dwoje, obaj – i starzec, i młodzieniec – czekają na Nią, konkurują z sobą, wymieniając się zdawkowymi grzecznościami. W najnowszej książce Myśliwskiego spotykają się skrajności, a wszystkie prawdy są jedynie półprawdami.
- W. Myśliwski, Ucho Igielne, Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, Kraków 2018.↵