Sonia Milewska: Chciałabym poprosić Pana, żeby wcielił się w rolę Stalkera – przewodnika po wystawie Początek. Zacznijmy od początku, „początku Państwa Polskiego”, czyli filmu paradokumentalnego o poszukiwaniu DNA pierwszych Piastów.
Hubert Czerepok: Ten film jest sytuacją procesualną, badania cały czas trwają i jak dotąd nie udało się dotrzeć do DNA pierwszych Piastów. To fascynujące, że poszukujemy czegoś, co jest zupełnie niewidoczne i przez cały czas nam umyka. Możliwość zweryfikowania hipotezy o pochodzeniu Piastów jest bardzo pociągająca, a dodatkowym elementem filmu jest pogoń za, jakby to powiedzieć, znikającym punktem.
Zainteresował się Pan tym projektem ze względu na fenomen dociekań czy jest Pan bardziej ciekawy rezultatów? Badania te są w pewien sposób pytaniem o tożsamość i, popularne w ubiegłym roku, dziedzictwo.
Oczywiście, że jestem bardzo ciekawy rezultatów tych badań. Gdyby teorie o skandynawskim rodowodzie Piastów okazały się prawdziwe, to zmieniłoby to zasadniczo konstrukt tożsamościowy naszego narodu. Fascynujące, że im bardziej przesuwamy się w przeszłość, tym bardziej stykamy się z chmurą danych, których w rzeczywistości jest niewiele. Oczywiście, istnienie DNA to pewnik naukowy, lecz musimy do niego dotrzeć, pozyskać. Hipoteza jest genezą tego filmu.
Kolejna instalacja video przenosi widza do gruzińskiej kopalni. Ta część wystawy zachwyciła mnie przede wszystkim wizualnie. Proszę powiedzieć, czy stoi za tymi obrazami coś więcej?
Projekt gruziński jest opowieścią o dystopijnym mieście jutra. Jest to miasto, a właściwie organizm maszynowo-ludzki, który mógłby funkcjonować w niedalekiej przyszłości. Ostatnimi czasy polegamy głównie na urządzeniach cyfrowych, w mniejszym stopniu ufamy tym mechanicznym. Postęp technologiczny przesunął nas bardziej w stronę komputerów, odeszliśmy od maszynerii modernistycznej. Wiadomo jednak, że te oldskulowe maszyny są bardziej trwałe, nie zagraża im promieniowanie słoneczne. Instalacja ta jest opowieścią rodem z Mad Maxa, gdzie maszyny nadal pracują, ludzie o nie dbają – oliwią, naprawiają, etc. Całość funkcjonuje w romantycznej symbiozie. Bardzo chciałem by obraz ten był estetyczny – taki mały ukłon w stronę kina eksperymentalnego lat 20., tytułów takich jak Symfonia wielkiego miasta czy Człowiek z kamerą. Był to czas futuryzmu, wiary w maszyny. Koła się kręciły, liny przesuwały – wszystko to generowało potężną energię, sprawiało, że obrazy były nasycone.
To odejście od mechanizmu, który możemy usłyszeć czy poczuć, na rzecz niewidocznej sztuki komputerowej przedstawił Pan właśnie na cyfrowym ekranie. W Pana twórczości często pojawia się medium jakim jest video. Czy uważa Pan, że sztuka na ekranie to przyszłość?
Myślę, że proces rozwoju sztuki jest dwuosiowy. Z jednej strony zmierzamy w kierunku projekcji, filmu, mediów digitalnych, z drugiej zaś tęsknimy za przedmiotami, dotykiem. Im bardziej przesuwamy się w świat obrazów fantomowych, tym bardziej tęsknimy za tym, co tracimy. Rodzi się pytanie – czy w obu przypadkach możemy mówić o sztuce? Czy istnieje podział na sztukę i rzemiosło? W sztuce chodzi przecież o przekazywanie energii i nie jest do końca ważne, czy dzieje się to za pomocą kawałka drewna, zamalowanego płótna, czy projekcji wideo. Jeśli ten transfer zachodzi to jest to sztuka. Weźmy na przykład mebel – widzimy, że wykonanano go z niesamowitą pieczołowitością, czujemy, że został w nim zawarty ładunek emocjonalny.
Czyli końca tzw. tradycyjnej sztuki Pan nie przewiduje, a nawet jeśli – to rodzaj sztuki nie jest ważny.
Koniec sztuki równoznaczny będzie z końcem człowieka. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić sytuacji, w której znika potrzeba tworzenia i odbioru. Coś cennego bezpowrotnie nam zniknie.
Zboczyliśmy trochę z drogi, ale jak w filmie Tarkowskiego – „do macierzy trzeba dojść na około”. Wróćmy więc do Początku, do kluczowej instalacji – trzykanałowego video zarejestrowanego przez trzy marsjańskie łaziki w najstarszym na ziemi miejscu kultu. Jest to projekt, który angażuje ludzi sztuki i nauki. I o to połączenie chciałabym zapytać: jak ta współpraca wyglądała, czy nauka sztuce jest potrzebna i vice versa?
Zacznę od końca: czy nauka sztuce jest potrzeba i vice versa? Myślę, że tak. W sumie niewiele odróżnia naukę od sztuki na poziomie potrzeby jej uprawiania, jeśli mogę mówić o uprawianiu nauki… W moim odczuciu nauka jest sposobem opisywania i rozumienia świata. Sztuka podobnie. Pierwsza z wymienionych aktywności porusza się zazwyczaj po bardziej sprawdzalnych tropach, aczkolwiek nie zawsze, ponieważ szalone z pozoru hipotezy często zostają udowodnione i wtedy zmienia się ich status. W przypadku drugiej możemy pozwolić sobie na łączenie ze sobą z pozoru nie pasujących do siebie wątków. Naukowcy zazdroszczą artystom tej wolności, a artyści fascynują się pracą naukowców. Myślę, że oba obszary są blisko siebie i wzajemnie się wspierają.
Przy projekcie Początek współpracowaliśmy z Politechniką Białostocką, Wydziałem Mechanicznym, na którym od wielu lat konstruuje się łaziki marsjańskie. Dla pracowników Politechniki było fascynujące, że możemy uzbroić ich roboty w kamery, których będą operatorami i wysłać na misję gdzie będą także aktorami. Dzięki temu udało się zmniejszyć udział człowieka w procesie powstawania filmu. Ponadto materiał wizualny okazał się być przydatny dla naukowców do dalszych badań nad łazikami.
Każdy z tych trzech łazików był spersonifikowany, posiadał inne cechy, inny sposób widzenia – dosłownie. Ten film pokazuje jak bardzo subiektywne mogą być chociażby interpretacje badań naukowych, czy też samo pisanie historii.
Historia to obszar największej walki. Składa się z różnych narracji, to historycy wybierają wersję, która wydaje im się najbardziej zgrabna lub pasująca do aktualnych czasów. Staje się wtedy oficjalna, musimy uczyć się jej w szkołach. Kiedy jednak czasy się zmieniają, to wtedy okazuje się, że należy ją uaktualnić, zmienić. Odsłony historii są jak mutacje. Łaziki na Karahan Tepe też tak miały – w odmienny sposób interpretowały miejsce, w którym przyszło im rejestrować obraz.
Łaziki naśladowały bohaterów z filmu Stalker Andrieja Tarkowskiego, tzn. posiadały różne „cechy osobowości”, można powiedzieć – niegłęboką sztuczną inteligencję. Jak Pan uważa, czy SI będzie kolejnym etapem ewolucji człowieka?
Stephen Hawking powiedział, że ludzkość powinna raczej obawiać się SI, która kiedy powstanie to z całą pewnością będzie dążyła do tego, by nas wyeliminować. Zastanawia mnie w jaki sposób można by było przyswoić sobie logikę komputera, maszyny i móc zastanawiać się nad tym co jest przydatne, a co nie. Byś może człowiek nie będzie nawet potrzebny do tego, by je naprawiać – będą mogły naprawić się same. Człowiek będzie żywą, wydajną, chodzącą baterią. Moglibyśmy zostać użyci jako takie R20 do zasilania urządzeń. Jeśli SI uzyska świadomość to z całą pewnością dążyła będzie do tego by nas sobie podporządkować. Czy będziemy mogli jeszcze kontrolować tę sytuację? Podczas eksperymentu, w którym boty zaczęły komunikować się między sobą językiem, który przestał być zrozumiały dla informatyków, wyłączono je z obawy, że być może coś przeciwko nam knują. Nie jest to świetlana przyszłość dla rodzaju ludzkiego.
I razem z końcem człowieka widzi Pan koniec sztuki.
Raczej tak. Być może powstaną maszyny romantyczne, które będą chciały np. komponować? Tylko czy będzie to się im energetycznie opłacać? Nie wiemy co definiuje logikę maszyn, ale myślę, że są to zużycie energii i ekonomia.
A jaka jest logika bohaterów Pana filmu, czego szukają te roboty?
Roboty wyruszają na misję poszukiwania początku człowieka. W filmie widzimy ujęcia z płaskowyżu Karahan Tepe, który kryje w sobie świątynię – miejsce służące neolitycznym ceremoniom. Jeden z łazików rejestruje skalne rowki wypełnione wodą – to chyba najstarszy stworzony przez człowieka plan miasta, a właściwie osady. Może był to pierwszy raz kiedy człowiek popatrzył na siebie z dystansu? Roboty docierają właśnie tam. W gruncie rzeczy prowadzą poszukiwania swojego konstruktora.
Można też powiedzieć, że byłyby to poszukiwania początku SI, jeśli w ogóle takimi poszukiwaniami byłaby zainteresowana.
Tylko w jakim celu SI miałaby poszukiwać swojego stwórcy? Nie wiem czy ta historia byłaby dla niej w ogóle interesująca.