Pomiędzy słowami to film, który wprowadza do polskiego kina zupełnie nowe spojrzenie na emigrację. Urszuli Antoniak nie interesuje optyka zdominowana przez czynniki ekonomiczne czy problematyka spod znaku oporów adaptacyjnych. Główny bohater to imigrant zasymilowany; zarabia i żyje jak Niemiec. W centrum uwagi jest rzeczywistość wewnętrzna: to narracja z ducha egzystencjalna, więc motyw obcości i wyalienowania stanowi jej konstytutywną część. Ten sens komunikuje również wybór czarno-białych zdjęć: element, który podkreśla „wizyjny” charakter filmu i oddala go od skali 1:1, jeśli ktokolwiek chciałby go w takową wpisać.
Takie mówienie o emigracji wymaga o wiele większej dojrzałości i bagażu przerobionej refleksji (Antoniak czerpie z własnych doświadczeń, mowa w końcu o reżyserce mającej za sobą 25 lat życia i pracy za granicą), gdyż operuje na poziomie wychodzącym poza proste dychotomie i opozycję „my” i „oni”. W Pomiędzy słowami spotykają się dwa poziomy obcości: ta społeczna, związana z kontekstem imigracji, i prywatna, tym dotkliwiej wyraźna, że tocząca relację dwójki najbliżej spokrewnionych ze sobą ludzi. Właściwie jest to opowieść właśnie o tym podwójnym dystansie i podwójnej obcości.
Michael/Michał (Jakub Gierszał) gra tu młodego polskiego prawnika, pracującego w berlińskiej korporacji. Pewnego dnia w jego drzwiach staje ojciec Stanisław (Andrzej Chyra), którego nigdy przedtem nie widział. Mężczyźni spędzają razem weekend.
Jest tu tak naprawdę materiał na dwa filmy: ten o relacji ojca z synem i ten o życiu młodego polskiego imigranta. Wydaje się, że te dwie opowieści mogłyby istnieć osobno, że Antoniak mogła wybrać, którą z nich uczynić osią filmu. Ale jest to dwoistość pozorna, gdyż właśnie to połączenie wynosi Pomiędzy słowami na bardziej egzystencjalny poziom. „Jest taki kraj, w którym chciałbym zamieszkać. Nazywa się dzieciństwo” – mówi na początku filmu afrykański poeta, imigrant, którego sprawa trafia do Michała, i te słowa stanowią klucz do idei Antoniak. Stanisław wykwita nagle w Berlinie, u boku syna, niczym wysłannik z tego właśnie kraju, a rozczarowujące koniec końców konsekwencje jego pobytu przypominają o tym, że jest to kraj, do którego nie ma powrotu. Wątek synowsko-ojcowski wnosi tym samym na mapę przynależności bohatera – i do samego filmu – motyw trzeciej ojczyzny (obok Polski i „przybranych” Niemiec) i czyni z niego opowieść o dorosłości jako permanentnym wygnaniu z pierwotnej ojczyzny mentalnej; kraju dzieciństwa. „Jesteś zupełnie innym człowiekiem, kiedy mówisz po polsku” – zauważa w pewnym momencie z zastanowieniem Franz – „jakbyś był małym chłopcem”. Bo Pomiędzy Słowami dotyka też przestrzeni językowej: polska mowa to wrota do świata, który Michał zostawił za sobą, a którego nagła reminiscencja przypomina mu, że nie jest tak jednolity, jak chciałby o sobie myśleć.
Pojawienie się Stanisława w Berlinie jest czynnikiem destabilizującym; burzy harmonię, demaskuje egzystencjalną niepewność Michała, labilność jego statusu. Chłopak na co dzień równa „do góry”, czyli do rodowitych mieszkańców tego kraju; wśród nich się obraca, do ich grona, w swoim mniemaniu, przynależy. Ale po wyjeździe Stanisława szala gwałtownie przechyla się na stronę reprezentanta nieuprzywilejowanych – afrykańskiego poety. Sprawi, że Michał odczuje potrzebę „zejścia do podziemia”, do innych „bardziej” i spróbuje się tam upozycjonować; po to tylko, by odkryć, że i tam nie ma dla niego miejsca. Sposób, w jaki operator Lennert Hillege filmuje tę sekwencję odwiedzin Michała w klubie czarnych imigrantów, budując klimat klaustrofobicznej paranoi, przywodzi na myśl klasyczne dzieła niemieckiego ekspresjonizmu. Michałowi udaje się stamtąd wydostać, ale z samego „pomiędzy” już nie ma ucieczki. Trzeba nauczyć się w nim żyć.
Antoniak idealnie udaje się dobrać środki pod cel: Pomiędzy słowami to film spójny, o idealnie wyważonych proporcjach, przepięknie ustrukturyzowany muzyką. Podąża konsekwentnie obraną przez siebie drogą, nie rozprasza ozdobnikami.
W jednej ze scen Michał pochyla się nad Stanisławem, kiedy ten śpi i przeciąga dłonią po swojej twarzy, jakby starał się rozpoznać siebie w rysach ojca, albo na odwrót. Wszystko wskazuje jednak na to, że odkrywa tylko kolejne obce terytorium.