Nietrudno jest zauważyć, że współczesną kulturą rządzi zachłanny konsumpcjonizm, który staje się wyznacznikiem stylu życia, opartego na nieustannym kupowaniu. Ciągłe promocje, weekendowe spędzanie czasu w galeriach handlowych i uleganie impulsowi kupowania rzeczy, które kompletnie się na co dzień nie przydają stało się, jak nazwała to zjawisko Anna Samson, ogólnonarodowym sportem. Tymczasem Emil Kraepelin ten rodzaj zachowań zdefiniował jako patologiczny odruch kupowania, czyli oniomanię. Zresztą, niewiele jest takich osób, które nie odczuwałyby łagodnego mrowienia rąk i nagłego skoku endorfiny w przypadku sprawienia sobie chwilowej przyjemności, jaką jest kupowanie kolejnego gadżetu. I co z tego, że po przyjściu do domu nie wiemy co z nim zrobić? Taki przedmiot lub ubranie, które, jak się później okazało, źle leży, cieszy oko tylko przez ulotną chwilę. Najczęściej ląduje on po jakimś czasie na śmietniku, a potem, lekkim krokiem uzależniony i zadowolony z siebie konsument ponownie udaje się do galerii handlowej w celu poszukiwania nowych wrażeń.
Problem konsumpcjonizmu ma jednak swoje pozytywne skutki. Jednym z nich jest upcykling, polegający na nadawaniu niepotrzebnym rzeczom zupełnie nowego statusu, co ma związek z ich kreatywnym wykorzystaniem. Zyskują one tym samym nowe funkcje i działanie, które naprawdę mogą okazać się zaskakujące. Oczywiście upcykling nie jest tylko i wyłącznie związany z problemem nadmiernego konsumpcjonizmu, ale również z dbałością o ekologię, o której mówi się często, choć na co dzień rzadko wykorzystuje się te dyskusje do indywidualnego działania. Określenie upcyklingu zostało wymyślone przez Williama McDonougha oraz Michaela Braungarta, autorów książki Cradle to Cradle: Remaking the Way We Make Things i wiąże się z produktami wysokiej jakości, powstałych z recyklingu. Upcykling najbardziej upodobał sobie dwie dziedziny: modę i design, czego dowodem stała się najnowsza wystawa w katowickim Rondzie Sztuki, która pokazuje, jak zrobić coś z niczego. I tak podczas I Salonu Art. Upcykilngu można oglądać lampę, wykonaną z telefonu albo porozcinanych, próbnych tablic rejestracyjnych, stół z tekturowych rolek po papierze toaletowym, zniszczoną porcelanę, która zyskuje status rzeźb albo biżuterię wykonaną z zepsutych zegarków i guzików czy ławkę wykonaną z paneli podłogowych. Na uwagę zasługuje również rower, skonstruowany przez Andrzeja Kanię. Powstał on całkowicie z elementów z odzysku. Rama została wykonana z uszkodzonej, stalowej ramy rowerowej oraz tyczek bambusowych. Całość została połączona sznurkiem ogrodowym, zatopionym w żywicy epoksydowej. Jak twierdzi konstruktor tego niezwykłego roweru, sprzęt przeszedł pozytywne testy w terenie. Niekoniecznie trzeba zatem wydawać zawrotne sumy, aby móc oddawać się przyjemności rowerowej przejażdżki, zwłaszcza, że ten trochę oldskulowy sprzęt przykuwa uwagę elegancją wykonania. Interesującą pracą jest także lampa, skonstruowana całkowicie z zakrętek po wodzie mineralnej. Autorem tej realizacji, o wdzięcznym tytule „Virus” jest Tomek Wójcik, który stworzył prawdziwego, podświetlanego bakcyla.
Ciekawą pracę stworzyła także Małgorzata Pękala. Jej „Ławka Kamasutra” to dwuosobowe siedzisko ze zdejmowanym blatem, który pełni funkcję stolika podręcznego. Konstrukcja wykonana jest całkowicie z drewna, sukna wełnianego i włókniny, które stanowią odpad produkcyjny. Artystka zgarnęła za swój nowatorski projekt nagrodę Machina Design w 2010 roku.
Interesujące podejście do mody zaprezentowała Konstancja Z. Tanjga, która ze swoich starych ubrań uszyła ubranka dla psa rasy chihuahua. Powstały także czapeczki na psie, sterczące uszy, a sam pupil artystki towarzyszył jej we wszystkich przymiarkach i sesjach zdjęciowych z udziałem jej projektów. Tymczasem Bogdan Kosak stworzył porcelanowe „Stroiki Sentymentalne”. „To coś w rodzaju porcelanowego recyclingu. Cenny złom porcelanowy w połączeniu z nowymi elementami daje przedmiot o nowym zastosowaniu. Stroik zgodnie z życzeniem jego właściciela stanie się ikebaną, świecznikiem, wazonem, relikwiarzem, domową kapliczką, a jego używanie zabawą z funkcją i formą” – opowiada o swoim projekcie artysta.
Wystawa w Rondzie Sztuki to nie tylko inspirujący impuls do zmiany myślenia i schematycznych przyzwyczajeń związanych z recyclingiem. To także zachęta do zabawy i próba przekonania widza do dbałości o swoje własne otoczenie, zagracane przez mnóstwo niepotrzebnych rzeczy, które można przekształcić w nowatorskie, inspirujące obiekty, znacznie ciekawsze od tych, które można znaleźć w galeriach handlowych. Wystarczy trochę kreatywności, energii i pracy, aby powstały małe dzieła sztuki, na które stać będzie każdego. Prawda, że warto?