Śmiało można powiedzieć, że wakacyjny czas dobiegł końca. Studenci powrócili do szukania pokoju do wynajęcia a zapracowani urzędnicy z utęsknieniem zasiedli przed swoje biurka i komputery, na pulpitach których widnieje jeszcze zdjęcie – ostatni relikt letniego rozprężenia. Po wakacyjnych przygodach pozostają wspomnienia, zdjęcia i czasami głębokie, aczkolwiek niekoniecznie – refleksje.
Podróżując po północnych Włoszech, różnymi środkami lokomocji (w tym miejscu należy przyznać, że autostop jest tylko dla wytrwałych podróżników), nastawiłam się bardziej na to co rzadko rekomendowane jest w przewodnikach. Mimo wszystko, nie odmówiłam sobie wstępu do miejsc świętych, tak na mapie podróży pojawiły się liczne kościoły. Być może tych wizyt było o kilka za dużo albo wystarczająco dużo, aby stwierdzić, że do sfery sacrum niepostrzeżenie wtarga sfera profanum.
Atmosfera przestrzeni kościołów diametralnie się zmienia i niekoniecznie chodzi o panie z odkrytymi ramionami czy panów namiętnie pstrykających fotografie. Wejście do bardziej znanego kościoła czy katedry przypomina wejście do muzeum, nie tylko za sprawą długich kolejek. Na pierwszy plan w oczy rzuca się mała budka, w której możemy zakupić bilet wstępu. Wchodząc dalej w głąb przestrzeni kościoła, wierny napotykać możne sklepik z pamiątkami w postaci publikacji książkowych oraz różnych gadżetów, w tym pelerynkę na ramiona. Bardziej jednak uderza sposób zachowania się wiernych / zwiedzających. Kościół stanowi swoistą przestrzeń, w której każde miejsce spełnia swoją określoną funkcję i wymaga określonych zachowań np.: przyklęknięcia czy wykonania znaku krzyża dłonią. Przestrzeń miejsca świętego, jak żadna inna nie determinuje tak bardo zachowań człowieka. Po podróży zaczęłam jednak w to powątpiewać. W niemal każdej katedrze, którą koniecznie trzeba zobaczyć – jak głoszą przewodniki, wejście nie tylko wyglądem przypomina muzeum, takie wrażenie oddaje również przemieszczanie się wiernych. Zwiedzający wierni częściej do tego typu wizyt, motywowani wydają się być świetnością wielkich budowli, których nie należy pominąć, aniżeli względami duchowymi.
Cały problem polega na tym, że Wielkie Budowle swoją wielkością przerosły swoje przeznaczenie. Tym sposobem zatraca się pierwotna funkcja sakralnych przestrzeni. Trudno do Santa Maria del Fiore we Florencji nie wejść jak do muzeum, pomimo braków biletów wstępu. Długie kolejki przed katedrą, szybko przemieszczający się, chaotyczny tłum, który rozgląda się bezwiednie z przewodnikami w rękach, bardziej nadaje temu miejscu charakter muzeum aniżeli miejsca świętego.
Być może zmiana funkcji obiektów architektonicznych jest pewnego rodzaju tendencją we współczesności? Jeśli tak to na czym miałaby polegać owa tendencja? Odpowiedzią na część wątpliwości może być Międzynarodowe Biennale Architektury w Wenecji. Polska zaprezentowała projekt: Hotel Polonia. Budynków życie po życiu, stawiając pytanie o przyszłość znaczących budowli. Co zatem stanie się z ikonami architektury jeśli rozmyciu ulegnie ich funkcja? Hotel Polonia podaje kilka ciekawych rozwiązań. W rzeczywistości, w której diametralnie zmieniają się stosunki społeczne i ekonomiczne, takie wizje nie pozostają jedynie w sferze absurdalnych pomysłów.
Jak będą wyglądały zatem włoskie katedry? Czy sanktuarium w Licheniu będzie poniekąd wzorem dla innych świętych miejsc?
4 comments
Gdy jestem w kościele duże wrażenie robią na mnie kunszt architektoniczny, dzieła sztuki, piękno brzmienia gry na organach, chór śpiewający kolędy…
Niezwykłość takich budowli mająca w założeniu “uświęcać” przebywającego tam wiernego, dziś staje się również elementem zarobkowym zubożałych parafii…
Sfery sakrum często poszukuję w kontakcie z przyrodą, gdy jestem w lesie, nad wodą czy we własnym ogródku. Choć podziwiam dzieła sztuki wytworzone ręką człowieka, to nie są one w stanie zastąpić mi drzew, kwiatów, śpiewu ptaków, smaku natury.
Sfery sakrum poszukuję też w ludziach, w ich sercach, w ich sposobie myślenia, w ich wewnętrznym pięknie…
Do twoich Joanno jak i moich świętych przestrzeni wolnym krokiem włazi marketing, ekonomia. Nauka mająca przyczyniać się do rozwoju społeczeństw, jako narzędzie w rękach ( tu nie wiem jak ich nazwać ) ludzi przyczynia się do ich upadku.
Czego oczy nie widzą tego sercu nie żal. Może dlatego, że zbytnio oddalamy się od przyrody, od codziennych kontaktów z żywą Ziemią, oddalamy się również od siebie, niszcząc wspólne święte przestrzenie?
Jeśli czytasz swój blog ( co za pytanie? ), jeśli znajdujesz na to czas, podejmij ze mną dyskusję.
Czy myślisz, że moje poszukiwania mają sens?
Na jednym z wykładów prof. W. Łukaszewski na pytanie studentki o to jak przygotować się do egzaminu, odpowiedział, że należy czytać, czytać, czytać wszystko: ogłoszenia na tablicy, napisy na murach, szyldach, witrynach itp. W tym czytaniu nie chodzi o zatracenie się w informacjach i obciążenie swojej pamięci – chodzi o poszukiwanie, stawianie ciągle pytań, odpowiadanie sobie i kształtowanie swojego poglądu. Poszukiwanie zawsze ma sens, jeśli jest podążaniem w stronę dobrego.
To miło znać lub pamiętać dobrych nauczycieli, profesorów. Z tym czytaniem… dużo racji. Gdybym więcej czytał pewnie moje poszukiwania byłyby bardziej skuteczne.
Czytanie faktycznie rozwija wyobrażnię , empatię, możemy czerpać ze zgromadzonej wiedzy i doświadczenia. Część ludzi czyta rzeczywiście w tym celu. Istnieje jednak ryzyko, że czytając wszystko, szczególnie prasę nasze poglądy będą raczej modelowane niż świadomie przez nas kształtowane. Ze zgrozą obserwuję jak urabia się i prowadzi nagonki propagandowe na masowego czytelnika.
Wiele osób czyta też dla czystej przyjemności, dla obcowania ze sztuką.W tym wypadku dochodzi często do zatracania się w odbiorze. Książka czy inne treści stają się naszymi przyjaciółmi. Często chcą zastąpić realny świat, uznany przez nas za szary i mało ciekawy. Nasze otoczenie robi się mało atrakcyjne w zestawieniu ze światem stworzonym w wyobrażni. Łatwo się od tego uzależnić. Wielu z nas twierdzi, że “tym żyje” lub “karmi się tym”. Po dłuższym lub krótszym czasie nasza wrażliwość może się przytępić i potrzeba fajerwerków by wzmocnić urodę (melodii) zwykłych dni.
Może lepiej kochać tak zwyczajnie, wierzyć tak po prostu i iść przez życie normalnym, wolnym krokiem?
Czy myślisz Joanno, że można to nazwać podążaniem w stronę dobrego?
dyżurny malkontent -Tomasz
załączam: ( http://www.youtube.com/watch?v=UcV-8g2jZIY )
Joanno…przepraszam !
Za wieloznaczność sformułowań. Za zbyt mało subtelne prowokacje, których użyłem by dyskusji się stały przyczyną.
Co do piękna twych oczu zdania jednak nie zmienię !
Jakże prostrze są takie spontaniczne rozmowy przy trzeszczącym stoliku gdy słowa mają mniejszą moc niż mowa ciała. Jakże często jednak są one płytkie i powierzchowne jak te komentarze w stylu: ” ładnie napisane, cześć, zajrzyj do mnie ! “. Prawda?
Joanno zajmujesz się tym zawodowo. Powiedz mi czy moja otwartość wypowiedzi może być przeszkodą w sztuce porozumiewania się?
Czułych, ciepłych świąt życzę.
Tomasz
Comments are closed.