W Bunkrze Sztuki trwa jeszcze wystawa zatytułowana Zwiastunki Chaosu. Autorzy zaprezentowanych prac, Rupali Patil i Prabhakara Pachpute, to artystka i artysta pochodzący Indii, czyli z kraju, który rzadko gości w polskich instytucjach sztuki.
Zwiastunki Chaosu to wystawa szczególnie przeze mnie wyczekiwana. Głównie z uwagi na newralgiczny problem, któremu tych dwoje artystów z Indii postanowiło się przyjrzeć. Górnictwo, a zwłaszcza wydobycie węgla, to wciąż bez pomysłu ratowana gałąź przemysłu, jak się okazuje, nie tylko w Polsce. Obraz górnictwa, jaki przybliżają artyści, wydaje się łudząco bliski kondycji górnictwa w Polsce… Wystawa jest ciekawa tym bardziej, że społeczność górnicza to dla przeciętnego mieszczucha, który nie ma pojęcia o życiu tej społeczności na przykład na Śląsku, temat egzotyczny, a nawet mocno hermetyczny.
Rupali Patil i Prabhakar Pachute to absolwenci Uniwersytetu Sztuk Pięknych w Barodzie i zarazem członkowie rodzin o górniczych tradycjach. Jako artyści interesują się stosunkami człowieka z naturą, wpływem globalizacji na środowisko naturalne, kulturą agrarną; tym razem, podczas rezydencji artystycznej w Polsce, postanowili przyjrzeć się górnictwu. Jak pisze kuratorka, Lidia Krawczyk, specyficzną kulturę Górnego Śląska Rupali i Pachpute zestawiają z górniczymi społecznościami Bliskiego Wschodu i południowej Azji, przede wszystkim Indii. Zderzenie tak różnych kultur i społeczności owocuje jednak szerokim obszarem wspólnym, właśnie za sprawą podjętego tematu.
Na potrzeby Zwiastunek Chaosu artyści wykonali instalacje, murale, grafiki, rzeźby i instalację wideo. Ekspozycja zajęła trzy przestrzenie galerii, którym podporządkowane zostały trzy zasadnicze wątki narracji. Wkroczenie do pierwszej przestrzeni stwarza nieodparte wrażenie, jakby przekraczało się granicę między tym, co rzeczywiste, a tym, co mityczne i tajemnicze. Tutaj czas tak jakby się zatrzymał. W ścianie wydrążono nisze, a w nich stanęły niewielkie rzeźby. Nawiązują one do przemysłu ciężkiego: są tu maszyny o niezidentyfikowanym przeznaczeniu, są też wkomponowane grubo ciosane, schematyczne postaci ludzkie. Mimo ciężkiej, surowej formy, rzeźbiarskie przedstawienia zyskują wymiar na poły fantastyczny. Przeciwległą ścianę zajmuje monumentalny mural, gdzie w skrócie odmalowuje się metafora górnictwa – wejście do kopalni, wnętrze: ciemne tunele, ciężka praca, wreszcie tragiczna śmierć górników. W tej sali jedyne światła to te punktowe, padające na wnęki w ścianach, oraz krążące niespokojnie światło latarki wieńczącej niby-głowę białej postaci, górnika przyszłości, u którego nóg przyczaił się czarny kot.
Przestrzeń druga to w zasadzie przewężenie, korytarz prowadzący dalej. Tutaj na ścianach zawisły grafiki, na których przewijają się dekoracyjne motywy św. Barbary, kominów kopalni i obłoków zanieczyszczonego powietrza. Na sąsiedniej ścianie znalazł się kolejny mural, który pod względem kompozycji przypomina motyw ikonograficzny Ostatniej Wieczerzy. Kiedy przewężenia się kończą, otwiera się kolejna rozległa sala wystawowa, trzecia część wystawy. Zupełnie inna od poprzednich. Jasna i słoneczna. Ściany i częściowo okna tego miejsca zajmują jedynie delikatne, szkicowe ilustracje. Za kotarą obejrzeć można ponad szesnastominutowy film Rupali Patil o przemyśle górniczym w Indiach, którego tematem wiodącym jest status kobiet w górniczych społecznościach. W skrócie można powiedzieć, że poszczególnym częściom wystawy odpowiadają następujące pola narracyjne: pierwsza stanowi narrację mityczną, druga – narrację o górnictwie w Polsce: brudnym, kojarzonym ze smogiem, zanieczyszczeniami, wielkimi kominami, a jednocześnie zanurzonym w katolickiej tradycji (korytarz), trzecia – opowieść o górnictwie w Indiach (druga sala).
Jak już wspomniałam, pierwsza cześć ekspozycji kreuje atmosferę tajemniczości, niezwykłości. Wydobyte przez punktowe światło niewielkie gipsowe figurki zdają się tworzyć uniwersalną opowieść o społecznościach górniczych, opowieść rządzącą się raczej czasem mitycznym niż linearnym. Grubo ciosana sylwetka mężczyzny wspiera się na plecach równie nieforemnej postaci kobiety z drapieżnym ptasim dziobem. Gdyby nie ten dziób zamiast głowy, zderzyłyby się dwa stereotypowe wyobrażenia o górniku-mężu: spracowanym i wspartym na ramieniu kobiety-podpory i pijanego robotnika, którego po pracy, upojonego alkoholem spożytym z kolegami, żona wynosi na plecach. Półprawda, gipsowa patynowana rzeźba, przedstawia zwielokrotnioną korpulentną sylwetkę mężczyzny bez głowy. Wraz z umieszczonymi w niszach pozostałymi rzeźbami – kaskiem górniczym z latarką „na glinianych nogach”, maszynami – prace te zdają się mówić o zbiorowej tożsamości górników: anonimowych, bez twarzy, pozbawionych rysu indywidualnego. Prawdopodobnie ich losy niewiele się różnią, bez znaczenia, czy pochodzą z Indii, czy ze Śląska. Zaś atmosfera tajemnicy, która jest niejako osnową pierwszej części wystawy, choć być może wykreowana z pobudek estetycznych, ma jednak swoje przełożenie na śląską mitologię. Śląscy górnicy mają swoje demony, tajemnicze duchy, które, zgodnie z mitologicznymi wierzeniami, towarzyszą ich pracy. Na Śląsku nazywają je bebokami – są to byty, których powstanie i funkcjonowanie w świecie jest z zasady niezrozumiałe i tajemnicze. Beboków jest wiele i większość z nich budzi grozę: w kopalniach niepodzielnie rządzi Skarbnik, na życie Ślązaków czyhają albo Utopce, albo Meluzyny, Dziobły czy Heksy. Górnicy na Śląsku wydają się mieć wyjątkowo silną tożsamość: duchy, barbórka, orkiestry górnicze, paradne stroje i mundury, a do tego silna więź z miejscem: kopalnią. Głęboki etos pracy, przywiązanie do górniczych tradycji, a także – w jakiejś mierze – pozycja, jakiej górnicy doczekali się w czasach PRL-u, kiedy ludowa propaganda chwaliła się osiągnięciami polskiego górnictwa – to wszystko sprawia, że tak ciężko jest w Polsce zrestrukturyzować przynoszący na ogół straty przemysł węglowy i zaproponować górniczym społecznościom coś w zamian.
Wydaje się, że Rupali Patil i Phrabakar Pachtupe nie do końca zrozumieli i poznali sytuację społeczno-polityczną determinującą życie śląskich górników, jak i ich wyjątkową tożsamość. Wątek polski na wystawie reprezentuje seria grafik Rupali Patil zatytułowana Pomnik kultury materialistycznej. Choć przyjemnie się na nie patrzy, to kompozycjami rządzą raczej banalnie nakreślone znaki. Kominy kopalni, dymy, drzewa przypominające dymy, figura św. Barbary, w tym charakterze nie mają potencjału krytycznego, a jedynie dekoracyjny – podobnie jak grafiki zdobiące ściany sali obok. Tak, tak, kopalnie zanieczyszczają powietrze, tak, powinno się sadzić więcej drzew – ale czy to rzeczywiście jest sedno problemu, z jakim Polska zmaga się od lat? Zabrakło na Zwiastunkach Chaosu głosu polskich górników, głosu, który został udzielony górnikom z Indii w filmie prezentowanym w sali obok. Zabrakło chociaż szczątkowej wypowiedzi na temat pułapki bez wyjścia, jaką jest dzisiaj w Polsce kumulujący olbrzymie straty przemysł węglowy. Przemysł, który jednocześnie buduje tożsamość dużej i silnej grupy społecznej.
To czego zabrakło w „wątku polskim” wystawy, zostało świetnie przygotowane na temat górnictwa w Indiach. Projekt u-ra-mi-li, na wystawie zawarty w szesnastominutowej projekcji wideo, zapoznaje odbiorcę z przemysłem węglowym w Indiach, przybliża obraz hierarchii rodzin górniczych, zwraca uwagę na sytuację kobiet w tym środowisku. Obraz pogłębia dołączony do przewodnika po wystawie wywiad z artystami, dzięki któremu dowiadujemy się o relacjach górniczego kapitału z ubogim społeczeństwem w tym kraju. Problem wydaje się być o tyle ciekawy, że w Indiach rolnicy sprzedają swoje grunty rolne za niewielką kwotę pieniędzy i jedno miejsce pracy w kopalni, z którego następnie żyje cała rodzina. W Polsce praca górnika bywa niekiedy dobrze płatna, pozwala na to, by jeden mężczyzna utrzymał rodzinę, ale nie jest tak prestiżowa, ponadto obciążona niebezpieczeństwem; jest też elementem silnie wspólnotowym i kulturowym, zabarwionym własną symboliką, wierzeniami, zwyczajami i świętami. Brak głosu na ten temat na wystawie takiej jak ta jest dla mnie niezmiernie dotkliwy.
Owszem, można by mojemu stanowisku zarzucić, że wymagam od artystów postawy partycypacyjnej, tymczasem oni być może nie chcieli korzystać z tej możliwości. Tylko czy w przypadku tematu, który nasycony jest treściami społeczno-politycznymi, można pozostać neutralnym? Tajemnicza, mityczna atmosfera, którą wykreowali Rupali Patil i Prahabar Pachpute w ramach ekspozycji, rzeźby utrzymane w stylistyce art brut i murale nawiązujące do estetyki futuryzmu złożyły się na ujmujący obraz górnictwa. Tylko że jest to obraz złudny, zbudowany na jedynie powierzchownych wymiarach problemu, poddany artystycznej estetyzacji. Mityzacja, czy wręcz sakralizacja tego zawodu – bo jeden z murali niewątpliwie przypomina kompozycję Ostatniej Wieczerzy – mogłyby stanowić mocny punkt programu, gdyby tylko miały się na czym oprzeć.
Czekałam na tę wystawę z niecierpliwością. Ostatecznie nie mogę powiedzieć, że mnie rozczarowała. Trudno mi jednak odegnać to uczucie niepełności, narracja wydaje się urywać. Wychodząc z Bunkra Sztuki miałam poczucie, jakbym ominęła jakąś salę. Może pomyliłam piętra i nie zobaczyłam wszystkiego? Czy to już naprawdę wszystko?