W dniach 9–14 kwietnia w apulijskim Lecce odbyła się 19. edycja Festiwalu Kina Europejskiego, czyli jednej z najciekawszych imprez tego typu we Włoszech. Festiwal, dedykowany w tym roku pamięci jego zmarłej przed kilkoma miesiącami pomysłodawczyni Cristiny Soldano, stanowi od lat cenny przegląd najciekawszych tendencji w kinie Starego Kontynentu. Cieszy fakt, że organizatorzy regularnie dostrzegają je także w filmach rodem z Polski. Tym razem nasz kraj w najważniejszej sekcji konkursu reprezentowało Pomiędzy słowami Urszuli Antoniak.
Wolność od schematów
Opowiadające o paradoksach emigracyjnej tożsamości dzieło Polki doskonale wpisało się w tematykę festiwalu skupionego na problemach współczesnej Europy. Publiczność w Lecce chwaliła przede wszystkim umiejętność opisania ważnego społecznie problemu za pomocą kunsztownej, poetyckiej formy. Wielu komplementów doczekała się również rola Jakuba Gierszała, któremu włoscy recenzenci przepowiadają rychłą międzynarodową karierę. Pomimo dobrego przyjęcia, Pomiędzy słowami wyjechało jednak z Lecce bez głównej nagrody. Ta przypadła w udziale francuskiemu filmowi The Party Is Over. Pełnometrażowy debiut Marie Garel-Weiss to opowieść o dwójce młodych ludzi, którzy nawiązują przyjaźń, gdy tego samego dnia trafiają do ośrodka odwykowego. Choć reżyserka porusza się po grząskim gruncie, czyni to ze zręcznością, która pozwala jej uniknąć uciekania się do szantażu emocjonalnego. Zamiast tego, Garel-Weiss opowiada swoją historię z, typowym dla kina znad Sekwany, wdziękiem i wiarygodnością w ekranowym portretowaniu złożonej psychiki młodych ludzi.
Akredytowane przy festiwalu Jury Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI postanowiło z kolei przyznać swoje wyróżnienie gruzińskiemu filmowi Scary Mother. Dzieło Any Urushadze robi wrażenie jako opowieść o próbie pogodzenia wewnętrznej wolności z potrzebą znalezienia swego miejsca w społeczeństwie. Wypada mieć nadzieję, że oba zasłużenie nagrodzone filmy pojawią się wkrótce w programie któregoś z polskich festiwali bądź znajdą drogę do regularnej dystrybucji kinowej.
Powrót królowej
Pomost między sekcją konkursową, a – stanowiącymi wizytówkę festiwalu w Lecce – retrospektywami klasyków europejskiego kina, stanowił w tym roku przegląd twórczości Ildiko Enyedi. Węgierska reżyserka wróciła do Apulii po 18 latach, które minęły od czasu, gdy jej Szymon Mag otrzymał główną nagrodę pierwszej edycji festiwalu. W międzyczasie kariera Enyedi uległa załamaniu – węgierska reżyserka przez długi czas nie była w stanie zgromadzić funduszy na kolejny projekt, a w konsekwencji zdecydowała się na artystyczne milczenie. Na szczęście powrót do światowej elity umożliwił jej ogromny sukces filmu Dusza i ciało, który najpierw triumfował na zeszłorocznym Berlinale, a później otrzymał nominację do Oscara. Znany z polskich ekranów film ukazał szeroki wachlarz możliwości Eneydi, której kino w unikalny sposób łączy w sobie liryzm, nienachalny optymizm i absurdalne poczucie humoru.
Wszystkie te cechy pojawiły się już także w debiucie Eneydi – zaprezentowanym w Lecce w odrestaurowanej cyfrowo wersji – Moim wieku XX z 1988 roku. Nietuzinkowe dzieło Węgierki opowiada historię dwóch rozdzielonych w dzieciństwie bliźniaczek, których losy krzyżują się nieustannie w burzliwych czasach upadku Imperium Austro-Węgierskiego. W wysmakowanym wizualnie, czarno-białym filmie Enyedi odmalowuje ten okres z niemałym pietyzmem. Snując swą opowieść, reżyserka ani przez moment nie zapomina również o zaskakiwaniu widza i potrafi znienacka przerwać wątek, by – dosłownie – oddać głos świecącym na niebie gwiazdom bądź utyskującemu na swój los gorylowi z budapesztańskiego ZOO.
Mój wiek XX to jednak coś więcej niż tylko rewia tego rodzaju uroczych zagrywek. Film Enyedi stanowi przede wszystkim hipnotyzującą opowieść o bohaterkach, które – choć różnią się od siebie i wybrały odmienne modele życia – pozostają połączone za sprawą jedynej w swoim rodzaju więzi. Jej charakter wybrzmiewa na ekranie tak bardzo przekonująco również dzięki brawurowej kreacji Doroty Segdy, która z równym powodzeniem wcieliła się w obie główne role.
Pojawiający się w Moim wieku… wątek bliskości rodzącej się między ludźmi na przekór przeciwnościom losu wybrzmiewa jeszcze mocniej we wspomnianym Szymonie Magu. Enyedi opowiada w nim historię światowej sławy węgierskiego jasnowidza, który przybywa do Paryża, by pomóc tamtejszej policji w rozwiązaniu skomplikowanej zagadki. Mimo że mężczyzna cieszy się autorytetem, jednocześnie pozostaje zagubiony w nowej rzeczywistości, choćby dlatego, że nie posiada choćby minimalnej znajomości języka francuskiego. Kontrast pomiędzy bijącą od Szymona charyzmą a manifestowaną przez niego bezradnością służy Enyedi za pretekst do zainscenizowania kilku ujmujących gagów, które mogą kojarzyć się z kinem Jima Jarmuscha bądź Akiego Kaurismakiego. Szymon Mag to jednak nie tylko urocza komedia, lecz także ujmująca współczesna baśń o pokorze i korzyściach płynących z akceptacji własnych ograniczeń.
Siła eklektyzmu
Z rozpoznawalnym na pierwszy rzut oka stylem Enyedi kontrastuje eklektyzm charakteryzujący bohatera drugiej z tegorocznych retrospektyw – Michaela Winterbottoma. Organizatorzy zaprogramowali przegląd twórczości Brytyjczyka tak, by widzowie festiwalu mieli okazję zapoznać się ze wszystkimi wcieleniami reżysera. Winterbottom objawił się zatem publiczności zarówno jako twórca zaangażowany politycznie i wyczulony na niesprawiedliwość społeczną (Aleja snajperów, Droga do Guantanamo), znawca i propagator brytyjskiej popkultury (24 Hour Party People) czy innowator próbujący redefiniować schematy kina gatunkowego (Killer Inside Me). Najciekawsze okazało się jednak najmniej efektowne i prawie zupełnie nieznane w Polsce oblicze reżysera jako twórcy kameralnych dramatów obyczajowych o wielkomiejskiej codzienności. Szczególnie udaną realizację tego tematu stanowi Wonderland z 1999 roku. W filmie tym Winberbottomowi udało się zgrabnie połączyć losy kilkorga postaci, którzy miotają się w desperackim poszukiwaniu bliskości. Oglądane z dzisiejszej perspektywy, dzieło Brytyjczyka sprawia także wrażenie swoistego podsumowania wszystkiego, co najciekawsze w kinie artystycznym ostatnich lat XX wieku. Wizualna poezja z jaką Winterbottom wygrywa alienację bohaterów wzbudza skojarzenia z kinem Wonga Kar-Waia, a charakterystyczna dla reżyserskiego spojrzenia mieszanka ciepła i ironii odsyła do twórczości Mike’a Leigh’a.
Bogaty program tegorocznego festiwalu w Lecce skrywał w sobie jeszcze wiele innych atrakcji. Wśród nich znalazła się sekcja poświęcona rewolucji Maja 68 oraz retrospektywy dedykowane dwojgu wybitnych włoskich aktorów – Kimowi Rossiemu Stuartowi i Jasmine Trince. Przyszła edycja imprezy zapowiada się jeszcze bardziej okazale, gdyż organizatorzy już teraz zapowiadają, że zechcą w specjalny sposób uczcić dwudziestolecie imprezy. Z całą pewnością warto wsłuchiwać się w pierwsze informacje dotyczące programu, a najlepiej osobiście pojawić się w urokliwym Lecce pomiędzy 8 a 13 kwietnia 2019 roku.