Prawdopodobnie należy się łudzić
– Marcin Świetlicki
Poeta „bruLionu”, a przy tym wieloletni pracownik „Tygodnika Powszechnego”. Wielokrotnie nagradzany autor kilkunastu zbiorów wierszy, ale także twórca wielu prześmiewczych publikacji[1]. Założyciel i frontman takich zespołów, jak Świetliki i The Users, współpracownik Lecha Janerki, Macieja Maleńczuka, Katarzyny Nosowskiej i Grupy MoCarta. Czy istnieje jedna prawda o Marcinie Świetlickim? Rozmowa Rafała Księżyka z autorem Zimnych krajów paradoksalnie nie udziela jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie.
I. Ciemność nade mną[2]
Twórczość Marcina Świetlickiego wielu krytyków postrzega przede wszystkim przez pryzmat charakterystycznej postawy autora – outsidera dystansującego się od bieżących wydarzeń. Jednak głębszy namysł nad tą kwestią sprawia, że należy przyznać, iż nie jest to jedyna prawda o autorze – sam Świetlicki wielokrotnie mówi o sobie, że „jestem pisarzem politycznym i historycznym zarazem”[3]. Już sam wybór jego ścieżki pisarskiej powinien zwrócić naszą uwagę – choć Świetlicki kojarzony jest przede wszystkim jako jeden z najważniejszych przedstawicieli środowiska skupionego wokół czasopisma „bruLion”, to po latach sam autor podkreśla, że był to zaledwie epizod w jego twórczości: „[w] »Tygodniku Powszechnym« opublikowałem o wiele więcej wierszy niż w »bruLionie«, a nikt nie nazywa mnie poetą »Tygodnika Powszechnego«. Moment dziejowy spowodował, że mówią na mnie poeta »bruLionu«”[4]. I rzeczywiście: z „bruLionem” poeta był związany przez trzy lata, natomiast w „Tygodniku Powszechnym” pracował przez kilkanaście lat, konfrontując swoje podejście do literatury z postawą współpracowników czasopisma – Czesławem Miłoszem, Wisławą Szymborską czy Jerzym Turowiczem.
Podejście do polityki uwidacznia się w wielu wierszach Świetlickiego z różnych okresów jego twórczości, a do najsłynniejszych z nich należy z pewnością Do Jana Polkowskiego, w którym autor dystansuje się od postawy i poglądów poety z Bierutowa. Świetlicki nie ukrywa, że stoi na przeciwległym biegunie myślowym: choć poetów dzieli zaledwie kilka lat różnicy, to – za sprawą tematyki swojej poezji – dla Świetlickiego Polkowski jest nieomal starcem.
Wiele utworów Świetlickiego narodziło się z wrażliwej obserwacji bieżącej sytuacji, nie tylko tej politycznej. Poetę bawi zwłaszcza chichot historii, dodający jego utworom pierwotnie niezamierzonej warstwy znaczeniowej, dobrym tego przykładem jest obecność wiersza Baczność w szkolnym podręczniku – a jest to utwór powstały jako reakcja na przerażającą przemowę, jaką dyrekcja zgotowała pierwszoklasistom podczas szkolnego apelu, w tym także i synowi poety.
Również jeden z najnowszych tomików poety, Drobna zmiana, podkreśla zaangażowanie autora w bieżącą sytuację polityczną – Świetlicki nie ukrywa, że nastawał na jak najszybszą publikację swojego zbioru, aby jego wiersze zdążyły wstrzelić się we właściwy czas i dobrze w nim osadzić. Niemal wszystkie utwory pochodzące z tego tomu były pisane na bieżąco, jako reakcja na wypowiedzi polityków lub zapis języka podsłuchanego na ulicy. Sprowadzić to można do podsumowania zawartego w jednym z wierszy pochodzącym z tomiku Delta Dietla: „To nie Polska/ To Polsat”.
II. Ciemność we mnie
W wielu swoich wypowiedziach Świetlicki przyznaje, że nie miał zbyt dobrego kontaktu z najbliższą rodziną i dosyć szybko wyprowadził się z domu, żeby zacząć żyć po swojemu. Jak przyznaje w rozmowach z Księżykiem, bardziej niż rodzinny dom ukształtował go… strych, gdzie mógł spędzać długie godziny na czytaniu i myśleniu. Wiele lektur z okresu wczesnej młodości przewija się przez całą dojrzałą twórczość poety. Przyznaje on m.in., że dosyć wcześnie przyswoił sobie wszystkie utwory Adama Mickiewicza, co wnikliwy czytelnik może łatwo dostrzec, nie tylko za sprawą charakterystycznego obrazowania poetyckiego, ale także dzięki rytmowi – Świetlicki bardzo często posługuje się trzynastozgłoskowcem.
Do grona pisarzy, do których najczęściej odwołuje się autor Zimnych krajów należy także m.in. Raymond Chandler, w hołdzie któremu wraz z przyjaciółmi po piórze stworzył antologię Długie pożegnanie. Tribute to Raymond Chandler z wielce wymownym mottem pochodzącym z Philipa Marlowe’a: „Gdybym nie był bezwzględny, to już dawno bym nie żył. Gdybym nie potrafił być delikatny, nie zasługiwałbym na to, żeby żyć”[5]. Wśród inspiracji poety można wymienić także twórczość Malcolma Lowry’ego, głównie książkę Pod wulkanem, a także Charlesa Dickensa, Franza Kafkę, Roberta Frosta, Rafała Wojaczka, Andrzeja Bursę czy Mirona Białoszewskiego. Dość niespodziewana, w tym cokolwiek sztampowym gronie, wydaje się natomiast obecność Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, o którym Świetlicki stwierdza, że zna najwięcej jego wierszy, oraz Stanisława Czycza, krakowskiego prozaika opiewającego piękno i nostalgię małych miejscowości – a trzeba dodać, że podejście to jest bliskie samemu Świetlickiemu, pochodzącemu przecież z Lubelszczyzny.
Zaskakujące są natomiast nieoczywiste powiązania poety z Czesławem Miłoszem. Nie chodzi tu jedynie o współpracę obydwu pisarzy z „Tygodnikiem Powszechnym”, ale o coś głębszego: zrąb myślowy i postawę zajmowaną względem rzeczywistości. Świetlicki, podobnie jak Miłosz, otwarcie deklaruje patrzenie władzy na ręce i bezpośrednio powtarza jedne z najsłynniejszych słów noblisty: poeta pamięta. Również koncepcja Świetlickiego związana z byciem „mentalnym pedałem” jest bliska ukutemu przez Miłosza „zniewolonemu umysłowi”: „[u]współcześniony zniewolony umysł to mentalny pedał właśnie. Ktoś, kto nie myśli po swojemu, tylko ulega. Ulega modzie, chociażby. To jest współczesne określenie na zniewolony umysł. Może i brutalniejsze, ale inne są realia. Inne są źródła tego zniewolenia, moda, niemęskość”[6]. Podobnie Miłosz miał w swoim życiu długi epizod związany z twórczością religijną; tłumaczył m.in. biblijną Księgę Psalmów. W przypadku autora Muzyki środka kwestia ta nie jest na pierwszy rzut oka tak ewidentna, co nie przeszkodziło jednak Wojciechowi Bonowiczowi w skompilowaniu osobnego tomiku Nieoczywiste, zawierającego wybór 77 wierszy religijnych autorstwa Marcina Świetlickiego.
Wśród pozostałych inspiracji artystycznych poeta wymienia m.in. Tadeusza Kantora, Zbigniewa Cybulskiego, jednak to tematyce muzycznej poświęca znaczną część swojej uwagi. Działając prężnie w środowisku muzycznym od dekad i powołując do życia kolejne zespoły poznał wielu wybitnych rodzimych muzyków, a znajomości te często przekształcały się także we współpracę zawodową. Świetlicki nie ukrywa swojej fascynacji twórczością i osobowością takich artystów, jak Robert Brylewski czy Lech Janerka. Pośród swoich rówieśników docenia i chwali sobie współpracę z Maciejem Maleńczukiem, Mikołajem Trzaską, Grzegorzem Dyduchem, a z młodszego od siebie pokolenia zwraca uwagę szczególnie na Tymona Tymańskiego czy Pawła Sołtysa znanego jako Pablopavo. Wielokrotna (a czasem wieloletnia) współpraca muzyczna z powyższymi twórcami nie stoi jednak na przeszkodzie w docenianiu artystów prezentujących odmienne podejście do muzyki, a nawet w tworzeniu wspólnych projektów muzycznych, jak miało to miejsce np. w przypadku Katarzyny Nosowskiej czy chociażby Grupy MoCarta. Wśród zespołów, z którymi współpracował Świetlicki należy wymienić te najważniejsze, czyli Świetliki, The Users czy Czarne Ciasteczka. Warto także wiedzieć, że poznał on trzy generacje polskiego jazzu, reprezentowane przez Antoniego Gralaka, yassowców oraz zespół Zgniłość.
W przypadku projektów muzycznych warto powołać się także na współpracę zespołu Świetliki z Bogusławem Lindą, z którym w 2005 roku nagrali płytę Las putas melancólicas. Frontman zespołu chciał nawet zrezygnować ze swego stanowiska na rzecz przywołanego wyżej aktora, jednak bezskutecznie. Świetlicki jest bowiem świadomy, że przypięta mu łatka outsidera niesie ze sobą określone konsekwencje. Poeta stwierdza nawet, że jego odbiorcy liczyli zapewne, iż zrealizuje on typowy dla outsiderów wzorzec postępowania. Wszystkim im zrobił jednak niespodziewanego psikusa: postarzał się, zamiast pozostać wiecznie młody albo szybko umrzeć.
Marcin Świetlicki w rozmowach z Rafałem Księżykiem wielokrotnie podkreśla, jak wielkiego poświęcenia wymaga sztuka od swojego wyznawcy – ma to miejsce zarówno w przypadku literatury, jak i muzyki. Wielu muzyków, z którymi współpracował, pożegnało się już z życiem, wielu z nich ma problemy z nałogami i kontaktami międzyludzkimi. Podejmowane ryzyko wyborów artystycznych również niesie ze sobą sporą pułapkę polegającą na utracie autentyczności na rzecz schlebiającego pisania pod publiczkę. Poeta przyznaje, że stara się nie chodzić na kompromisy i pozostaje wierny sobie, i choć czasem ma poczucie, że błądzi, to jest pewien, że podejście, które wybrał, jest słuszne. Jego zdaniem największą wartość ma niezależność i bycie poza tłumem, ponieważ jedynie wtedy można pozostać wiernym sobie, a co za tym idzie: wygrać. Tylko taka walka z rzeczywistością ma sens, ponieważ żyje się w świecie, w którym „[w]szystko, co kochałem/ uległo rozkładowi./ Jestem zdrów i cały”[7].
III. Miasto jest ciemne
Bohaterem wielu wierszy Marcina Świetlickiego bywa Kraków, miasto, które poeta świadomie wybrał na swój dom. Nie pozostaje on jednak statyczny w tej przestrzeni – kilkukrotne przeprowadzki w obrębie miasta sprawiają, że pisarz stopniowo oswaja dla siebie kolejne dzielnice. Najpierw to ścisłe centrum – „Rynek, Szewska, Planty”[8] wraz z kompleksem uczelnianym (Świetlicki kilkukrotnie podejmował próby studiowania na Uniwersytecie Jagiellońskim), potem Mały Rynek, aż wreszcie Kazimierz. Migracja poety związana jest ze zmianami zachodzącymi w życiu jego i miasta – rozstaje się i wiąże z kolejnymi kobietami, a Kraków w międzyczasie przesuwa swoje centrum, którym przestaje już być Rynek, rozdeptywany przez zmasowane hordy turystów. Można jedynie domniemywać, że przeniesienie się na Kazimierz to przeprowadzka „z ło/ do bro”[9].
Kraków w twórczości Marcina Świetlickiego prezentowany jest rozmaicie. Bywa dobrą przestrzenią do umieszczenia tam akcji kryminałów (vide: Dwanaście, Trzynaście, Jedenaście), ale w zestawieniu z Nową Hutą staje się czymś bez mała przerażającym i odstręczającym: „Kraków i Nowa Huta, Sodoma z Gomorą,/ z Sodomy do Gomory jedzie się tramwajem”[10]. Bywa miastem, o które się dba i troszczy, ale kiedy takie wysiłki nie przynoszą rezultatów trzeba podjąć zdecydowany krok i postanowić, co następuje: „opuszczam Gotham z Kobietą-Kotem”[11].
Z kilkuset stron rozmów Marcina Świetlickiego i Rafała Księżyka nie wyłania się jednoznaczny portret autora Delty Dietla – dialog ten ukazuje raczej wielość odcieni i niuansów, jakimi charakteryzuje się każda jednostka ludzka, czasami zaskakujących dla najbliższego otoczenia.
W jednej ze swych najsłynniejszej powieści, Kalendarzu i klepsydrze, Tadeusz Konwicki ubolewał nad tym, że istnieje coraz mniej osób chorych na literaturę. Przykład Marcina Świetlickiego pokazuje natomiast, że wciąż istnieją jeszcze ludzie chorzy na muzykę.
- Np. Katecheci i frustraci, napisanej wraz z Grzegorzem Dyduchem i wydanej pod pseudonimem Marianna G. Świeduchowska.↵
- Tytuły podrozdziałów pochodzą z utworu Złodziej ognia, wykonywanego przez zespół Świat Czarownic, Roberta Brylewskiego i Marcina Świetlickiego.↵
- Marcin Świetlicki, Rafał Księżyk, Nieprzysiadalność. Autobiografia, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2017, s. 13.↵
- Tamże, s. 124.↵
- Tamże, s. 351.↵
- Tamże, s. 499.↵
- M. Świetlicki, Pod wulkanem.↵
- M. Świetlicki, Opluty.↵
- M. Świetlicki, Przeprowadzka.↵
- M. Świetlicki, Opluty.↵
- M. Świetlicki, Gotham.↵