W roku 1969 Joseph Kosuth powiedział: “Dzieła sztuki, które powstały po to, by powiedzieć coś na temat otaczającego nas świata, są z góry skazane na niepowodzenie”. Gatunki sztuki, które rozwijały się w latach siedemdziesiątych – minimalizm, formalizm, lub wszelkie inne, wyrażające artystyczną opcję, która “pozwala na obiektywne studium (dzieła) z uwzględnieniem pozornych danych formalnych” (Benjamin H.D. Buchloh) – z własnego wyboru znalazły się w izolacji od społeczeństwa i stały się abstrakcją w obrębie własnego terytorium. W takich warunkach sztuka staje się hermetyczna, pozostaje na marginesie i dla świata jest abstrakcją. W roku 1970 Daniel Buren miał określić to w sposób następujący: “Wszelka sztuka ma charakter wyłącznie polityczny. Dlatego też należy zanalizować formalne i kulturowe granice, w obrębie których istnieje i wprowadza swe idee”.
Można by bez końca cytować fragmenty “Formalizmu i historycyzmu” (1977) Buchloha, gdzie w przedmowie Claude Ginz przedstawia swe uwagi na temat artystów, którzy “tworzyli dla krytycznej negacji rzeczywistości”.
Od pewnego czasu sztuka programowo już pozostaje w bliskim kontakcie z rzeczywistością. Konstruktywizm, dadaizm i naturalnie Bauhaus zakładały, że sztuka jest w stanie zmieniać życie, co oznacza ulepszanie rzeczywistości. Idea ta ma nadal swych zwolenników. Dowodem na to są działania (chociaż, jak dotąd, jedynie “pozorne”) Matta Mullicana; w wyobraźni artysty idealne miasto zbudowane jest głównie wokół hipotetycznego wspólnego dobra społecznego, opartego na wartościach moralnych. Warto przypomnieć, że zaprojektowane budynki to biblioteka, stadion, a przede wszystkim więzienie. Nie ma tam jednak domu publicznego.
Inne dzieła sztuki pozostają w bliskim związku z rzeczywistością. Hans Haacke od jakiegoś czasu przedstawia i krytykuje system “niesprawiedliwości” na świecie. Również niektóre prace Jenny Holzer i Barbary Krüger z niekontrolowaną gwałtownością wskazują na pewne strony rzeczywistości społecznej, zwłaszcza na nadużywanie władzy i brak równouprawnienia kobiet i mężczyzn. Są to także dzieła bazujące na hipotetycznym obrazie sprawiedliwego świata. W pracach tych zawarto, z różnym nasileniem, potępienie i protest, chociaż nigdy nie stanowi to zagrożenia dla władzy; wprost przeciwnie – dostarcza władzy czegoś, z czego może być dumna, jak to udowodniła Jenny Holzer w swym Pawilonie na Biennale w Wenecji. Jeśli możemy pogratulować samym sobie własnej niesprawiedliwości, to wiemy dokładnie, jak dalece możemy dać wiarę żądaniom stawianym przez takie przedsięwzięcia. Co więcej, sztuka ta przedstawia jeszcze jeden “temat” i dążąc do “lepszego” świata, skłania się jeszcze bardziej ku moralnym naukom.
Rozróżnienie dobra i zła opiera się na gruncie zasad religijnych, lub, mówiąc dokładniej, na zasadach wiary i przekonań. Klasycznym tego przykładem może być cenzura w stosunku do Mapplethorpe’a i Serrano, “Szatańskich wersetów” Rushdie’go, czy Jean-Louis Godarda Je Vous Salue Marie. Problem polega chyba na tym, że ludzie pragną widzieć sztukę w otoczającej ich rzeczywistości, a nawet trochę rzeczywistości w sztuce, pod warunkiem, że zakłada ona sobie stworzenie lepszego świata, który dla każdego oznacza coś zupełnie odmiennego. Ten pozorny upór, z jakim dąży się do tego lepszego świata, przekształca bunt społeczny w motor dla sztuki, napędzany przez dyskryminację, niesprawiedliwość i segregację. Jakiś czas temu w czasopiśmie Galeries Kay Larson z ironią przytaknął temu zjawisku, pisząc o Biennale w Whitney: “Wyszukiwanie skaz, które istnieją między życiem i sztuką, normami dotyczącymi płci, społeczeństwa i ras, a intymnymi, osobistymi odczuciami na temat pogwałcenia praw drugiego człowieka to zajęcie na całe życie”. Należy przyznać, że od pewnego czasu sztuka zajmuje się udzielaniem porad moralnych i lekcji na temat dobra i zła. Przewijają się tu wszystkie tematy – etyczne, dotyczące problemów płci, dyskryminacji społecznej i ekologii – i tworzą nowy akademizm, który podejmuje wszelkie zagadnienia o konotacjach natury moralnej i proponuje dobro.
André Gide tak kiedyś powiedział:“ Literatura piękna nie zawsze wyrasta z pięknych uczuć”. Również Baudillard, w La Transparence du Mal (1990), zwrócił uwagę na znaczenie i zainteresowanie złą stroną człowieka. “ Nieprzerwana produkcja pozytywów może mieć przerażające skutki… Każda struktura, która śledzi, wyklucza lub naprawia swe elementy negatywne, poprzez ten całkowity zwrot, ryzykuje katastrofą…Wszystko, co dąży do oczyszczenia tych elementów, na których ciąży przekleństwo, podpisuje własny wyrok śmierci”. W tej samej pracy, nieco dalej, autor kontynuuje: “Świat jest tak bardzo pełen uczuć pozytywnych, naiwnego sentymentalizmu i kanonicznej próżności, że ironia i szyderstwo, subiektywna energia zła, zostają coraz bardziej pozbawione siły…. W takim stanie rzeczy jakikolwiek ruch o charakterze nieco tylko negatywnym będzie musiał być utrzymywany w tajemnicy. Już teraz mała, ironiczna aluzja jest często niezrozumiała. Wkrótce okaże się, że wyrażanie własnych zastrzeżeń będzie niemożliwe”.
W istocie to właśnie warstwa “pobożnego życzenia” przykrywa prawdziwą hipokryzję. Dobre intencje sprawiają, że wszystko odbywa się legalnie, z czego Jeff Koons i firma Benetton doskonale zdają sobie sprawę. W imię dobra i miłości (a także promowania własnej osoby) Koons wystąpił ze swym Made in Heaven (wyprodukowane w niebie). Natomiast Benetton, w celu zademonstrowania swego sprzeciwu wobec wszelkich form dyskryminacji, rozpoczyna nową kampanię reklamową z ofiarami AIDS.