L: Taka możliwość rzeczywiście istnieje i ona jest bardzo interesująca z punktu widzenia, powiedziałbym, filozofii moralnej. Dlatego ponieważ nieprawdą jest, to znaczy prawdą jest,. że kolor naszych oczu zależy od genów, istotnie. Jest gen, który powoduje, że możemy mieć oczy niebieski albo oczy brązowe itd, znaczy tęczówki.To samo dotyczy też koloru owłosienia itd. A żadnego genu inteligencji, oczywiście nie ma. Takie wyższe czynności umysłowe uzależnione są od ogromnej ilości rozmaitych genów. Ja bym to porównał mniej więcej do takiej sytuacji, że my już potrafimy w tym co jest partyturą dziedziczną tak, jak jest partytura jakiejś symfonii prawda. Rozpoznać poszczególne nuty, cis, fis i nawet klucz wiolinowy albo basowy, itd. Ale z tego, że ktoś potrafi nazwać poszczególne nuty nie wynika, że on potrafi odtworzyć “IX Symfonię” Bethovena. To jest droga straszliwie odległa. To znaczy ani nam, ani moich znajomych naszym dzieciom jeszcze nie grozi odczytywanie kontrolne jakiejś karty genograficznej, które miałoby spowodować jakieś ala nowy wspaniały świat Huxley’a, podporządkowanie, przyklasyfikowaniem jakiejś grupy ludzi mniej lub bardziej zdatnych do określonego zajęcia.
Chciałbym powiedzieć, że bez pomocy genetyki na świecie jest dużo durniów, do tego nie potrzeba żadnej genetyki. I gdyby się społeczeństwo mogło składać z samych profesorów uniwersytetu, to by było też bardzo niedobrze. Ponieważ społeczeństwo złożone z samych profesorów uniwersytetu nie mogłoby w ogóle funkcjonować.
K: Pan mówi, że nam to nie grozi, nam ani naszym dzieciom. Ale z drugiej strony, czy Pan przewidując fantomatykę i rzeczywistość wirtualną przypuszczał, że dopadnie Pana tak szybko?
L: Nie, nie. Nie sądziłem. Dlatego tak spokojnie o tym pisałem. Jak się coś rzutuje w daleką, daleką przyszłość, no to to jest prawie tak, jak na przykład wiadomość… Napisałem raz taki irracjonalny felieton do miesięcznika “Odra”, o tym, że… wiadomość o tym, że za kilka miliardów lat już słońce wypali zasoby energetyczne wodoru i zacznie puchnąć w czerwonego olbrzyma, który pochłonie ziemię i ziemia zamieni się w taki spieczony kawałeczek… no, węgla i jednym słowem wszystko co na niej żyje zginie, że to mnie zasmuciło. A potem się zastanowiłem, kilka miliardów lat to są tysiące milionów. My, którzy nie wiemy co będzie za kilkanaście, kilkadziesiąt lat, cóż my możemy zastanawiać się nad tym co będzie za kilka milliardów lat. A zatem projekcja bardzo daleka miała charakter próby dojścia do tego co bym nazwał pojęciowym horyzontem naszej epoki, co sobie można jeszcze wyobrazić. Nie przypuszczałem, że będę w 70-tym roku widział, siedząc tu w Krakowie w telewizorze, ludzi spacerujących po powierzchni Księżyca. Jak wychodzę w noc w czasie pełni, powiedzmy sobie, do ogrodu i widzę na czystym niebie Księżyc, myślę o tym , że tam stoją wraki samochodów, które Amerykanie tam zawieźli. Równocześnie wiem, że to jest prawda i równocześnie wydaje mi się to dziwnie jakieś nierealne, bo to żeśmy tak daleko i tak szybko doszli, zresztą nie wiadomo po co, to bardzo dziwne. I zresztą ten wyścig miał na celu wyłącznie polityczną stronę pierwszeństwa przed sowietami i sowiety, między innymi dlatego padły, ponieważ za nadto chciały się ścigać z Amerykanami i przegrały wyścig…
K: To może Pan jest romantykiem i księżyc jest dla Pana czymś bardzo poetyckim?
L: Ja? Ja jestem romantyk? Nie, ja nie jestem… znaczy ja nie wiem. Ja się, prawdę powiedziawszy, sobą bardzo mało zawsze interesowałem.
P: Niezależnie od tego jaka była motywacja faktu, że znaleźliśmy się na Księżycu, to jednak człowiek wtedy, wydawało się, spojrzał na siebie z zupełnie odmiennej perspektywy i te słowa słynne Armstronga, że “mały krok człowieka, wielki krok ludzkości”, wydawało się, że…. wtedy, że strasznie dużo znaczą i że odmienią nasz sposób patrzenia na ziemię, świat. A dzisiaj okazuje się chyba, że nic się nie zmieniło.
L: Niestety nic się nie zmieniło. Drugi, po Armstrongu, Oldrian i on nawet przez pewien czas miał pewne objawy psychozy, bo on miał to poczucie, że właściwie jego życie szczytowało w tym momencie kiedy on był na Księżycu. Ta świadomość, że ślady, odciski jego, ich obu butów na… na piasku Księżycowym przetrwają miliony lat, podczas kiedy po nich śladu nie będzie już na ziemi, ich życia, to też może wpływało. A poza tym istotnie jest rzeczą dziwaczną, że na całym nieboskłonie widzianym z Księżyca jedyną błękitną planetą jest Ziemia i tam się widzi jedność Ziemi, po prostu, prawdziwą, autentyczną jedność i jedyność zarazem. No, ale to, że ona nie chce przemawiać do wściekle zwalczających się nawzajem narodów, frakcji, frakcji… no, jednym słowem ludzi, no na to nie ma żadnej rady.
Fragment rozmowy ze Stanislawem Lemem (1996) L: Stanislaw Lem K: Katarzyna Janowska P: Piotr Mucharski Copyright / Wszelkie prawa zastrzeżone: Fundacja Muzeum Nowej Sztuki (FMNS) oraz Modulus/O.pl
Artykuł publikowany w ramach Programu Operacyjnego Promocja Czytelnictwa
ogłoszonego przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego