Ettore Sottsass, włoski projektant i architekt zmarły w 2007 roku, znany jest głównie ze swoich prac dla firmy Olivetti, Knoll, Poltronova czy Alessi. W 1980 roku założył w Mediolanie własne studio architektoniczne Sottsass Associati, a w 1981 w wieku 64 lat grupę Memphis. Wiele jego projektów zostało zainspirowanych podróżami, które stanowiły bardzo ważny element jego życia tak twórczego jak i osobistego.
Pierwsza podjęta została za niego, gdy w 1929 roku, Ettore Sottsass Senior zdecydował się przeprowadzić wraz z rodziną z Insbrucka do Turynu, gdzie później młody Sottsass podjął studia architektoniczne na Politechnice. Po wojnie przeniósł się do Mediolanu, gdzie pracował jako kurator dla Triennale, ale także malował, pisał dla „Domusa”, a przede wszystkim pracował jako architekt i projektant przemysłowy dla Fiata. Jednak pierwsze przełomowe doświadczenie podróży dla Sottsassa, jako architekta i projektanta, miało miejsce między 1956 a 1957 rokiem. Sottsass wybrał się wtedy do Nowego Jorku, wraz z pierwszą żoną Nandą Pivano1, w związku z projektem naczyń ceramicznych dla amerykańskiej firmy Raymor i pracą dla biura projektowego amerykańskiego designera Georga Nelsona. „To naprawdę wyglądało jak scena z Metropolis – mówił później – wszyscy się spieszą, nic nikogo nie obchodzi. To było niewiarygodne i zupełnie mnie zmieniło”2. Patrząc na to z pewnej perspektywy można sądzić, że podróż Sottsassa do Ameryki była niemal nieuniknionym, naturalnym etapem jego twórczej drogi. I to nie tylko dlatego, że Stany w tym czasie miały duży wpływ ekonomiczny i kulturowy na Włochy, ale także z jego przekonania, że „życie na tej planecie będzie lepsze, jeśli jej mieszkańcy bliżej się poznają”3. Jeszcze nim skończyła się wojna, Sottsass nauczył się angielskiego i niemieckiego, później francuskiego. Jak powiedział: „Stałem się użytkownikiem samolotów. Z każdą podróżą czułem, jak świat się kurczy i zmniejsza; i jest to dobre”4.
Na początku lat 50. Stany jawiły się urzekająco wolne od „europejskiego niepokoju”, oferowały uwolnienie od włoskich trosk związanych z kulturą narodową. „USA praktycznie wynalazły życie takie, jakie prowadzimy w obecnym kształcie”5, mówił o Ameryce Sottsass i takie pojmowanie Ameryki, jako źródła postępu i udoskonaleń, które tworzyły i utrzymywały nowe powojenne społeczeństwo, było we Włoszech niezwykle powszechne i szczere. Jego entuzjazm ogarniał wszystkie aspekty tej nowej światowej kultury: od języka grafiki w reklamach ulicznych i kolorowych czasopismach po dzieła swoich ulubionych abstrakcyjnych ekspresjonistów: de Kooninga, Gorky’ego i Pollocka. Zdolność absorbowania i przyswajania elementów pochodzących tak ze sztuk pięknych jak i z popularnej kultury obserwowanej na ulicach i przedmieściach, i wykorzystanie ich we własnych projektach, była jedną z najbardziej charakterystycznych cech twórczości Sottsassa. Wiele lat później taka właśnie postawa stanie się podstawą filozofii grupy Memphis w tendencji łączenia wysokiego z niskim.
Jakkolwiek zafascynowany Stanami, Sottsass nigdy nie myślał, aby tam na zawsze pozostać i wrócił do Włoch w 1957 roku. Poza pracą konsultanta dla firmy Olivetti rozwijał także własne eksperymentalne projekty, zupełnie odbiegające od panującej wówczas estetyki modernistycznej. Zaproponowana przez niego idea „magicznego rytualizmu” w designie, poszukiwanie czystej pierwotności i fascynacja kulturami starożytnymi, zaowocowały podróżą do Indii w 1961 roku. Doświadczenia z tej wyprawy zasadniczo wpłynęły na Sottsassa i jego podejście do projektowania. Obserwacje, które tam poczynił wzbogaciły koncepcję magii i rytualizmu o kontekst współczesny, dzięki czemu można je odnieść do zjawisk kulturalnych lat 70. i 80. Kulturowa wartość Indii polega według Sottsassa „na byciu krajem niekatolickim. Katolicyzm zawsze dzieli życie na materialne i duchowe. W kulturze indyjskiej nie ma podziału; duch wychodzi prosto z materii, a materia kształtuje się z ducha. To sprawia, że możesz, że musisz wręcz poruszać się na poziomie czystej materii”6. W Indiach utwierdził się w przekonaniu, że świat postrzegany jest bardziej przez zmysły niż przez umysł. Zmysły te zaś mogą być ćwiczone i doskonalone przez jogę i dzięki temu odbierają więcej bodźców i są bardziej wyczulone. „Religia indyjska nie neguje przyjemności, przyjemności seksu, jedzenia, przyjemności dla przyjemności”7. Dla Sottsassa bardzo interesującym był fakt, że w Indiach „przyjemność może być drogą do wiecznego szczęścia”8. Stwierdzenie to zdaje się otwierać nowe możliwości dla ludzi Zachodu, ukazuje bowiem, że możliwe jest budowanie materialnej cywilizacji bez popadania w przesadę, a nawet osiągnięcie w tym pewnej głębszej duchowości.
Kolejna różnica, jaką zaobserwował Sottsass w Indiach, dotyczyła szybkości z jaką konsumuje się wszystko w świecie Zachodu. „W świecie konsumpcji, wszystko musi być wchłaniane bardzo szybko, bo zawsze jest coś kolejnego, co musi być wchłonięte; zawsze musimy biegać za posiadaniem czegoś. Dobrze by było móc zatrzymać tę bieganinę i uświadomić sobie, co się ma lub może mieć”9. Jedynym sposobem, według Sottsassa, by to osiągnąć jest rytualizm. Projektant wierzył, że we współczesnym świecie rytuały istnieją nadal, ale jest ich niewiele i są „bardzo skondensowane. Weźmy na przykład naszą relację z przedmiotami: dziś przedmioty są nieustannie używane, nadużywane, ponownie używane, bez żadnej świadomości samego przedmiotu jako elementu naszego życia. Mimo, że [w Indiach ludzie] są bardzo biedni, wyglądają elegancko, są uśmiechnięci, doskonali w gestach i ceremoniach, z jakimi obchodzą się z jednym kwiatem (nie z tysiącem). Przez wszystkie lata biedy, chorób, śmierci, miłości, zbudowali sieć filtrów, która sprawia, że żadne katastrofy nie są w stanie uderzyć w nich bezpośrednio. Na Zachodzie mamy tendencję do ukrywania nieszczęścia. W Mediolanie widziałem może jeden pogrzeb w roku; w Madrasie były ich dwa, trzy dziennie”10. Z tego sposobu życia wynika też większa świadomość przedmiotów, która polega według Sottsassa na tym, że rzemieślnicy indyjscy wykonują głównie przedmioty kultowe – narzędzia rytualne i posągi do świątyń. Od czasów antycznych panuje tam religijne nastawienie do przedmiotów, stąd ich wykonawcy są całkowicie świadomi tego, czym przedmiot jest, zarówno pod względem funkcjonalnym, jak i symbolicznym. Mała ilość rzeczy, którą można znaleźć w zwykłym indyjskim domu, także przyczynia się do większej świadomości przedmiotów. „Indyjska rodzina nie posiada tak naprawdę nic. Ludzie siedzą na podłodze, jędzą rękami, ubierają się w kawałek tkaniny, więc zwykła misa z brązu staje się czymś ogromnie ważnym w ich otoczeniu. Staje się instrumentem dla myśli, medytacji, oznacza, że dana osoba jest kimś ważnym w społeczeństwie. I w związku z tą rolą przedmiotu, z jego ważnością, rzemieślnicy wykonują je bardziej starannie, subtelnie, tak, że stają się piękne, pełne tajemnicy i magii”11. Ta kultura przedmiotu była czymś zupełnie obcym w świecie zachodnim, jednak według Sottsassa, poprzez design można odzyskać ideę doskonałego i dopracowanego w najdrobniejszych szczegółach przedmiotu. „Problem w tym, że mamy tysiące przedmiotów. Jeśli postawisz doskonale zaprojektowaną wazę na oknie, wraz z setką innych, nie będzie to miało żadnego znaczenia”12.