Kolejną ważną postacią, która inspirowała artystę od samego początku twórczości był Ad Reinhardt, który jak wiadomo odrzucał zarówno tradycyjne kryteria, dotyczące sztuki, jak na przykład iluzja czy eksperyment, jak i metody stosowane przez malarzy abstrakcjonistów. W Poprawczaku Reinhardt zostaje ukazany w sposób konceptualny: na jednej ze ścian wisi jego tekst Artysta w poszukiwaniu kodeksu etycznego4. W tym miejscu kilka cytatów z tego interesującego, ale i bardzo kontrowersyjnego tekstu: „Gdy po kilku <<faktach>> zimnej, suchej, pustej abstrakcji niektórzy mitopoetyczni artyści ogłosili światu swe natchnienie, że nie ma czegoś takiego, jak dobre malarstwo o niczym, zwiastując fale gorącej, nabrzmiałej, skompromitowanej sztuki, która zalała rynki i zmyła w ciągu lat pięćdziesiątych wszystkie linie podziałów i uczyniła spokojny, godny zawód zgiełkliwie podnieconą pogonią za zyskiem, gdzie <<wszystko uchodzi>>, <<cokolwiek może być sztuką>>, <<każdy jest artystą>> i << artysta jest, jak każdy inny>>”5. Następnie Reinhard pisze postulaty, przytoczę kilka z nich: „4. Nie jest dobre dla artystów, gdy działają tak, jak gdyby <<abstrakcja>> i <<przedstawienie>> nie czyniły różnicy (…) 5. Nie jest dobre dla artystów, gdy mieszają swoją sztukę z innymi sztukami, z ideą, że sztuki wzbogacają się nawzajem lub gdy twierdzą, że ich malarstwo upiększa architekturę albo, że ich dekoracje w kościołach i synagogach są <<integracją sztuki i religii>> (…) 6. Nie jest dobre dla artystów, gdy traktują swoje obrazy jako wartościowy dokument lub zapis światowych wojen i pokoju (…) 10. Nie jest dobre dla artystów, gdy przekonują krytyków, że niechlujne impasto jest dionizyjskie, a zręczny laserunek apoliński. Artyści, którzy drobiazgowo cyzelują linie i kolory jako wyrażające emocje powinni być przepędzani ulicami. Źli artyści, którzy po latach ciężkiego dociągania dochodzą ostatecznie do dobrych obrazów oraz dobrzy artyści, którzy zaczynają od przepychania złych obrazów za łatwe pieniądze otrzymują ten sam wymiar kary. 11. Nie jest dobre dla artystów, gdy myślą, że malarstwo jest jak prostytucja, że << najpierw robi się to z miłości, potem robi się to dla innych, a ostatecznie robi się to dla pieniędzy>>. Artysta, który żyje ze swojej sztuki powinien być zarejestrowany jako żebrak, otrzymać dokument tożsamości i być przepędzonym z zawieszonym wyrokiem”6.
Brzmi to oczywiście dla nas paradoksalnie, dużo ironii, poczucia humoru, ale i oskarżeń. Współcześni artyści już dawno zapomnieli o etyce zawodowej, a przykładów podobnych do Hirsta można by znaleźć wiele. Obok cytowanego tekstu Ada Reinhardta znajdują się zdjęcia, pokazujące terapię/poprawianie poprzez lanie Jeffa Koonsa, którego bije Andrzej Szewczyk oraz elektrowstrząsy , które Damienowi Hirstowi funduje Ad Reinhard.
W podobnym klimacie jest fotograficzny kolaż Egzorcysta, którego tytułowym bohaterem jest Grzegorz Sztwiertnia. Zestawia on siebie, w białym fartuchu z błogosławiącym gestem, ze szkicami Jeana Cocteau, grupami freaków (karłów, ludzi z owłosionymi twarzami) oraz trumną papieża (zdjęcia z pogrzebu Jana Pawła II). Jak wiemy z wcześniejszych wypowiedzi artysty „patologia służy procesom poznawczym”7. Te, na pierwszy rzut oka przypadkowe zestawienia są bardzo obrazoburcze. Cały fotograficzny cykl ma służyć poszukiwaniu świętego, który zostaje odnaleziony… W prezentacji audio okazuje się być klnącym żulem…
Pomimo dużej dawki ironii i krytyki, przesłaniem wystawy jest jednak poprawianie. Pojawia się większość zagadnień, którymi Grzegorz Sztwiertnia zajmuje się od dawna, jak skrajne doświadczenia, dyscyplina czy percepcja barw i ich oddziaływanie na zmysły. W tle usytuowane są wątki medyczne. Warto odkryć również nieco zapomnianego artystę – Andrzeja Szewczyka.