Wielkie metropolie są w całości jakby stworzone, by oglądać je z okien samochodu. Wrażenie to jest na tyle silne, że, jak sugeruje Jean Baudrillard, nie jest się już pewnym, co powstało pierwsze, miasto czy okalająca je autostrada: „Niewątpliwie najpierw powstało miasto, a później system autostrad, lecz przekształcająca się przestrzeń z upływem czasu stworzyła złudzenie, że to właśnie miasto wyrosło wokół splątanych arterii”4. W Los Angeles czy w Las Vegas olbrzymia, czteropasmowa autostrada (freeway) jest częścią miejskiej tkanki, tam toczy się prawdziwe miejskie życie: „Olbrzymie, żywiołowe widowisko ruchu ulicznego. Zbiorowa scena odgrywana przez całą populację przez okrągłą dobę. Dzięki bogactwu programu i pewnego rodzaju współpracy, która wiąże cały ten krwiobieg, ruch osiąga tu poziom dramatycznej atrakcyjności i porządku symbolicznego (…) system freeways jest miejscem integracji (opowiada się nawet, że istnieją rodziny, które nieprzerwanie krążą po nich w mobil home i nigdy z nich nie wyjeżdżają). Dzięki rozłożystości Los Angeles można tu odnaleźć poczucie wolności, jakie towarzyszy samochodowej włóczędze po pustyniach, których Los Angeles stanowi po prostu zamieszkały fragment. Freeways nie odkształcają, więc ani pejzażu, ani miasta”5. Funkcjonowanie w mieście autostrad zmusza jego mieszkańców do określonych zachowań, do podporządkowania się znakom, które w Ameryce przyjęły specyficzną formę „przeznaczenia”, przed którym nie ma ucieczki (jak np. right lane must exit) oraz do poruszania się ciągle do przodu, w określonym porządku, tak samo jak inni uczestnicy ruchu.
Najlepszymi egzemplifikacjami opisywanej wyżej właściwości są właśnie dwa miasta amerykańskie: Las Vegas i Los Angeles, które niczym „samochodowe kina”, dobrze widoczne stają się nocą, kiedy rozbłyskają tysiącem świateł, wtedy dopiero można docenić daleką autostradową perspektywę. W pustynnym Vegas wszystko zostało przeznaczone do odczytu z ciemnej, nocnej drogi wielopasmowej. Media: ekrany, świecące neony królują nad miastem, zawładnęły przestrzenią „do tego stopnia, że architektura stała się symbolem w przestrzeni raczej niż jej formą, a same znaki okazały się ważniejsze od architektury”6. Las Vegas ma dwa wizerunki: dzienne – zupełnie niepozorne i nocne, kiedy budzi się do życia: „Wystarczy zobaczyć Las Vegas, wzniosłe Las Vegas, jak u schyłku dnia wynurza się całe z pustyni za sprawą swych fosforyzujących świateł i jak potem, po wyczerpującej jego ogromną, powierzchowną energię nocy, o świcie z powrotem zanurza się w pustynię”7. Nocą, kiedy ujawnia się generowane przez wszechobecne neony i ekrany świetlne oblicze tego pustynnego miasta granica między rzeczywistością i tym, co tylko ją naśladuje, przestaje istnieć. Architektura zaczyna wówczas pełnić nową funkcję, nie ma już za zadanie dostarczać schronienie, ale „podąża nieuchronnie w kierunku namnażania wirtualnych przestrzeni i nowych doświadczeń”8. Los Angeles ma podobną cechę, ale wydaje się być trochę bardziej tajemnicze, nie odsłania wszystkiego naraz, chowa się za swoimi wzgórzami, by za chwilę objawić się całą mocą świateł: „Los Angeles nocą skupia w sobie przyszłą geometrię siatki relacji międzyludzkich: płomiennych w swojej abstrakcyjności, rozświetlonych przez swą rozległość, gwiezdnych zdolnością mnożenia się w nieskończoność. Mulholland Drive nocą jest miejscem, z którego pozaziemska istota mogłaby oglądać planetę Ziemię, albo odwrotnie – to Ziemianin spogląda stąd na galaktyczną metropolię”9.
Marshall Berman opisuje z kolei specyficzny charakter nowojorskich dróg, stworzonych przez Roberta Mosesa, architekta odpowiedzialnego w dużej mierze za współczesny wizerunek Nowego Jorku, ale również za jego degradację. Do głównych jego zasług należy zaprojektowanie sieci dróg i mostów, łączących różne części miasta i pozwalających na szybkie poruszanie się po nim. W książce Bermana Wszystko, co stałe rozpływa się w powietrzu. Rzecz o doświadczaniu nowoczesności mowa jest o ich pięknie, ale wydaje się, że jest to inne piękno niż to w Los Angeles, gdzie droga jest jak gdyby naturalną częścią krajobrazu „ich piękno nie emanuje (jak ma to miejsce w przypadku autostrady wzdłuż kalifornijskiego wybrzeża albo szlaku appalachijskiego) z naturalnego otoczenia. Źródłem tego piękna jest sztucznie wykreowane środowisko samych dróg. Nawet gdyby aleje z niczym nie sąsiadowały i donikąd nie prowadziły, i tak byłyby ekscytujące”10. Podobnie nieodzowną cechą nowojorskiego krajobrazu są znaki, media obecne na jego ulicach. Do najbardziej znanych należą te z Time Square. Zostały one zaprojektowane tak, by górowały nad ludźmi stojącymi na ziemi, jednak nie wszystkie z nich są ogromne, cały plac tworzy pewną całość – mniejsze znaki odczytywane są w kontraście do większych.
2 comments
Słuszny to tekst! aż nawet za bardzo – w powtarzaniu tez i problematyki sesji WRO EXPABNED CITY z maja 2009.. Ach te ukryte inspiracje i aspiracje.
Ach New York New York….bardzo dobry i wnikliwy tekst poparty szeroką literaturą problemową. Daję się wyczuć, że autorka świetnie czuje miejską materię.
Comments are closed.