Teatry nieinstytucjonalne zawsze mają pod górkę. Trudności z jakimi muszą się borykać (z koniecznością syzyfowej walki o środki na utrzymanie teatru na czele) są niczym pole minowe, które przebyć szczęśliwie udaje się nielicznym. Można pokusić się o rys charakterologiczny twórców takich teatrów: mamy oto człowieka opętanego ideą, z lekkim obłędem w oczach. Cechuje go determinacja i wola walki. Chciałoby się powiedzieć – Don Kichot naszych czasów. Portret pamięciowy: oczy lekko podkrążone od godzin spędzonych przy komputerze na słaniu wiadomości do rozmaitych instytucji, włosy rozwiane wiatrem – efekt ciągłego biegu oraz nieodłączna komórka przy uchu. Ale tuż obok przymiotów czysto menadżerskich – wyraz błogiego szczęścia i satysfakcji na twarzy, gdy wymarzoną premierę uda się doprowadzić do skutku. Słowem: biznesmen i artysta muszą pomieścić się w jednej osobie.
Na kulturalnej mapie Krakowa teatrów niezależnych jest kilka. Problemy finansowe sprawiły, iż ostatnio było o nich głośno. Teatr Nowy Piotra Siekluckiego czy Stowarzyszenie Teatralne Mumerus Wiesława Hołdysa ocalały dzięki szumowi medialnemu. Ale widmo śmierci finansowej teatrów offowych wciąż grasuje w mieście. Właśnie zawisło na Teatrem BARAKAH, działającym pod szyldem Fundacji Dziesięciu Talentów na rzecz Teatru BARKAH. Sytuacja jest o tyle bardziej absurdalna, iż zagrożenie przyszło w chwili, gdy teatr święci swe triumfy. W czerwcu na ulicy Szerokiej 6, na scenie BARAKAH, miała miejsce polska prapremiera sztuki Hanocha Levina pt. „Szyc”. Spektakl zebrał bez wyjątków pochlebne recenzje. Łukasz Drewniak w ogólnopolskiej gazecie napisał: Anę Nowicką trzeba czule oklaskiwać za wybór repertuarowy1. Chętnie, jednakże rodzi się pytanie – jak długo publiczność będzie miała taką możliwość, skoro Miasto uznało, iż Fundację Moniki Kufel można bez żalu pominąć w toku przydzielania dotacji na działalność kulturalną w Krakowie? Władze miasta argumentują, iż wspierać mogą tylko organizacje przynoszące Krakowowi chlubę. Tym samym sugerują, iż Teatr BARKAHA do takowych nie ma prawa się zaliczać. A przecież „Szyc” stał się na tyle głośnym spektaklem, by sprowadzić z Izraela najbliższą rodzinę dramaturga – Hanocha Levina, co dotychczas udało się tylko słynnemu „Krumowi” Warlikowskiego. Najnowszy spektakl BARAKAH otrzymał zaproszenie na festiwale o randze międzynarodowej: Łódź Czterech Kultur oraz Boską Komedię. Z kolei „Damska Toaleta” była oczekiwana na prestiżowym, Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym w Quito (Ekwador) – mieście partnerskim Krakowa. Dotychczas, z polskich produkcji teatralnych, na festiwalu tym prezentowano tylko spektakl Krystiana Lupy. Niestety, Teatr BARAKAH nie mógł zaistnieć w Quito ze względu na brak środków finansowych na wyjazd.
Czy te fakty nie są jawnym dowodem na omylność krakowskiego establishmentu? Panie Prezydencie – widzowie apelują o większe zainteresowanie losami małych organizacji użytku publicznego. Małe, jak Teatr BARAKAH, nie jest równoznaczne z nieistotnym.
Czym charakteryzuje się ów waleczny teatr o obco brzmiącej nazwie? Kim są entuzjastki i inicjatorki działań teatralnych w podziemiach Klezmer-Hois?
W wywiadzie dla Joanny Weryńskiej założycielki teatru wyjaśniają etymologię nazwy: Barakah to po arabsku błogosławieństwo, dar Boga lub esencja życia. Tą nazwą dajemy do zrozumienia, że tworzoną przez nas sztuką chcemy coś dobrego ludziom przekazać. Każdy nasz spektakl musi mieć przesłanie.2 Jako logo teatrowi służy ryba – symbol pojednania i współdzielenia się.
Ana Nowicka – reżyserka i współzałożycielka Teatru BARAKAH gościnnie bywa aktorką w Teatrze Mumerus. We własnych spektaklach pojawia się tylko na chwilę, przemyka niczym cień Hitchcocka w „M – jak morderstwo” czy „Oknie na podwórze”. Możliwe, że byłaby dziś znaną aktorką, gdyby nie historia z pewnym zwierzem scenicznym – rekwizytem, z którym przyszło jej grać Królewnę Pasterek. Rzekoma koza, o fizjonomii bliższej borsukowi, nie zniechęciła zupełnie absolwentki aktorstwa do wcielania się w trudne role (może dzięki „Lunatykom” Lupy, w których grała jako studentka). Jednakże – szczęśliwe dla widzów – historia ta skierowała Anę na inne, reżyserskie tory.
Monika Kufel – drugi (pierwszy?) filar BARAKAH, aktorka spełniająca się także jako terapeutka dziecięca. Leczy tym, co w jej odczuciu najlepsze – sztuką. Ukończyła Wydział Lalkarski wrocławskiego PWST, gdzie naukę wieńczą dwa spektakle dyplomowe. Na jeden z nich Monika wybrała sztukę własnego autorstwa. Jest to kompilacja opowiadania Olgi Tokarczuk, wiersza Tuwima i wrażeń po lekturze Hanny Krall oraz licznych przemyśleń na temat tak – wydawałoby się – banalnego przedmiotu jak szafa. Aktorka zdecydowała się na jedną z najtrudniejszych form scenicznych jaką jest monodram (dotychczas wybrała tę formę dwukrotnie: „Cin” również jest rozpisany na jedną postać). Nie wszyscy wychodzą zwycięsko z solowej próby, jednakże spektakl „Szafa”, wyreżyserowany przez Anę, stał się wydarzeniem. Posypały się nagrody: Monika została laureatką nagrody za debiut na Ogólnopolskim Festiwalu Teatrów Jednego Aktora we Wrocławiu. Otrzymała nagrodę specjalną ministra kultury Macedonii na Międzynarodowym Festiwalu „Aktor Europy” oraz, między innymi, nagrodę na Festiwalu Dramaturgii Współczesnej w Warszawie. Ana i Monika postanowiły kontynuować owocną współpracę.
Początkowo współdzieliły scenę z innymi teatrami nieinstytucjonalnymi. Szybko jednak odczuły, że teatr potrzebuje własnej, intymnej przestrzeni by w pełni rozwinąć moce twórcze. „Klinika dobrej śmierci” – uderzająca w drażliwy temat eutanazji i pytanie o możliwości decyzyjne w przypadku własnego losu – miała premierę już w krakowskim klubie Face to Face. Ostatecznie teatr znalazł artystyczną przystań w gościnnych murach restauracji Klezmer-Hois .
Wydaje się, że Kazimierz ze swoim potencjałem artystycznym jest idealną lokalizacją dla zespołu BARKAHA i jego wrażliwości. Dwie sztuki („Szafa”, „Szyc”) tego teatru sięgają w głąb żydowskiej dzielnicy nie tylko poprzez specyfikę miejsca. Przypominają zniszczoną przez Szoah kulturę wyznawców Judaizmu.
Jeśli czytać „Szafę” jako historię żydowskiej dziewczynki ukrytej w meblu w czasie, gdy wokół szaleją nagonki i wywozy ludu Izraela do komór gazowych – można powiedzieć, że spektakl wpisuje się w nurt martyrologiczny. Robi to w mądry, autentycznie poruszający sposób. Przedstawianie nie gra na niskich uczuciach. Na to, co działo się w czasie II Wojny Światowej pozwala spojrzeć oczami dziecka. Po spektaklu zwykle panuje przez chwilę grobowa cisza. Ale nie jest to milczenie niezręczne, z którego biłoby nieme pytanie: kto zacznie klaskać? To raczej oszołomienie, trudność wyjścia ze świata małej dziewczynki przedstawiającej nam z bezradną szczerością swoje położenie.
„Szyc” również dotyka kwestii żydowskiej. Jednakże jest to już zupełnie inne spojrzenie, wybijające widza z przeświadczenia, że wie, jakie podejście do tematu oferuje mu Teatr BARAKAH. Hanoch Levin, autor sztuki, pokazuje rodzinę izraelskiego przedsiębiorcy w pełnej gamie przypisywanych tej społeczności wad. Spektakl ocieka żądzą posiadania: zarówno dóbr konsumpcyjnych: pieniędzy, jedzenia, jak i drugiego człowieka, jego fizycznej namiętności, wręcz mięsistości. Jest w tym przedstawieniu coś dzikiego, swawolnego oraz autoironicznego i zdystansowanego zarazem. Dialogi – kłótnie , dialogi – wyznania , dialogi – deklaracje przecinane są songami, do których muzykę napisała znawczyni zawiłych relacji damsko-męskich – Renata Przemyk. „Szyc” uderza w zupełnie inny ton niż „Szafa”.
Trudno przewidzieć, jak potoczą się dalsze losy Teatru BARKAH. Pomimo bogatego i cenionego w środowisku dorobku artystycznego istnienie teatru stoi pod znakiem zapytania. Pomysłów na dalsze przedstawienia Anie i Monice nie brak, raczej trzeba wyławiać z morza patentów te, które mają największe szanse na realizację. Głównie – finansową. Szkoda, że nad tak obiecującą instytucją kultury wisi typowa dla naszego kraju zmora: wszystko gra (i to jak!), tylko w kasie mieszka brak, że pozwolę sobie w przypływie frustracji na rym częstochowski.
Katarzyna Borys
1Dziennik Gazeta Prawna nr 167/27-29.08.
2Gazeta Krakowska nr 141/19-20.06.
2 comments
Renata Przemyk – “znawczyni zawiłych relacji damsko-męskich” – bo umre ze smiechu :-)))))))))))))))))))))
Domniemana znawczyni – jako artystka śpiewa głównie o nich. Skrót myślowy. Ale cieszę się, że komuś zrobiło się wesoło. Zawsze to poprawia poziom ogólnego samopoczucia w świecie:) Pozdrawiam.
Comments are closed.